Cenimy aktorów, nie ubeków
W piątkowym "Dzienniku" informowaliśmy o wieloletniej współpracy Macieja Damięckiego z SB. I ja, i cała redakcja naszego dziennika bardzo cenimy polskie kino i teatr. I trochę dziwi nas powściągliwa reakcja części środowiska aktorskiego na naszą publikację - pisze Paweł Paliwoda w Dzienniku.
Zapytany o tę sprawę Daniel Olbrychski odpowiedział: "Z wielkim smutkiem patrzę z Pragi na nasz kraj". Znany aktor wspomniał o "liście Wildsteina" i powtórzył bon mot o "granacie wrzuconym do szamba". Podkreślił, że nie interesują go dokumenty, do których oglądania miał go zachęcać Antoni Dudek z IPN. Nie chcę wchodzić w kompetencje wyspecjalizowanych służb oczyszczania polskiej historii, ale czy rzeczywiście pan Olbrychski zgadza się z twierdzeniem, że dwóch jest prawdziwych żołnierzy w Rzeczypospolitej: Kuklinowski w Koronie, a Kmicic na Litwie? Czy rycerskim zwyczajem jest donoszenie Damięckiego na kolegów z tego samego teatru? Czy naprawdę Olbrychski i Damięcki wciąż w jednym moralnym i aktorskim stoją domku? A inni aktorzy? "Co mnie to obchodzi" - tak skomentowała sprawę Alina Janowska.
Dlaczego dzisiaj tak chłodno podchodzi do ważnej sprawy oceny przeszłości? - Czy warto wracać do tamtych spraw? - powiedział mi Zbigniew Zapasiewicz. A przecież głos znanych i lubianych ludzi sceny i ekranu nie pozostaje bez wpływu na opinię publiczną. Współkształtuje nasze oceny. Nie mogę zapomnieć Zbigniewa Zapasiewicza, który w kapitalnym filmie "Ostatnie takie trio" zachęcał młodego perkusistę do brania z siebie przykładu, bezustannie powtarzając: "Ucz się, młodziak!". I uczą się młodzi.
Szanuję poglądy aktorów. Ale warto, by wszystkie osoby publiczne zwróciły uwagę na fakt, że ich sposób widzenia świata przestaje być prywatny w momencie, gdy dowiadują się o nim miliony.