Artykuły

Wszędzie, czyli w Kielcach

Bez względu na oceny spektaklu, wystawienie dramatu Andrzeja Lenartowskiego w Teatrze im. S. Żeromskiego stało się wydarze­niem sezonu. Po raz pierwszy o pogromie kieleckim wypowie­dzieli się nie politycy, historycy czy dziennikarze, ale artyści - autor sztuki, reżyser i aktorzy.

Bolesny i trudny, a dla niektórych drażliwy temat, jaki podejmuje sztuka "Spotkamy się w Jerozolimie", spra­wił, że na premierę przyjechali znani krytycy i żurnaliści. "Politykę" repre­zentował Jacek Sieradzki (pierwszy napisał przed pięciu laty w "Dialogu" o utworze Lenartowskiego), "Gazetę Wyborczą" Roman Pawłowski, tele­wizję Krzysztof Miklaszewski. Swo­jego człowieka przysłała też "Rzeczpospolita". W dniu premiery telewizyjne "Wiadomości" nadały informację o spektaklu, również "Pol-Sat"pokazał krótką relację z Kielc. Wprawdzie nazwisko dyrektora Szczerskiego zostało zniekształcone, a Lenartowskiego określono jako autora scenariusza, lecz nie bądźmy drobiazgowi. Nawet przyjazd Mrożka dwa lata temu na przedstawienie "Miłości na Krymie" nie wzbudził tak dużego zainteresowania mediów kie­leckim teatrem.

Bardzo często przy dyskusji o "Spotkamy się w Jerozolimie"poja­wiało się słowo "kontrowersyjny".

Jeśli rozumieć pod tym rozbieżność ocen, to rzeczywiście, i sztuka, i spek­takl są kontrowersyjne. Po premierze można było usłyszeć i przeczytać głosy zachwytu, nagany, niektórzy widzowie zaś uważali, że najstosowniejsze jest milczenie.

To, co zabrzmi jak anegdota w złym guście, zdarzyło się naprawdę. Jeden z warszawskich dziennikarzy wsiadł przed kieleckim dworcem do taksówki i kazał się zawieźć do teatru. Po dro­dze wdał się w rozmowę z kierowcą, m.in. o sztuce poświęconej pogro­mowi. W pewnym momencie dzienni­karz usłyszał: "Panie, powinni ich wszystkich wtedy wytłuc".

Oczywiście, ów taksówkarz nie jest całą społecznością Kielc, tak jak nie jest nią czytelnik, który zadzwonił do "Słowa". Zaznaczył, że nie jest anty­semitą, lecz spektakl mu się nie spo­dobał, gdyż nieprawdziwie przedsta­wia pogrom, dzieląc postaci dramatu tylko na Żydów-ofiary i Polaków-oprawców. Jakby wówczas, 4 lipca 1946 roku, 42 Żydów zamordował nie rozhisteryzowany tłum, ale ludzie z dylematami moralnymi.

Rozbieżności

Dość powściągliwi w ocenach byli notable. Biskup Mieczysław Jaworski zauważył, że po obejrzeniu spektaklu należałoby milczeć, a nie klaskać. Podobnego zdania był prezydent Kielc Jerzy Suchański, który przyznał, że sztuka nim wstrząsnęła. Byłego wojewodę Józefa Płoskonkę raziły wulgaryzmy, ale końcówkę spektaklu uznał za wyśmienitą. Dramat Lenar­towskiego bardzo pochlebnie ocenił ambasador Krzysztof Śliwiński z MSZ. Natomiast reżyser filmowy i telewizyjny Tomasz Lengren, przyja­ciel autora, nie szczędził słów krytyki pod adresem aktorów.

Były też inne reakcje. Matka pew­nej szesnastolatki opowiadała, jak jej córka nauczyła się prawie całego tek­stu na pamięć i na spektaklu mówiła go równoczęinie z aktorami. Sam znam młodego człowieka, który sztukę przeczytał dwukrotnie, a o przedstawieniu wyrażał się z uzna­niem. Reżyser i dyrektor Piotr Szczerski mówił mi, że na pierwszym spek­taklu dla szkół młodzież, jak nigdy, siedziała cicho. Może młodzi ludzie, nie obciążeni dyskusjami dorosłych, odbierają spektakl najlepiej?

Powrót do siebie

Roman Pawłowski recenzując kie­leckie przedstawienie zauważył, że "nikt dotąd nie odważył się mówić o polskim antysemityzmie tak otwar­cie, jak zrobił to kielecki poeta i dra­maturg Andrzej Lenartowski". Oglą­dając tę sztukę nie można bowiem zapominać, że pisząc o pogromie Lenartowski napisał rzecz o antyse­mityzmie, nietolerancji, z którą można się zetknąć wszędzie w Polsce. Można zarzucić autorowi uproszczenia i prze­rysowania, nawet artystyczną prowo­kację, lecz nie można powiedzieć, że antysemityzm w Polsce nie istnieje.

Andrzej Lenartowski napisał dra­mat w trzy tygodnie, zbieranie mate­riału zajęło mu kilka lat. Żydowskie postaci mają swoje autentyczne pier­wowzory. W pogromie naprawdę zamordowano porucznika Izaaka Preissa, pielęgniarkę Ester Proszowską, Seweryna Kahane, Reginę Fisz i jej trzytygodniowego synka Adama. To uwiarygodnienie sztuki wzmacnia jej tragizm. Silnie odczuli to aktorzy wcielający się w role Żydów z kamie­nicy. Jerzy Kaczmarowski, który gra Mieszkańca parteru-ofiarę, a potem Robotnika-oprawcę, stwierdził, że gdy w finale znów staje się jedną z ofiar, czuje się, jakby wracał do sie­bie.

Wystawienie tej sztuki było Kiel­com i nie tylko Kielcom potrzebne. Dyskusje o pogromie, winie i karze, hańbie i odkupieniu będą jeszcze trwały. Dobrze, że w tej dyskusji nie zabrakło wspólnego głosu kielec­kiego pisarza i kieleckiego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji