Artykuły

Przestało mnie już nosić...

- "Popioły" uczyniły mnie najpopularniejszym aktorem roku. Wygrywaliśmy z Polą Raksą wszystkie plebiscyty. Miałem 19 lat i pojechaliśmy do Cannes, zobaczył mnie cały świat - mówi warszawski aktor DANIEL OLBRYCHSKI.

Zawsze kochał boks i kobiety. Walczył na ekranie i na ulicy. Uwielbiał rozróby i romanse. Dziś Daniel Olbrychski odłożył szabelkę, uspokoił się, dojrzał. Romanowi Praszyńskiemu mówi, że już wie, jak smakować życie u boku tej jednej jedynej.

Stara się do życia podchodzić z pasją. Żyje i gra na najwyższych obrotach. On, aktor znany w świecie, nie boi się wystąpić w serialu. Przyznaje, że daje mu to satysfakcję i zarobek. Od niedawna oglądamy go w roli byłego boksera w serialu TVP 1 "Dwie strony medalu". Toni, bo tak nazywa się bohater, którego gra, budzi szacunek młodych. Dlatego rozmowę zacząłem od pytania: kto kształtował charakter Daniela Olbrychskiego?

GALA: Kto dla pana w dzieciństwie był autorytetem?

DANIEL OLBRYCHSKI: Miałem ich wielu i to był szczęśliwy przypadek mojej młodości. Pierwszy był mój dom rodzinny na Podlasiu, gdzie spędziłem dzieciństwo. Matka po Powstaniu Warszawskim wróciła w swoje rodzinne strony. Mieszkania i pracy w Warszawie nie było. Wiedziała, że lepiej będzie wychowywać brata i mnie w zdrowym miejscu, gdzie jest dom jej rodziców. Trafiłem do wspaniałego środowiska rodziny matki, patriotycznego i katolickiego, ale pięknie otwartego. Święta Bożego Narodzenia obchodziło się wspólnie z sąsiadami prawosławnymi, a dwa tygodnie później oni zapraszali nas na swoją wigilię. Rano w Drohiczynie nad Bugiem budziły nas dzwony trzech kościołów katolickich i piękne, zawodzące dźwięki tych cerkiewnych. Synagogi, niestety, już nie było, ale był kirkut, żydowski cmentarz, i pamięć o tym narodzie. Była pamięć o wywiezionych na Syberię i pomordowanych w Katyniu.

GALA: A kto konkretnie był autorytetem?

D.O.: Wzorce miałem oczywiste. Moi rodzice przez dwa lata ukrywali kolegę, Żyda, słynnego po wojnie redaktora naczelnego "Expressu Wieczornego", Rafała Pragę. Gdyby ktoś ich wydał, rodzice dostaliby czapę, a cała kamienica zostałaby wywieziona do Oświęcimia. Autorytetami byli dziadkowie, trenerzy sportowi, zawsze autorytetem byli dla mnie nauczyciele gimnastyki. Dzięki jednemu z nich zdałem maturę.

GALA: Jak to?

D.O.: Przez moją nieregularność, krnąbrność, chęć popisywania się - byłem takim klasowym błaznem - na półrocze w klasie maturalnej miałem pięć ocen niedostatecznych. Istniała absolutna pewność, że nie będę dopuszczony do matury. Ale lubiła mnie nauczycielka francuskiego, profesor Maria Szypkowska, i właśnie ona z nauczycielem wuefu ręczyli za mnie swoimi głowami. Skoro się o tym dowiedziałem, zawziąłem się i brawurowo zdałem egzaminy. Głównym motorem mojej młodości było zdanie, że "ja im pokażę!".

GALA: Był pan trudnym młodzieńcem?

D.O.: Bywałem okrutny dla nauczycieli. Nie tak jak dzisiaj się słyszy, ale wyrzucano mnie za drzwi. Rozśmieszałem klasę, byłem niepokorny. Moi rodzice na wywiadówkach słuchali gorzkich słów. Gdyby nie zaufanie kilkorga nauczycieli, nie miałbym szans na maturę i moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.

GALA: Nie zagrałby pan u Wajdy?

D.O.: Nie dostałbym się do szkoły teatralnej w tym właśnie czasie i na pierwszym roku Andrzej Wajda nie wziąłby mnie do swoich "Popiołów". Ten film uczynił mnie najpopularniejszym aktorem roku. Wygrywaliśmy z Polą Raksą wszystkie plebiscyty. Miałem 19 lat i pojechaliśmy do Cannes, zobaczył mnie cały świat.

GALA: Jak czytam o pana ówczesnych pijatykach i bijatykach, to się zastanawiam, czy wtedy sodówka panu nie uderzyła?

D.O.: Najbardziej tak o mnie mówiono, gdy byłem w liceum i jeszcze nie miałem żadnych osiągnięć. Nigdy później nie byłem tak trudny wobec otoczenia. Po pierwszym sukcesie byłem na widelcu, więc się mitygowałem, nie wypadało być rozrabiaką.

GALA: Chłopak z Drohiczyna na czerwonym dywanie w Cannes. Co wtedy dzieje się w głowie?

D.O.: Pierwszy raz byłem za Zachodzie. Była we mnie wielka radość i ogromna chęć sprostania temu wszystkiemu. Nie miałem kompleksów, uważałem, że mi to się należy, że to naturalne. Niebywałe szczęście, że mnie tak wyniosło. Wielu robiło z Wajdą filmy, ale nie wszystkim kariera ułożyła się w tak zawrotnym tempie.

GALA: Wajda był dla pana autorytetem?

D.O.: To zrozumiałe, był znanym w świecie reżyserem, wprowadzał mnie w tajemnice zawodu. Ale był też mistrzem życia, dzięki niemu miałem kontakt z najwybitniejszymi intelektualistami Polski: Andrzejewskim, Dygatem, Konwickim. Wokół Wajdy gromadzili się giganci umysłu, wrażliwości i moralności owego czasu. To była prawdziwa elita. Nie skończyłem studiów, ale kontakt z tymi ludźmi i praca ze światową literaturą to były moje uniwersytety.

GALA: Wajda odradzał panu pierwsze małżeństwo?

D.O.: Uważał, że jest za wcześnie, żebym zakładał rodzinę. Ale w życiu wszystko jest po coś. Gdybym się wtedy nie ożenił, nie byłoby Rafała, a potem jego synów Kuby i Antka. Nie ma więc tego złego...

GALA: Rozpieszczał pan swojego pierworodnego?

D.O.: Wydawało mi się, że nie. Po prostu w naturalny sposób dzieliłem się tym, co miałem. Kiedy pracowałem za granicą, przyjeżdżał i zwiedzaliśmy wspólnie świat. Wydaje mi się, że jego pokolenie miało dużo łatwiej niż moje. W każdym razie oni zawsze mogli liczyć na pomoc rodziców. Moich rodziców na taką pomoc nie było stać. Cierpiałem biedę i straszne warunki. W Warszawie mieszkaliśmy w kołchozowym mieszkaniu, cztery rodziny przechodziły przez nasz jedyny pokój do wspólnej łazienki. Nie było pieniędzy, matka chorowała, ojciec nie mógł znaleźć pracy. Ale to wszystko mnie zahartowało. Wiedziałem, że szybko muszę stać się samodzielny. Już jako szesnastolatek dokładałem się do czynszu pieniędzmi zarobionymi w telewizji. Dwa razy w miesiącu przygotowywaliśmy w studiu młodzieżowym program poetycki.

GALA: Ojciec nie pracował?

D.O.: Nie. Po wojnie nie wyrobił sobie nawet dowodu osobistego, bo uważał, że ten ustrój i rząd jest nielegalny. Był publicystą, czasem dorabiał dzięki pomocy przedwojennych kolegów.

GALA: Pan to akceptował?

D.O.: Trochę się buntowałem. Uważałem, że podstawowym obowiązkiem mężczyzny jest zapewnić byt rodzinie. To miałem wpojone od dziadków. W domu mógł być matriarchat, kobiety były bardzo władcze, natomiast mężczyźni uczciwi i pracowici. Czasem uważałem, że ojciec jest sam sobie winien. Był kłótliwy, spóźniał się, gdy miał coś do załatwienia. Był niezłomny moralnie, ale brakowało mu pokory. Szybko poczułem, że muszę być odpowiedzialny za rodzinę i nie powtarzać błędów ojca. Zacząłem uprawiać sport z myślą, że jak niedługo przyjdą sukcesy, będę miał pieniądze, odciążę rodziców.

GALA: Pana córka myśli podobnie?

D.O.: W wieku 21 lat stała się kompletnie samodzielną osobą. Od dziecka miała wręcz nadmierną ambicję w tym względzie. Budziła się o czwartej rano, żeby odrobić lekcje. Wstawała sama, wściekła klęła wszystkich, ale szła jak czołg. Sama znalazła dla siebie szkołę projektowania odzieży w Nowym Jorku. Wysłała prace, zaprosili ją na egzamin, i zdała. Trzeba jej było jedynie stworzyć warunki, żeby mogła studiować na swojej ukochanej wyższej uczelni. Mogła to robić cztery lata, ale uznała, że nie będzie na garnuszku rodziców, i cały program, włącznie z praktyką zrobiła w dwa lata. Ma talent artystyczny, dorabiała sobie, kelnerując w jakiejś kawiarni na środku Manhattanu. Po dwóch latach oznajmiła, że nie potrzebuje już ani dolara.

GALA: Niezależna osoba.

D.O.: Ale ten bezwzględny charakter i dyscyplina są za jakąś cenę. Tak jest zajęta swoim życiem, swoimi problemami, że brakuje mi jej obecności tutaj i serdecznego kontaktu.

GALA: A pan jakim był synem dla matki?

D.O.: Pamiętam, że pisała do mnie bardzo dużo listów. A ja byłem niepiśmienny. Wiedziałem, że czeka, abym zadzwonił, ale nie miałem wewnętrznej potrzeby, żeby codziennie sięgnąć po telefon. Dziś żałuję. Ksiądz Twardowski miał rację, przypominając, żeby śpieszyć się z kochaniem. Czasem z najbliższymi nam to nie wychodzi. Teraz moje wnuki, na które przelałem ojcowską czułość, już mówią grubymi głosami. Za chwilę odejdą do swoich spraw, będą się pojawiać tylko na wigilię, a jeszcze nie tak dawno lubili, kiedy dziadek położył się w łóżku, przytulił, przeczytał. To już nie wróci. Ale może się trafi, że doczekam prawnuków. Znając ich temperament, kto wie?

GALA: Małżeństwa w pana rodzinie rozpadają się, począwszy od związku pana rodziców. Skąd taka reguła?

D.O.: Ich małżeństwo w zasadzie się nie rozpadło. Długo żyli w separacji. Matka uciekła z Warszawy do rodziców na Podlasie, ojciec nie chciał skazywać się na obcą prowincję. Uważał, że da sobie radę w Warszawie jako publicysta, ale mu się nie udało. W momencie krytycznym dla mojej matki, kiedy zdrowie nie pozwoliło jej na pracę, niezwykle się nią zajął. I to też widziałem. Była chora na serce, lecz musiała spacerować, wnosił ją więc do mieszkania po schodach, bo czwarte piętro było dla niej za wysokie. Opiekował się nią jak niańka. Ale charaktery mieli kompletnie różne, więc ostatnie lata spędzili oddzielnie. Na wspólne mieszkanie pod jednym dachem nie nadawali się. Z winy obojga. Matka była zbyt apodyktyczna, uważała, że wie lepiej, co mężczyźnie jest potrzebne do szczęścia.

GALA: Pan brał żony na wzór matki? Apodyktyczne?

D.O.: O, nie. Wobec mnie nie można być apodyktycznym. Próba jakiegokolwiek dominowania kończy się źle.

GALA: Powtarza pan, że nie potrafi żyć samotnie.

D.O.: Nie lubię być sam. Może nie jestem najłatwiejszym partnerem, ale na pewno z biegiem lat coraz mniej trudnym człowiekiem. Lubię dom, nie nosi mnie. Na pewno mogę zagwarantować dużo większy spokój, czułość, lojalność. Wiem, że z wielu rzeczy trzeba zrezygnować, żeby móc się z kobietą pogodnie i pięknie wspólnie zestarzeć.

GALA: Z czego zrezygnować?

D.O.: Na przykład z zainteresowania innymi kobietami. Zawsze miałem w sobie taki odruch uwodzenia, jakby naturę. I sprawiałem tym dużo bólu. Takie zaprogramowanie, które przezwyciężyłem. Podobnie rzecz miała się z alkoholem. Wielu specjalistów diagnozowało, że jestem alkoholikiem. Lubiłem spektakularnie upijać się długimi okresami. Aż któregoś dnia powiedziałem, że już mnie to nie bawi, i przestałem. Nie sprawia mi to już przyjemności. Gdyby sprawiało, żadna siła medyczna czy logiczna nie odwiodłaby mnie od tego. W końcu sam uznałem, że to nie ma sensu, życie jest za krótkie.

GALA: Czy to prawda, że śmierć Ojca Świętego Jana Pawła II tak pana odmieniła?

D.O.: Taki znalazłem sobie pretekst. Przestałem też palić. Nie umiem palić mało, tak jak nie umiem mało pić. Albo trzy paczki dziennie i trzy butelki wina, albo wcale. Więc nie palę i nie piję alkoholu.

GALA: Zakrawa to na cud.

D.O.: Ludzie się dziwią, ale dla mnie to nie jest żadnym problemem. Taki jestem. Jakbym postanowił, że będę fruwał, toby mi wyrosły skrzydła. Żona nazywa mnie kosmitą. Umiem robić rzeczy, których normalny człowiek nie potrafi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji