Artykuły

Dynamiczny spektakl wierny Szekspirowi

"Othello" w reż. Macieja Sobocińskiego w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

"Othella" w reżyserii Macieja Sobocińskiego ogląda się w Krakowie z niesłabnącym zainteresowaniem. Duża w tym także zasługa młodego zespołu Teatru Bagatela.

Maciej Sobociński umieścił akcję szekspirowskiej tragedii w czasach bliskich współczesności. Rzecz rozegrał na niewielkiej przestrzeni -aktorzy są blisko, nieomal na wyciągnięcie ręki widza. Stwarza to wrażenie, jakby publiczność mogła bezpośrednio uczestniczyć w wydarzeniach.

"Othello" w krakowskiej Bagateli jest przede wszystkim opowieścią o uprzedzeniach i braku tolerancji wobec wszelkiej odmienności. Szekspirowski bohater podkreśla ją głównie egzotycznym tatuażem. Kiedy Othello (Marcel Wiercichowski) zrzuca z siebie europejski przyodziewek, dostrzegamy fiolet wężowo wijących się na jego stopach wzorów. Resztę - na ramionach, torsie i plecach - odsłaniać będzie w miarę rozwoju akcji.

Doskonały dowódca ujawnia w ten sposób rodzaj osobliwej dzikości wiążącej go z rytuałami praprzodków. Ciekawy zabieg artystyczny, który nie przypisuje Othella dookreślonej rasy ani nacji, natomiast dobitnie określa jego niedopasowanie do wyobrażeń panujących na weneckich salonach.

Interesująco wypadły momenty, które ściślej lokalizują miejsce akcji. Jej większa część rozgrywa się na Cyprze, stąd niektóre partie tekstu rozbrzmiewają po grecku. A kiedy pojawią się goście z Wenecji - po włosku. Nadaje to scenom wspaniałego kolorytu i lekkości. Inscenizator dokładnie wyważył proporcje. Zda się, że nie ma tu zbędnego słowa ani pustej minuty.

Są natomiast fascynujące role. Obok mrocznego, pewnego swej siły Othella Wiercichowskiego, w roli Desdemony wystąpiła delikatna jak marzenie, choć świadoma swych kobiecych atutów, Urszula Grabowska. Stworzyli oboje wiarygodną parę, zarówno w chwilach małżeńskiego szczęścia, jak i w gorszących scenach niecnie sprowokowanej, nieuzasadnionej zazdrości Othella.

Fantastycznym Jagonem jest Marcin Sianko, hamujący gniew i porywczość, żeby z zawiści przechytrzyć o wiele wartościowszego od siebie zwierzchnika i doprowadzić go do zguby.

To niewątpliwie najlepsza rola przedstawienia, w której nawet role epizodyczne miały charakter odrębnych etiud, ale każda z nich dobrze została wkomponowana w całość. Taka jest Emilia Magdaleny Walach, Bianka Anny Rokity, tacy- Rodrigo Juliusza Krzysztofa Warunka, Montano Dariusza Starczewskiego, Brabantio Sławomira Sośnierza, Doża Piotra Różańskiego. Trzeba by przepisać cały afisz.

Mimo rezygnacji z niektórych scen, adaptacja Sobocińskiego wiernie oddaje ducha szekspirowskiego tekstu. I co szczególnie godne podkreślenia na tle dzisiejszych teatralnych obyczajów, nie ma tu żadnych nieuzasadnionych udziwnień, eksponowania gwałtu czy przemocy. Przeciwnie - sceny zadawania śmierci przebiegają szybko, jakby przypadkowo, co tym bardziej każe się zastanowić nad zadziwiającym działaniem ślepego przypadku. Nie dajmy się sprowokować chytrze szerzącym nienawiść współczesnym Jagonom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji