Artykuły

W Płocku szykują rewolucję?

Przed płockim teatrem wielkie zmiany. Najpierw personalne, później techniczne. Dawny dom kultury staje się naszpikowaną technicznymi nowinkami sceną z prawdziwego zdarzenia.

Jest już pierwsza nowość. W płockim teatrze pojawi się zastępca dyrektora. Będzie odpowiedzialny za kwestie administracyjne i ekonomiczne. Marek Mokrowiecki, od 1990 roku samotnie pełniący obowiązki szefa teatru, powiedział "Gazecie", że takie rozwiązanie sam zaproponował urzędowi marszałkowskiemu (prowadzi i finansuje scenę). Prawdopodobnie nowy wicedyrektor zacznie pracę już niedługo - przed rozpoczęciem nowego, przełomowego sezonu i jesiennym otwarciem wyremontowanego gmachu teatru. Będą i inne zmiany. Choć na razie nikt głośno o tym nie mówi, nastroje w płockim teatrze są jednoznaczne: wszyscy szykują się na rewolucję. - Nowoczesny gmach, trzy sceny. To wszystko zobowiązuje - podkreślają nasi rozmówcy. - Do zarabiania na siebie? To raczej niemożliwe, żaden polski teatr nie jest w stanie sam siebie utrzymać. Te najlepsze pokrywają 70 proc. swoich wydatków. Ale musimy zacząć więcej zarabiać.

Żeby zacząć zarabiać, płocka scena musi przyciągnąć do teatru widownię, wybrać nową drogę. Postawić na ambitne realizacje spod ręki reżyserskich sław. Albo, skoro jak mówią pesymiści, zaledwie 5 proc. płockiej publiczności oczekuje od teatru mistycznych doznań, wybrać rozrywkę i realizować lekkie komedie, najlepiej ze znanym, warszawskim nazwiskiem wśród obsady. Tak czy inaczej, wszyscy oczekują jednego: o płockim teatrze ma być głośno, realizacja powinna gonić realizację, do tego gościnne przedstawienia...

- Teraz będzie można zupełnie inaczej spojrzeć na teatr. Reżyserzy dostaną do rąk nową zabawkę. Z niecierpliwością i pewnym niepokojem czekam na wynik tych zabaw - przyznaje dyrektor Mokrowiecki. Ma już cztery tytuły - typy na pierwszą premierę w wyremontowanym gmachu, ale wciąż milczy: - Wielkie otwarcia niosą ze sobą ryzyko, że człowiek nadmucha się jak balon. Dlatego muszę się dobrze zastanowić nad wyborem - tłumaczy.

Nie ukrywa, że całą ekipę czeka reorganizacja. Pojawią się nowe etaty, choćby dla kogoś odpowiedzialnego za całą aparaturę. Ale o dalszych szczegółach, nowych zadaniach, budżecie i nazwiskach dyrektor nie chce na razie mówić: - Proszę wybaczyć mi ostrożność. W tym momencie wszyscy żyjemy remontem.

Prace budowlane idą pełną parą. Odnowione, choć jeszcze w stanie surowym, jest górne i dolne foyer, gotowa, choć jeszcze nie wykończona - scena kameralna (umieszczona w miejscu antresoli nad dawną kawiarnią). Jest klimatyzacja, na dużej scenie - mosty oświetleniowe, kabiny akustyka i elektryka, w orkiestrionie kończą się prace przy fundamentach. Od strony Petropolu coraz wyraźniejszych kształtów nabierają garderoby. Ale trzeba pamiętać, że pierwotny termin otwarcia nowego teatru minął w 2006 roku.

* * *

Nie można czekać!

Teatr mój widzę ogromny... I to odkąd się w nim zakochałem. Szkoda, że ogromny pozostał tylko w moim sercu. Bardzo się boję, że to architektoniczne cudo, którego przebudowa się kończy, pozostanie tylko ładną, pozbawioną duszy bryłą. Choć szanuję dyrektora Marka Mokrowieckiego, to jednak głównie za jego dość odważne, niemal szalone płockie początki. Ale z taką siłą, z jaką go szanuję, także boleję nad tym, a nawet zaczynam pomału panikować, że we wrześniu czy październiku zamiast wielkiej pompy i fantastycznej premiery będzie wielka klapa.

Dyrektor Mokrowiecki spędził w Płocku 17 lat. O dwa lata dłużej niż Jan Skotnicki, Andrzej Maria Marczewski, Jerzy Stępniak i Tomasz Grochoczyński razem wzięci! I o ile wtedy teatr się zmieniał, aż za Grochoczyńskiego stał się także moim teatrem, o tyle teraz zaczął popadać w coraz większy marazm. Nic mnie już do niego nie ciągnie, choć jego magii dałem się kupić "Skąpcem", którego stworzyli Jacek Mąka w tytułowej roli i Jacek Andrucki jako reżyser. Wtedy przypomniały mi się stare dobre czasy, kiedy do teatru chodziło się na wszystko. Kiedy z zespołem można było grać od "Krakowiaków i górali", przez "Szewców", "Brata naszego Boga", śpiewane "Róbmy swoje", po "Operę za trzy grosze" Brechta. A teraz? Farsa miesza się z lekturą i nic poza tym się nie dzieje. Nic, o czym można by powiedzieć "rozwój".

Niestety, przestaję wierzyć w możliwość zmian. Owszem, budynek nowiuśki, ale jak czytam - żadnego pomysłu na jego ożywienie, żadnego programu. A ja tak bym chciał, żeby mój teatr znów uczył i wychowywał, żeby można było w nim znaleźć wytchnienie, a jeśli już nawet odpocząć na farsie, to pięknie zagranej. Żeby aktorzy grali tak, by znów ktoś wystawił nie "Opalę...", ale "Mistrza i Małgorzatę", na którą będą jeździć wycieczki. Nie z Płocka do Warszawy, ale z Warszawy do Płocka. Przecież to możliwe! Potrzeba tylko wizji, pomysłu, i działać trzeba dziś, a nie we wrześniu.

Andrzej Zarębski

Na zdjęciu: projekt nowego budynku Teatru im. Szaniawskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji