Artykuły

Piekło pokazane bez emocji

"Pasja" w reż. Zbigniewa Brzozy w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Reżyser Zbigniew Brzoza wystawił "Pasję" według obrazoburczego dramatu Petera Turriniego "Szatan i śmierć" o księdzu z prowincji, który przeżywa kryzys wiary.

Jest to trzecia sztuka austriackiego dramaturga w reżyserii Brzozy - po "Nareszcie koniec" i "Miłości na Madagaskarze" - w warszawskim Teatrze Studio.

Główny bohater "Pasji" ksiądz Krzysztof doszedł do wniosku, że podczas spowiedzi nie może parafianom odpuszczać grzechów, których natury sam nigdy nie poznał. Wyrusza więc do stolicy, żeby to zaniedbanie nadrobić.

Bardzo mnie zaskoczyła decyzja reżysera, który się podjął wystawienia tej bulwersującej sztuki Turriniego, żeby następnie... pousuwać z niej najdrażliwsze sceny. Tymczasem wszelkie zmiany łagodzące wymowę utworu sprawiają, że zamiast emocji przedstawienie wywołać może tylko wzruszenie ramion widza.

Dna ziemskiego piekła nie da się, niestety, pokazać równie beznamiętnie, jak w tej inscenizacji. Grany przez Janusza Stolarskiego ksiądz spotyka się z rozmaitymi indywiduami: od bezrobotnych, złodziei i przemytników, przez cynicznych handlarzy bronią po skorumpowanych ministrów. Niejako przy okazji nurza się w rozpuście, pije, ćpa, w narkotycznym szale niemal dusi kochankę. Robi to jednak - w każdym razie tak to wygląda na scenie - bez szczególnego zaangażowania i przekonania.

Z tytułową pasją niewiele ma to wspólnego, zważywszy, że cywilizacyjnych "dobrodziejstw" główny bohater doświadcza bynajmniej nie po to, żeby kogokolwiek zbawić. Wręcz przeciwnie - poza iluzorycznym zaspokojeniem potrzeby bliskości, którą da swej seksualnej partnerce, 61-letniej alkoholiczce, byłej kasjerce supermarketu - jego działania nie przynoszą nikomu niczego dobrego.

Reżyser zastosował ulubiony chwyt inscenizacyjny, który polega na oswojeniu obcych treści realiami z rodzimego krajobrazu. Walutą są złote, mąż starzejącej się, zdziwaczałej gwiazdy filmu był generałem SB, a minister obrony narodowej to nieudacznik i marionetka w rękach lobby zbrojeniowego, które szantażuje go wyciągnięciem na światło dzienne odpowiedniej teczki.

I, jak zawsze, zabrakło Brzozie w tym wszystkim odrobiny dystansu i poczucia humoru. Skoro twórca adaptacji przyjmuje za pewnik, że polską odpowiedniczką Romy Schneider jest Joanna Brodzik, to taki wybór unaocznia rozziew oczekiwań między oryginałem Turriniego a jego bladym scenicznym odwzorowaniem.

Przedstawienie nawet nie potrafi drażnić, lecz zwyczajnie nudzi. Miarę nieporozumienia dopełnia podpowiadana widzom reakcja w scenie dodanego telewizyjnego show. Mimo zapalania zachęcającego napisu "aplauz" nikt na to nie reaguje.

Prawdziwa sztuka nie powinna pozostawiać nikogo z odbiorców obojętnym. Peter Turrini świetnie o tym wie i gwałci nasze przyzwyczajenia, ale jest się o co z nim spierać. Zbigniew Brzoza jedynie mu w tym przeszkadza.

Na zdjęciu: scena z próby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji