Smutne Polaków rozmowy
"Imieniny" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Elżbieta Błaszkiewicz w Dzienniku.
"Imieniny" Marka Modzelewskiego miały być krzywym zwierciadłem dla dzisiejszych Polaków. Skończyło się na ciągu luźnych sekwencji. Na szczęście w łódzkim Teatrze Powszechnym jest przynajmniej śmiesznie.
Gdyby zamienić kolejność zdarzeń, to i tak nie miałoby to znaczenia. Na szczęście reżyser Marcin Sławiński wydobył z tekstu maksimum dowcipu. Na imieninach Romana Wielkowskiego spotyka się rodzina i przyjaciele. Impreza jest okazją do płytkich rozmów i małych starć. Wielkowscy (Małgorzata Skoczylas, Stanisław Biczysko) nie mogą sobie odpuścić pochwalenia się sukcesami córki Kasi przed Mazanowskimi (Mariola Krysińska, Piotr Lauks). W rewanżu ich przyjaciele wychwalają syna Kamila (Maciej Więckowski), studenta medycyny. Kasia (Marta Górecka) nie okazuje się jednak ideałem. Przyjeżdża z narzeczonym, który jest w wieku rodziców. W dodatku ma żonę i dwójkę dzieci. Siostra gospodarza, Elżbieta (Ewa Sonnenburg), otwarcie przyznaje, że marzy jej się namiętny romans. Jej mąż Eugeniusz (Jan Wojciech Poradowski) nie zwraca na to uwagi. W końcu co mu zależy po tylu latach małżeństwa. Zofia (Gabriela Sarnecka) ciągle pokazuje zdjęcie wnuczki. Nic nie wynika z rozmów bohaterów. Nie rozwija się żadna akcja. Po prostu siedzą i ględzą przy stole. To wszystko dzieje się oczywiście przy alkoholu. Jeżeli streszczać sztukę w kilku słowach, wydaje się nudna. Reżyser Marcin Sławiński jej pomógł. Dzięki niemu i aktorom dialogi w rodzaju: "Gdzie są moje skarpetki? Od 30 lat w tym samym miejscu", śmieszą. Aktorów ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Doskonale pokazali ludzi, którym zostały już tylko rozmowy przy imieninowym stole.
To ma być obraz polskiej inteligencji? - pytamy samych siebie, raz po raz oglądając łódzki spektakl. Przerażające i chyba prawdziwe. W lustrze teatru wielu zobaczy własną rodzinę albo znajomych. Różnica polega na tym, że patrząc na scenę jest się z tego łatwiej się śmiać. Dla wielu to jednak za mało, aby czuć się w pełni usatysfakcjonowanym.