Artykuły

Ostatni odcinek wspaniałego serialu

- Miałam okazję poznać tego wspaniałego człowieka, który do końca swoich dni, póki mu sił starczyło, był zaangażowany w to, co robił. Zawsze pomagał ludziom, był dla wszystkich niezwykłym wsparciem - ZYGMUNTA KĘSTOWICZA wspomina Ilona Łepkowska.

Zagrał wiele ról. Ale trzy - Stefana z radiowych Jezioran, pana Zygmunta z programu dla dzieci i seniora telenowelowego rodu Lubiczów - wyznaczyły jego aktorską karierę. Zaskarbiły mu sympatię słuchaczy i widzów.

- "Już za chwileczkę, już za momencik Piątek z Pankracym zacznie się kręcić..." - słychać było wczoraj nie tylko w naszej redakcji.

- To był najfajniejszy program mojego dzieciństwa - deklarowało wczoraj wielu internautów. Od chwili, gdy pojawiła się wiadomość o śmierci Zygmunta Kęstowicza, fora puchły od wspomnień o Panu Pankracego.

Kojarzy się z tą postacią głównie Kęstowicz, choć pacynkowy pies miał jeszcze drugiego opiekuna - Artura Barcisia. Podobnie jak smok Telesfor. Pojawiał się w szklanym okienku również u boku Macieja Damięckiego.

Jednak dla dzisiejszych 30- i 40-latków to spotkania z sympatycznym panem Zygmuntem i jego podopiecznymi - najpierw pluszakowym smokiem Telesforem, który na małym ekranie brylował w "Porze na Telesfora" we wczesnych latach 70., a potem psem Pankracym ("Piątek z Pankracym" wystartował w 1978 r.), stały się pokoleniowym doświadczeniem.

Na scenie życia

Dla starszych widzów Zygmunt Kęstowicz nierozerwalnie wiąże się z postacią seniora rodu Lubiczów, głowy telewizyjnego "Klanu".

Od dekady (premiera tej najdłuższej polskiej telenoweli miała miejsce w 1997 r.) postać Władysława Lubicza skupiała to, co najlepsze w wizerunku nestora wielopokoleniowej rodziny - autorytet i życiowe doświadczenie, kultywowanie familijnych wartości, ale i otwartość na

sprawy młodszych pokoleń, mądrość i wyrozumiałość. Zygmunt Kęstowicz znakomicie sprawdzał się w tej roli.

Żartował, że pomaga mu w tym wspomnienie z dzieciństwa. Jego rodzice, jak Lubiczowie, prowadzili aptekę w miasteczku Postawy na Wileńszczyźnie. Przyciągała nie tylko chorych, bo dom Kęstowiczów był otwarty dla miejscowej inteligencji i przyjezdnych artystów.

- Aktorstwo wciąż koło mnie krążyło - pisał w książce "Na obrotowej stronie życia".

Autobiografię wydał pięć lat temu. Już wtedy mniej było go w "Klanie". Najpierw dostawał krótsze kwestie. Z czasem, kiedy nie potrafił już zawierzyć swojej pamięci - on, "aktor starej szkoły, która nie toleruje nieprzygotowania" - po prostu "był" na ekranie.

"Klan" mocno go wspierał. Jeszcze mocniej trzymali za niego kciuki widzowie. Ostatnio nie mieli okazji oglądać pana Zygmunta. Choć jego bohater wciąż jest przywoływany przez inne postaci.

Rodzina, ach rodzina

Siłę medialnej rodziny Zygmunt Kęstowicz odczuł także w radiu, gdzie przez ponad 40. lat był związany z audycją "W Jezioranach". Zrósł się z postacią Stefana Jabłońskiego. Śmiał się, że kiedy ktoś na ulicy krzyczy "Stefan!", zawsze się ogląda.

Jako aktor zadebiutował na wileńskiej scenie w roku 1940 Dziesięć lat później znalazł się w teatrach warszawskich. Prawie 20 lat był związany z Teatrem Dramatycznym.

W filmie zadebiutował na początku lat 50. Przed kamerą stawał blisko czterdzieści razy. Ważne role zagrał w"Cieniu" Jerzego Kawalerowicza, "Bazie ludzi umarłych" Czesława Petelskiego i "Dwóch żebrach Adama" Janusza Morgensterna. Ale miłość zaskarbiły mu familijne, wieloodcinkowe produkcje.

***

WSPOMINAJĄ AKTORA

Ilona Łepkowska, jedna ze scenarzystek serialu "Klan": Zygmunt Kęstowicz był wybitnym aktorem, dla którego "Klan" okazał się powrotem na ekran. Krótko po tym, jak zaczęliśmy kręcić serial, pożegnaliśmy inną aktorkę grająca seniorkę rodziny Marię Lubicz - Halinę Dobrowolską. To niezwykle przykra wiadomość, że w serialu ułożyło się tak jak w prawdziwym życiu i jako pierwsi odeszli seniorzy rodu Lubiczów. Dla scenarzysty, który pisze role dla danego aktora, staje się on pewnego rodzaju naprawdę bliskim znajomym. Ja miałam okazję poznać tego wspaniałego człowieka, który do końca swoich dni, póki mu sił starczyło, był zaangażowany w to, co robił. Zawsze pomagał ludziom, był dla wszystkich niezwykłym wsparciem. Rola w "Klanie" stała się nie tylko jego najbardziej znaną, ale i ostatnią. Mam nadzieję, że dzięki niej pozostanie w pamięci widzów jako człowiek serdeczny i uroczy.

Andrzej Brzoska, dyrektor Teatru Polskiego Radia realizującego powieść radiową "W Jezioranach": To był zawsze uśmiechnięty człowiek, który wiecznie roztaczał nad wszystkimi aurę swojej dobroci i serdeczności. Szalenie pozytywna postać. Wybitny aktor z olbrzymim dorobkiem. My mamy archiwa przepełnione słuchowiskami z jego udziałem, przy wielu projektach chętnie współpracował. Miał warsztat aktorski na najwyższym poziomie, a przy tym wspaniale się z nim współpracowało, bo roztaczał wokół siebie niezwykłą atmosferę serdeczności. To naprawdę wielka strata. W naszej pamięci, podobnie jak w naszych archiwach, głos Zygmunta pozostanie na zawsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji