Artykuły

Rosjanie poskramiają złośnicę

- Wyszli żołnierze, a przyszliśmy my okupować - zażartował Jurij Krasowski, reżyser "Poskromienia złośnicy" w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. - Może to będzie lepsza okupacja - odpowiedziałem również żartem. A rze­czywiście ten spektakl to niemal w całości rosyjska robota, bo scenografię przygotował Siergiej Smirnow, a muzykę skomponował Borys Fogielson. Sam Krasowski to trochę outsider rosyjskiego teatru - długie lata także w sensie dosłownym pozostawał poza teatrem, pracując na kolei. Obecnie jest profesorem Akademii Sztuki Teatralnej w Petersburgu. Dwa lata temu przyjechał do Wrocławia, do Ośrodka Grotowskiego na wykłady o Meyerholdzie , którego jest świetnym znawcą. Tu też, w Teatrze Współczesnym, wyreżyserował dwa przedstawienia wg Czechowa i Faulknera. No, a teraz "Złośnicę" w Jeleniej Górze.

Jeśli z rosyjską szkołą reżyserii łączyć wnikliwą analizę tekstu, to spektakl Krasowskiego trochę od tej tradycji odstawał. Komedię {#au#136}Szekspira{/#} zagrano w nowym przekładzie Barańczaka, który naszpikowany jest żartami słowny­mi. Być może z przyczyn zupełnie naturalnych reżyser nie był w stanie z aktorami wydobyć w pełni humorystycznych walorów tekstu. Można było natomiast odnieść wrażenie, że skupił się przede wszystkim na zbudowaniu szeregu komicznych obrazów - cechujących się teatralną dynamiką i mocno eksponujących dowcip sytuacyjny (z wyraźnym nawiązaniem do komedii dell'arte). Trzeba tu oddać honory jeleniogórskim aktorom, którzy na ogół znakomicie wykonywali postawione przez reżysera zadania. Nieczęsto w naszych teatrach widuje się zespół, któremu ruch i taniec na scenie nie sprawia trudności, a przeciwnie, wywołuje naturalną radość. Poskromienie złośnicy nie jest jednak łatwą komedią. Problemy jej scenicz­nej realizacji zaczynają się już od kwestii Prologu, o którym Szekspir jakby w trakcie pisania sztuki zapomniał. Dlatego też czasami scenę tę się skreśla. Krasowski natomiast ją rozbudował, mocno eksponując efekt teatru w tea­trze. Elementy scenografii do przedstawienia o Kasi Złośnicy powstają po rozebraniu wozu wędrownych aktorów. Grają oni początkowo dla pijanego Okpisza i dla Dziedzica, którzy jednak w pewnym momencie znikają. Tutaj reżyser pozostał bezradny wobec feleru tekstu.

Najważniejsza sprawa: relacja Petruchio - Katarzyna, została, jak sądzę, interesująco przedstawiona - nawet, jeśli w szczegółach interpretacji aktor­skich mogła budzić zastrzeżenia. Rzecz jednak w ogólnych zarysach można chyba tłumaczyć sobie tak: Katarzyna (Karina Krzywicka) nie jest złośnicą, bo ma wyjątkowo wredny charakter. Złości się, ponieważ czuje się nieprzystosowana do świata, w którym przyszło jej żyć. Jej gniew jest naturalny, skoro ma wokół siebie ludzi małych, nudnych, pozerów. Petruchio (Tadeusz Wnuk) jest być może większą osobowością, ale w gruncie rzeczy mieści się w tym światku. Toteż tresura, jaką zaaplikuje kochance, w istocie jest szkołą konformizmu, urabiania niepokornego charakteru, niszczenia indywidualności. Finałowa kwestia Katarzyny w jeleniogórskim spektaklu jest podszyta goryczą porażki. Krasowski jakby chciał powiedzieć: nie ma co się cieszyć, że udało się poskromić złośnicę, nie cieszmy się też z tego, że tych dwoje, Katarzyna i Petruchio, tworzą wreszcie zgodną parę. Stało się to bowiem za zbyt wysoką cenę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji