Artykuły

Hity Umer i Poniedzielskiego

Ona (Magda Umer) i On (Andrzej Poniedzielski) siedzą w swoich mieszkaniach i rozmawiają przez internet, podśpiewując przy tym ulubione piosenki - tak można streścić spektakl "Chlip-Hop" [na zdjęciu]. Obejrzymy go w niedzielę [15 kwietnia] na dużej scenie Teatru im. Mickiewicza.

Śpiewają utwory Agnieszki Osieckiej, Jeremiego Przybory, Wojciecha Młynarskiego i Jonasza Kofty - sobie nawzajem i w wyimaginowanych duetach. Akompaniuje im pianista Wojciech Borkowski. A o czym mówią? Korzystając z przynależnego ich wiekowi "rozkwitu dojrzałości", z żartobliwym dystansem próbują sprawdzić, które z ich "najważniejszych mniemań" można by przenieść w nowe czasy. W ten niezwykle inteligentny i dowcipny sposób, zderzając przeszłość z teraźniejszością, komentują nową rzeczywistość.

Spektakle zaplanowano na godz. 17 i 20. Bilety: 50, 60, 70 zł.

Rozmowa z Andrzejem Poniedzielskim

Krzysztof Kowalewicz: Od kiedy przyjaźni się Pan z Magdą Umer?

Andrzej Poniedzielski: Od 30 lat. Bliżej współpracujemy od ponad roku, co zaowocowało tym spektaklem. Cenimy siebie wzajemnie za podobne poczucie humoru, podobną drogę twórczą i skłonności do wykonywania pieśni nieradosnej oraz piosenek pisanych po coś. Do spektaklu wybraliśmy utwory, które lubimy śpiewać, nie oglądając się na to, że nie zawsze są wesołe. Większość piosenek reprezentuje smutek pogodny, czyli taki z dystansem do rzeczywistości, co moim zdaniem jest warunkiem przetrwania.

Kto kogo bardziej reżyserował?

- Jesteśmy trudno reżyserowalni. Na scenie zachowujemy się naturalnie, nie udajemy i za mocno nie wymyślamy. Środek ciężkości spektaklu umieszczony został w naszych rozmowach, które dotyczą wszystkiego, od przemijania począwszy na drobnych gustach i guścikach skończywszy. Rozmawiamy, a nie dyskutujemy. Dyskusja wynika z chęci mówienia. Rozmowa to chęć słuchania i ewentualnego mówienia.

Ten spektakl, w przeciwieństwie do Pana programów kabaretowych, został w pełni wyreżyserowany?

- Mamy pewną drabinkę zdarzeń, po której się poruszamy. Piosenki są przygotowane, ale reszta toczy się mimowolnie na scenie.

Jesteście Państwo sami dla siebie scenografią?

- Można tak powiedzieć. Mamy stoliki, krzesła, a przed sobą laptopy. Przyjęliśmy konwencję, że siedzimy w osobnych mieszkaniach i rozmawiamy przez Skype [program do rozmów internetowych - przyp. kk], ale niespecjalnie kłaniamy się technologii XXI wieku.

Inna wersja "Samotności w sieci"?

- Nie sugerowaliśmy się tym hitem. XXI wiek uzmysłowił nam, jak niestety i jak na szczęście jesteśmy samotni. Podczas spektaklu rzeczywiście obsługujemy sprzęt komputerowy. Nie udaję, bo używam laptopa, nawet wysyłam e-maile i robię mnóstwo rzeczy, o które bym siebie nie podejrzewał.

"Chlip-Hop" to spektakl na każdą salę, każde deski?

- Nasze przedstawienie ma kameralną formę. Nie jesteśmy aktorami, nie potrafimy podkreślać swoich wypowiedzi gestem. Ludzie powinni nas dobrze widzieć, bo wszystko dzieje się na naszych twarzach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji