Artykuły

Serce zostało w Borje

W podróżach najbardziej mnie pociągają wyprawy w głąb siebie - znalezienie czasu na czytanie i myślenie. Wielbię np. Nicolasa Bouviera, który był wybitnym pisarzem podróżującym, napisał znakomite książki o oddaleniach między ludzkimi światami. Może wystarczy czytać takich pisarzy, a zobaczy się więcej niż za pomocą własnych oczu, zwłaszcza kiedy krótko jest się w tym innym świecie? - zastanawia się Ewa Wójciak, dyrektor Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu na łamach Turystyki, dodatku do Gazety Wyborczej.

Ewa Wójciak, aktorka Teatru Ósmego Dnia: Serce zostało w Borje, wiosce rybackiej na półwyspie Pelješac w południowej Dalmacji.

Jakieś dziesięć lat temu wygnało nas z Polski ponure lato. Pojechaliśmy z dziećmi i psem do Chorwacji. Było tuż po wojnie, jechaliśmy bez planu, wstrząśnięci opuszczonymi wioskami w obramowaniu pięknej przyrody. Wynajęliśmy pokój w Borie, w domu Bośniaczki Aidy Kulenovie, dumnej bałkańskiej piękności, niezwykłej postaci. Żyła samotnie, zmagając się z biedą. Wojna strasznie dużo jej zabrała - jedyny syn zginął w Sarajewie, dom uległ dewastacji, łódź przepadła. Zapałaliśmy do siebie wielką przyjaźnią i zaczęliśmy tam jeździć co roku.

Borie jest przylepione do zboczy gór opadających do morza, wysokich do tysiąca metrów. Kilka domów w wiosce ma 300 lat i więcej - pochodzi z czasów, kiedy te ziemie należały do Wenecji. Na morzu majaczy archipelag wysp. Arkadyjska uroda, z kryształowym morzem i niebem, leczy ze złych nastawień i depresji. Nie ma tam wielu turystów.

Przed domem Aidy jest taras - widok z niego na Adriatyk jest niezrównany. Nocą na morze wypływa rybacki kuter zawsze poruszający się w tym samym rytmie. Jest w tym coś odwiecznego, kojącego, co dzieje się niezależnie od konfliktów, wojen, myśli Z tarasu wydaje się, że morze jest blisko, ale w rzeczywistości trzeba do niego zejść kilkanaście minut skalistą ścieżką. Na dole jest zatoczka i plaża wśród skał, na której możemy być sami. Na tarasie, pod rozłożystą oliwką, często biesiadujemy z przyjaciółmi. Z czasem zaczęliśmy tam jeździć nawet w kilkanaście osób, zabierając zwłaszcza przyjaciół naszych dzieci. Aida nauczyła mnie robić znakomite małże w białym winie, różne bałkańskie i dalmatyńskie przysmaki. Przychodzą miejscowi, dyskutujemy o historii tego kraju, o wojnie To nigdy nie są zwyczajne wakacje, zawsze są podszyte refleksją, bólem nieodłącznym od tego kawałka Europy.

Parę lat temu kupiliśmy część domu Aidy. Należała do jej brata, który mieszka w Serbii i po wojnie nie może tu przyjeżdżać. Aida sama nas namówiła. Ale w Chorwacji cudzoziemcy nie mogą nabywać nieruchomości, więc mamy go i zarazem nie mamy, choć prawo naturalne i sąsiedzi akceptują naszą własność. Tyle tysięcy kilometrów przejechałam z teatrem, aż zaczęła do mnie docierać prawda, że świat się powiela. A Borje jest niezwykłe i niepokonane pod względem uroku, doskonałości. Nigdzie nie znalazłam takiego miejsca.

Niezapomniany dzień

przeżyłam w Meksyku, w mieście Quernavaca opisywanym w książce Malcolma Lowry'ego "Pod wulkanem". Wróciliśmy tam z teatrem w 2001 r. po dwudziestu latach od pierwszego pobytu, zaproszeni na Festival Cervantino. Graliśmy plenerowy spektakl "Arka" i po przedstawieniu przyszli do nas Meksykanie, którzy przed laty byli tam naszymi najlepszymi przyjaciółmi, ale po stanie wojennym kontakt z nimi się urwał - byliśmy pewni, że już nigdy się nie spotkamy. Teraz okazało się, że porażeni tym, co się wówczas stało w Polsce, zrobili o nas spektakl. To spotkanie wywołało w nas wszystkich łzy. Siedzieliśmy długo w noc, odnajdując znów tamtą bliskość, naszą młodość.

Ciekawe jest tam to, że...

Meksyk to fascynujący kraj. Graliśmy tam m.in. w Zacatecas, mieście-pomniku kultury położonym w kotlinie pod wielkim wulkanem. Zbudowane z różowego piaskowca, pełne pięknej architektury kolonialnej. Ludzie są tam serdeczni i gościnni. W ramach festiwalu po mieście krążyły orkiestry i zespoły muzyczne, ludzie z baniakami meskalu, meksykańskiej wódki, ale rozcieńczonej, nie 40- procentowej. Zastał nas tam 1 listopada, zupełnie inaczej obchodzony niż w Polsce. W Dzień Wszystkich Świętych ludzie spotykają się przy grobach bliskich, gdzie biesiadują, tańczą. Potem przenoszą się do domów. Przed kościołami i cmentarzami stoją stragany oferujące cukrowe czaszki czy ruchome postaci Śmierci zrobione z modeliny. Świętuje się przy dźwiękach ostrej muzyki tanecznej, a dzień kończy się zabawami. To rodzaj karnawału, która ogarnia cały Meksyk. Dla nas, refleksyjnych ludów północy ich ekspresyjne, pełne energii i witalności podejście do śmierci jest niesamowite.

Dojechałam tam...

samolotami, ale także busem teatru, którym najczęściej jeździmy Jesteśmy wiecznymi podróżnikami, czas, który spędziliśmy w podróży można by liczyć na lata. Lubię jeździć naszym busem, w kilka osób. Sami wybieramy przystanki i wiemy, że pod koniec dni czeka nas nagroda. Wieczór to największa atrakcja - dyskutujemy, czy chcemy zjeść coś u Greka, u Turka czy gdzie indziej. To poważny temat, który na nowo rozpoczyna się następnego dnia. Takie siedzenie, jedzenie i picie wina sprzyja rozmowie, a dla mnie to bardzo ważny element podróży.

Najlepsze wakacje...

Teraz spędzam w Chorwacji, a jako dziecko spędzałam je w Puszczy Noteckiej, nad śródleśnymi jeziorami koło Sierakowa. Ojciec kochał las i często jeździliśmy tam do leśniczówki, a potem w pięknym miejscu pod lasem zbudował domek - na wakacje wyjeżdżałam tam z babcią. Byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Chodziłam po piaszczystych ścieżkach, włóczyłam się po lesie, odkrywałam dla siebie różne miejsca i jeziora. Dużo czasu spędzałam ze sobą i z przyrodą. Zostało mi z tamtych czasów to, że kiedy dziś chcę iść do lasu, musi to być samotna włóczęga.

W Polsce lubię...

Nadal Puszczę Notecką. Nie umiem zrezygnować z przyrody i zawsze wybieram miejsca trochę dzikie, oddalone od cywilizacji, moje własne. Puszcza Notecka to piękna część Polski - przepastne lasy, po których można chodzić kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów, nie spotykając człowieka. Znam tam miejsca, w których jest istne grzybowe szaleństwo i do których ludzie nie docierają.

Podróżuję z...

Teatrem Ósmego Dnia, najczęściej. Ale także bardzo chętnie z moją córką i synem oraz z ich i naszymi przyjaciółmi.

Mój ulubiony hotel...

Hotele na ogół są do tego, by przenocować i ruszyć dalej. Ale szczególnie zapamiętałam luksusowy Fiesta Americana w Mexico - pełen przepychu, znakomitego jedzenia w ogromnych ilościach, rodzajach i gatunkach. Zakwaterwali nas tam meksykańscy gospodarze na czas trwania festiwalu (rok później 200 m od podobnego hotelu w Caracas w Wenezueli omal nie zastrzelono mnie na ulicy). Ten hotel był paradoksalnym miejscem dla nas, którzy nie godzimy się na straszne nierówności społeczne typowe dla Ameryki Płd.

Ulubiona pamiątka z podróży...

Już nie zbieram pamiątek. Z pierwszej podróży do Meksyku w 1981 r. wszystko, każdy bilet do metra był pamiątką. Przywiozłam piękne rysunki i wiersze, które pisał dla mnie Meksykanin indiańskiego pochodzenia. Ale świat się globalizuje i dziś indiańskie paciorki (choć nie wiersze) można kupić na niemal każdym targowisku w europejskim mieście. Z ostatnich podróży mam więc w domu tylko dużą kolekcję skorup jeży morskich wyłowionych przez moje dzieci podczas nurkowania na dnie Adriatyku.

Niebo w gębie poczułam w...

"Szanghaju" w Palermo na Sycylii. W latach 80. byliśmy na emigracji we Włoszech i od tamtego czasu to, co jem, jest zdominowane przez kuchnię śródziemnomorską. W "Szanghaju" ostatni raz jadłam chyba w 1989 r., mam nadzieję, że ta restauracyjka nic nie straciła ze swej jakości. Mieści się przy olbrzymim targu rybnym koło nabrzeża. Trzeba wejść na piętro, skąd przez dziwaczny pokój, który wygląda trochę jak sypialnia, wchodzi się do sali restauracyjnej. Stoliki były przykryte ceratą, ale w Palermo wszyscy wiedzieli, że potrawy, zwłaszcza rybne, są tam znakomite. Świeże ryby wszelakiego gatunku kucharz "Szanghaju" miał pod bokiem. Bardzo dobre były także makarony. Lubiłam jeść na tarasie, bo siedząc przy stoliku można było obserwować targ. W dole przewijały się najrozmaitsze typy ludzkie, dobiegał chór głosów mówiących wieloma dialektami włoskiego, w biały dzień przez targ przechodziła kontrabanda papierosowa Jedzenie jest ważne w naszych podróżach, staramy się jeść dobre rzeczy - ale to miejsce i smak potraw w "Szanghaju" zapadły mi w pamięć.

Na wyprawę zawsze zabieram...

U Sandora Maraia wyczytałam, że prawdziwy, dojrzały podróżnik zabiera ze sobą minimum rzeczy. Przed wyjazdem muszę zadbać o życie w domu, pakuję się więc w ostatniej chwili i wielu rzeczy zapominam. Ale nauczyłam się, że wystarczy para spodni, dwa T-shirty i dwie pary majtek, żeby można było je prać i używać na zmianę. Świat jest dziś tak egalitarny, że nie wymaga od ludzi specjalnej elegancji. Wszyscy chodzą w dżinsach.

Nigdy więcej nie powrócę do

Rosji. Byłam tam parę tygodni w 1989 r. Nie chcę wracać z uwagi na charakter tego państwa, który ciąży na ludziach, z powodu bestialstwa Rosjan wobec Czeczenów... Rosja to straszne morze ludzkiej biedy, nieszczęścia, brzydoty, które zostawił komunizm. To imperialna pycha, która ma odzwierciedlenie w Moskwie. To miasto mnie odpycha. Kocham Amsterdam, mały i przyjazny, tam człowiek jest w centrum. W Moskwie ważny jest przepych prospektów będących świadectwem potęgi państwa - a człowiek nie znaczy nic. Dostaliśmy zaproszenie od Rosjan na występy z okazji 300-lecia Petersburga, ale odmówiliśmy. Wiemy, że są tam ludzie, dla których moglibyśmy grać, ale nie chcę jechać do Rosji Putina, która odpowiada za ludobójstwo w Czeczenii.

Wkrótce będę w drodze do...

wielu miast w Polsce z naszym ostatnim przedstawieniem "Teczki". To spektakl o naszej młodości inspirowany tym, co znaleźliśmy na swój temat w materiałach SB. Ale tak naprawdę znów marzę o Chorwacji. To 1,6 tys. km, dwa dni jazdy samochodem, ale warto.

Chciałabym poznać lepiej...

tę część świata, w której nigdy nie byłam, jeśli nie liczyć obecności na festiwalach w Singapurze i Korei - Azję. Ale marzę o tym ostrożnie i bez wielkiego przekonania, bo jestem podróżami zmęczona. W podróżach najbardziej mnie pociągają wyprawy w głąb siebie - znalezienie czasu na czytanie i myślenie. Wielbię np. Nicolasa Bouviera, który był wybitnym pisarzem podróżującym, napisał znakomite książki o oddaleniach między ludzkimi światami. Może wystarczy czytać takich pisarzy, a zobaczy się więcej niż za pomocą własnych oczu, zwłaszcza kiedy krótko jest się w tym innym świecie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji