Artykuły

Śpiew jest moim życiem

- Zawsze ze sporym sentymentem powraca się do teatru, który ukształtował artystę. W moim przypadku to Opera Śląska w Bytomiu. Była dla mnie rodzajem akademii muzycznej. To wpłynęło na moją decyzję, że jeżeli już w ogóle mam świętować jubileusz, to tylko mieście, którego jestem honorowym obywatelem - mówi WIESŁAW OCHMAN, śpiewak.

O swoich pasjach opowiada wybitny śpiewak Wiesław Ochman, który w Operze Śląskiej w Bytomiu świętuje 50-lecie pracy artystycznej.

Myślę, że zawsze ze sporym sentymentem powraca się do teatru, który ukształtował artystę. W moim przypadku to Opera Śląska w Bytomiu.. Tu spotkałem wspaniałych ludzi, szlachetnych i chętnie wprowadzających młodych w arkana sztuki. Oprócz tego scena bytomska zachowała pewną cechę, której brakuje innym teatrom. W Metropolitan Opera w Nowym Jorku znałem jedynie jednego polskiego krawca. Tam to działa jak machina, a tu pracuje się w kręgu ludzi znających się i wtajemniczonych w sztukę.. Wiem, że jest to dla całego zespołu kolosalny wysiłek. Jestem wszystkim za to wdzięczny.

Początki kariery

Mój pierwszy występ w Operze Śląskiej odbył się za kulisami, w "Casanovie" Ludomira Różyckiego. Jest w tej operze taka scena, kiedy Casanova zakrada się do haremu i uwodzi hurysę. Ona zdejmuje: pierwszy szal, drugi szal, trzeci Publiczność już zaczyna liczyć na jakąś scenę erotyczną, tymczasem odzywa się z oddali głos muezina. Hurysa pada na kolana, a Casanova ucieka. Tym muezinem byłem ja. Tydzień później wystąpiłem już w głównej roli, jako Edgar w "Łucji z Lammermoor" Donizettiego. To były moje pierwsze występy operowe. Właściwie jednak działalność artystyczną rozpocząłem jeszcze w czasie studiów w krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, w tamtejszym zespole. Prowadziłem również konferansjerki, dzięki czemu zacząłem mieć chody u stołówkowych kucharek, które chętnie dolewały zupy ulubionemu "artyście".

Malarska pasja

Z wykształcenia jestem ceramikiem, ale nigdy nie pracowałem w przemyśle ceramicznym. Muszę też przyznać, że nie przepadam za porcelaną. Wiem, że pochodzą z Miśni, Tułowic i Ćmielowa. Przede wszystkim jednak do picia kawy, a nie zbierania i pasjonowania się. Za to uwielbiam malować. Od dziecka zawsze coś rysowałem. Potem zafascynował mnie pejzaż. Na AGH opuszczałem niektóre zajęcia i malowałem, na brystolu tuszem i pastą do zębów. Większość moich prac tamtego okresu była związana ze śniegiem, bo do tego właśnie najlepsza była pasta.

Teraz reżyseria

Przez 15 lat występowałem w operze w Hamburgu. W tamtejszej akademii chciałem studiować reżyserię. Był to spory wydatek. Jednak profesor Goetz Friedrich załatwił, że mogłem chodzić na zajęcia jako wolny słuchacz. Zetknąłem się tam z największymi reżyserami. To dało efekty. Pamiętam, jak "Chowańszczyznę" w Metropolitan reżyserował Niemiec i nie rozumiał języka rosyjskiego. Potrafił jednak przyjść i zapytać. Nie ukrywam, że jedną ze scen ja ułożyłem. Potem pisano, że była znakomita. Grałem wówczas księcia Golicyna. Po spektaklu przyszedł do mnie potomek Golicyna i zapytał "Skąd pan wie, że mój prapra był takim łobuzem". Za często musiałem też grać w spektaklach, w których reżyser wymagał rzeczy przeciwko muzyce i librettu. Chadzam na przedstawienia młodych reżyserów i często odnoszę wrażenie, że oglądam w kółko to samo, co nie ma nic wspólnego z treścią. Rozbierają się do naga, uprawiają seks, sikają do pisuarów. Taki Jack Nicholson nic nie eksperymentuje, tylko pokazuje prawdę. Pamiętam jak przyszedł za kulisy w Metropolitan, gdy graliśmy. Pogratulowałem gry w "Locie nad kukułczym gniazdem". Odpowiedział "Ja nie gram, ja jestem". To jest właśnie ta różnica. Oprócz tego działalność reżyserska zastępuje mi pracę pedagogiczną. Przygotowując spektakl, pomagam młodym ludziom.

Poliglota

Znam siedem języków. Gdy śpiewałem w Hiszpanii, to właśnie kardynał Wojtyła został wybrany na papieża. W Polsce nie było można jeszcze dostać żadnych jego tekstów, a w Hiszpanii już były. Kupiłem. Gdy wracałem z Madrytu, siedziałem obok miłego pana, który zainteresował się książką. Okazało się, że to autor podręcznika do nauki hiszpańskiego. Z jego książki, ze specjalną dedykacją, uczyłem się. Włoskiego uczyłem się regularnie, od początku nauki śpiewu. Angielskiego uczyłem się od wujka mojej żony, absolwenta Oksfordu. Był sparaliżowany po wylewie, a nasze lekcje były dla niego przyjemnością. Po niemiecku musiałem nauczyć się, śpiewając w Berlinie Wschodnim. Wcześniej potrafiłem jedynie powiedzieć "Hande hoch". W Berlinie moją pierwszą rolą śpiewaną po niemiecku był Turiddu w "Rycerskości wieśniaczej". Uznano, że nawet można było mnie zrozumieć. Francuskiego zacząłem uczyć się, gdy doszedłem do wniosku, że we Francji nie mówią innymi językami. Po czesku, gdy zaproponowano mi nagranie "Jenufy" Janacka. Rosyjskiego nauczyłem się jeszcze w szkole, mając świetnego nauczyciela.

Największa radość

Mój dzień jest za krótki. Nie lubię opowiadać o pracy charytatywnej, bo uważam, że taka działalność może być omawiana jedynie z własnym sumieniem. Organizując aukcje malarstwa polskiego w Nowym Jorku, a było ich już 10, najpierw przejeżdżam 5,5 tysiąca kilometrów po naszym kraju. Oglądam wszystkie dzieła, a malarze pozwalają mi wybrać. Potem muszę przemyśleć, na co przeznaczyć zdobyte fundusze. Teraz priorytetem jest dom muzyka seniora. Potem radość sprawia mi pomaganie: stypendia, instrumenty, wydawnictwa. Przetransportowałem do USA ok. 900 obrazów. Zaraziłem tam ludzi polską sztuką. Konsulat Generalny w Nowym Jorku może pomieścić 200 osób. Na aukcje z całych Stanów przybywa około 700 osób. Jeżeli już mam odpoczywać, to najlepiej z książką i jeszcze w Hiszpanii. Zimę lubię jedynie na obrazach Fałata, a tam ciągle mam słońce.

Ambasador, reżyser i śpiewak

Wiesław Ochman jest jednym z najbardziej znanych w świecie polskich śpiewaków operowych, mimo że jest absolwentem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Do Opery Śląskiej w Bytomiu trafił w 1960 roku. Potem przeniósł się kolejno do Opery Krakowskiej i Teatru Wielkiego w Warszawie. Występuje na najbardziej znanych scenach operowych całego świata, kreując pierwszoplanowe role. Nagrywa dla wielu renomowanych firm fonograficznych, mając w dorobku ok. 55 płyt, także z repertuaru pieśniarskiego i oratoryjnego. Wystąpił również w filmach telewizyjnych. Od kilku lat zajmuje się reżyserią. W Operze Śląskiej w Bytomiu przygotował dotąd: "Traviatę", "Don Giovanniego", "Carewicza", "Borysa Godunowa", "Eugeniusza Oniegina" i "Carmen". Jest niestrudzonym ambasadorem kultury polskiej, uczestnicząc w wielu akcjach charytatywnych. Wspiera również fundacje medyczne, między innymi "Dializę" prof. Franciszka Kokota i "Auxilium" w Zawierciu. UNICEF nadał mu tytuł Ambasadora Dobrej Woli, a dzieci przyznały mu Order Uśmiechu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji