Artykuły

Bez skandalu na scenie

"Macica" w reż. Piotra Szczerskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Monika Rosmanowska Gazecie Wyborczej - Kielce.

"Macica" rozczaruje tych, którzy spodziewają się skandalu na scenie. Obruszy nietolerancyjnych tradycjonalistów, rozśmieszy chłodnych analityków i zachwyci tych, którzy są otwarci na głos dzisiejszych dwudziestoparolatków.

Sztuka Marii Wojtyszko budziła emocje na długo przed premierą. Część kielczan była nawet gotowa spalić na stosie młodą autorkę. Niesłusznie. Czarownica jest bowiem bez winy. No chyba że po całym tym zamieszaniu wokół sztuki niektórzy oskarżą Wojtyszko o rozczarowanie. Oczekiwanego skandalu nie ma. "Macica" to tylko kolejny głos młodego pokolenia, które od pewnego już czasu próbuje pokazać głupotę otaczającej nas rzeczywistości. Krytyczny, odważny, ale jednak tylko kolejny kamyk w dyskusji, między innymi po literackim "Małżu" Marty Dzido czy "Głupcu" Ewy Schiling.

To, co było największym zarzutem, czyli epatowanie ginekologicznymi obrazami i epitetami, ginie w treści sztuki lub budzi śmiech widowni. Przekleństwa? Na to nikt nawet nie zareagował (no może poza parą podlotków z ostatniego rzędu, która świetnie się bawiła przy każdym tego typu słowie, ale i ona może być rozczarowana, bo powodów do głupiutkiego śmiechu za wiele nie miała).

"Macica" to ostra, bezkompromisowa diagnoza współczesności. Jest próbą rozliczenia się ze stereotypami m.in. normalnej polskiej rodziny i otaczającą nas hipokryzją. Główna bohaterka to kobieta, jakich wiele. Kobieta, która chce tylko pozostać sobą. Kim konkretnie? Nie wie, dopiero szuka swojej tożsamości. Spotyka się z wieloma mężczyznami i równocześnie zastanawia się, czy nie spróbować życia z inną kobietą. Bez żadnej ideologii, bez nazywania. Zachodzi w ciążę, ale nie wie z kim. Chce usunąć, ale nie robi tego, bo nie dotrzymuje terminów. Przerażające? Banalne? Jedno i drugie. Dla jednych historia Wiktorii to jedna z tych, które zamyka się w ciemnym podwórku, w biednej dzielnicy, w patologicznej rodzinie. Dla innych to historia, jakich wiele. Nic, o czym nie słyszeliby od siostry koleżanki, której przyjaciółka... i tak dalej.

Jednak banalna historia to tylko przykrywka dla trafnej analizy pokolenia dzisiejszych dwudziestoparolatków. Pokolenia, które nie ma szans na to, by stać się bohaterskim, bo żyje w czasach, w których bohaterów nie potrzeba. Pokolenie to nie ma mitu, wokół którego mogłoby się określić. A że musi mieć korzenie i czegoś się trzymać, tworzy sobie ten mit z odprysków przeszłości i teraźniejszości.

Sztuka w reżyserii Piotra Szczerskiego to przede wszystkim doskonałe epizody, które sprawiają, że całość ogląda się z przyjemnością. Niezależnie od siły rażenia spektaklu niektóre sceny są po prostu znakomicie pomyślane. Scena w szkole rodzenia, w której bohaterki, niczym stado kwok, wbiegają na scenę z przyczepionymi brzuchami, to prawdziwy majstersztyk. Doskonała jest też scena z historii rodziców i przesłuchania matki przez gestapo, głównie ze względu na grę Joanny Kasperek (legendy Teatru Wierszalin, obsypywanego nagrodami na prestiżowym festiwalu teatralnym w Edynburgu, którą po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć na kieleckiej scenie). Świetne kreacje stworzyły też Ewelina Gronowska w roli tytułowej macicy, Aneta Wirzinkiewicz (w pełni zasłużona nagroda ZASP-u dla najbardziej obiecującej aktorki) i oczywiście Maria Wójcikowska - babka Wiktorii. W tym roku Wójcikowska obchodzi 45-lecie pracy twórczej.

Dodatkowe atuty to dobrze dobrana muzyka (Chopin i Janis Joplin) i surowa, ale bardzo sugestywna i pobudzająca wyobraźnię, scenografia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji