Zagrać Becketta
{#au#247}Beckett{/#} w swoich utworach niczego nie przesądza i nie rozstrzyga. Stara się po prostu przedstawiać. Realizujący jego "Końcówkę" twórcy nie sprzeniewierzyli się autorowi. O przygotowanej przez nich inscenizacji najkrócej można powiedzieć, że jest z ducha Becketta.
"Końcówkę", drugi po "Czekając na Godota" utwór dramatyczny Samuela Becketta, powstały w latach 1954-1956, zaprezentował na impresaryjnej scenie warszawskiego Teatru Małego Teatr Polski z Wrocławia. Przedstawienie miało swoją premierę w styczniu 1994 roku we wrocławskim Ośrodku Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych.
Beckett napisał "Końcówkę" w języku francuskim i sam przetłumaczył ją niebawem na angielski. Po raz pierwszy wykonano sztukę w języku oryginału 3 kwietnia 1957 roku w Royal Court Theatre w Londynie. W postać Hamma wcielił się wówczas Roger Blin, któremu Beckett zadedykował "Końcówkę". Dziesięć lat później sam autor zrealizował swój utwór w języku niemieckim w Schiller-Theater w Berlinie Zachodnim.
Autorzy wrocławskiej realizacji wykorzystali znakomity przekład Antoniego Libery, który nadał dramatowi tytuł "Końcówka".
Tytuł oryginału brzmi "Fin de partie" (koniec partii), angielskiej wersji "Endgamie" (koniec gry, gra końcowa). Polski odpowiednik "Końcówka", choć w pewnym sensie bogatszy, nie zawiera w sobie elementu gry, rozgrywki. A tej jesteśmy świadkami. To, co dzieje się między czterema postaciami w pustej przestrzeni wnętrza bez mebli - tak surowego, aby uwaga koncentrowała się niemal wyłącznie na tekście - ma znamiona rozgrywki, partii.
Jak chciał Beckett
Wrocławscy twórcy przystąpili do realizacji sztuki z dużą pokorą wobec autora, starając się, jak sądzę, nie zmieniać Becketta, jego wymowy, nie udziwniać "Końcówki". Pozwolili wybrzmieć tekstowi ze sceny, dając widzowi szansę obcowania z myślą autora, nie obciążając jej balastem własnej nadinterpretacji. Ożywili stworzone przez Becketta postaci, których działania wpisane są w bardzo precyzyjną partyturę najdrobniejszych nawet reakcji.
Każda z osób dramatu pod czujnym okiem reżysera, zyskała swój własny wyrazisty charakter, zaznaczony tyleż wyglądem, mimiką, gestem (a w przypadku Clova sposobem poruszania się, chodzenia), co doborem odpowiedniej tonacji głosu, modulacji, melodii języka.
Uwięzieni w koszach na śmieci protoplaści Nell (Krzesisława Dubielówna) i Negg (Cezary Kussyk), choć wynurzający się tylko na chwilę, swoim pojawieniem sprawiają, że widz czeka na kolejne odrzucenie klapy kosza, aby znów usłyszeć dialog starych kochanków, wspomnienie czasu, który minął bezpowrotnie i trwa w skarbnicy ich pamięci - życia, które chcą podtrzymać.
Henryk Niebudek jako Clov znalazł swój oryginalny sposób na tę postać, który pozostaje jednak w zgodzie z wizją Becketta. Clov Niebudka jest trochę odrealniony, jakby zamknięty w swoim losie i zadumie nad nim. Głos aktora płynie spokojnym nurtem, zdaje się, nie mogąc wybrzmieć, zawisa gdzieś w powietrzu. Zmienia się tylko w chwilach bezpośredniego starcia z Hammem, kiedy staje się bardziej naturalny. Z twarzy Clova niemal nie schodzi błąkający się wokół ust ślad uśmiechu.
Krok Clova jest, tak jak chciał autor "Końcówki", sztywny i chwiejny zarazem. Hamm (Krzysztof Bauman), przykuty do fotela, musi grać głównie twarzą. Maluje się na niej cała paleta grymasów, min, rysuje się charakterystyczny wyraz osoby niewidomej, kalekiej. Jego ciało walczy z bezradnością. Gama uczuć targających Hammem jest bogata, co aktor zaznacza zmianą natężenia głosu, jego barwą.
Wszyscy występujący w "Końcówce" grają Becketta. To jest chyba najważniejsze. Nie grają Becketta przefiltrowanego przez Orłowskiego (reżyseria), czy też Nell Dubielówny, Nagga Kussyka, Hamma Baumana, Clova Niebudka.
Nic, co zbędne
Muzyką w tym spektaklu jest cisza, przerywające ją słowa i dźwięki, które tylko na pozór nic nie znaczą. W świecie, w którym funkcjonują postaci "Końcówki" szelest kapci Clova, które szurają po podłodze, daje poczucie trwania. Stukot trzewików, które zakłada chcąc odejść, niepokoi nieuchronnością rozstrzygnięcia. Przeciągły, świdrujący w uszach dźwięk gwizdka, którym Hamm wzywa Clova, wyznacza rytm gry, kolejne posunięcia. Momenty krytyczne, kiedy następny ruch może doprowadzić do przeważenia szali na którąś ze stron, zaznaczane są stukotem upuszczonej lunety, bosaka. Rytmy codzienności wystukują: trzask zamykanej klapy śmietnika, odgłos przystawianych do okienka schodków, skrzypienie fotela, kiedy Clov obwozi Hamma wokół pokoju. Muzyka w "Końcówce" rozpisana została na czterech wykonawców, którzy używają sobie przypisanych instrumentów.
Puste wnętrze
Każda z postaci ma swoje miejsce. Hamm - wózek, Nell i Nagg - kubły, Clov - drzwi, za którymi może znikać. Beckett to wymyślił, scenografowi udało się urzeczywistnić prawie wiernie zapisaną w didaskaliach wizję.
Od czerni ścian odbija się, wręcz świeci, biel prześcieradeł. Jedno z nich przykrywa, jak się można domyślać, siedzącą centralnie postać. Drugie przysłania dwa również czarne, wysokie kubły na śmieci. Tak zaprojektowaną przestrzeń zastaje widz. W drzwiach pojawia się Clov.
"Skończone, skończyło się" - pierwsze słowa wypowiedziane przez niego - w swoim francuskim i angielskim brzmieniu są odpowiednikami ostatnich słów Chrystusa na krzyżu, które my tłumaczymy jako "wykonało się" bądź "wypełniło się". Słowa te padają z ust Clova, tego którego imię możemy tłumaczyć, odnosząc je do angielskiego słowa "clove", jako przyległy, wierny, nie odstępujący. Clov zamierza już nie być wiernym, nie odstępującym. Chce odejść.