Artykuły

Krwawe gody wypomniane

"Wypominki" w reżyserii zespołu w Teatrze K3 w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Dwóch mężczyzn ginie w pojedynku, płaczą po nich trzy kobiety. To w skrócie fabuła najnowszego spektaklu Teatru K-3. Ale nie ona jest tu najważniejsza, a emocje, rozegrane po mistrzowsku

Trzy aktorki z Teatru K-3 (Marta Rau, Ewa Mojsak, Dorota Grabek) zmierzyły się z legendarnym tekstem Federica Garcii Lorki - "Krwawe gody". To pełna namiętności historia wprost z gorącej Andaluzji - rzecz o Matce, Żonie i Narzeczonej, którym, po śmierci bliskich pozostało już tylko rozpamiętywanie swoich miłości. Różne są te namiętności: burzliwe, niespełnione, tragiczne, niedaleko im do nienawiści.

Adaptację dzieła największego hiszpańskiego poety teatr zrobił po swojemu. Nazwał "Wypominkami" (bo też i opłakiwanie zmarłych to rodzaj wypominków). Wykorzystał techniki animacyjne. Zestawił tradycje z dwóch odmiennych kręgów kulturowych. W konsekwencji na scenie oglądamy mariaż hiszpańskich namiętności i polskich, melancholijnych pieśni z Suwalszczyzny, po dziś dzień śpiewanych podczas czuwania przy zmarłych. Efekt jest znakomity - spektakl niezwykle świeży, świetnie zagrany, przypominający, iż teatr kameralny, przy minimalnej scenografii, za to z wielkim ładunkiem emocji, może poruszyć mocniej niż wydumane, pełne przepychu widowiska. Pieśni, pięknie wyśpiewane przez aktorki, nadają spektaklowi wymiar universum - takie historie w sumie mogłyby się zdarzyć wszędzie.

Teatr nie ma swojej siedziby - korzysta z sal zaprzyjaźnionych instytucji (tym razem Famy). Ta dyskomfortowa sytuacja wymaga scenografii prostej, łatwej do przenoszenia. Tak jest i w "Wypominkach". Stół, dwie ławki, malowany kufer - oto przestrzeń, która, w zależności od sytuacji - staje się pustym domem (tam odrzucona Żona czeka na Męża), ławką przed obejściem, salą weselną, czy wreszcie cmentarzem. Aktorki w poprzednich spektaklach animowały lalki "miękkie", z pomocą których z łatwością mogły pokazać ruch i dynamikę. W "Wypominkach" oglądamy już figury wyciosane z drewna, praktycznie nieruchome. W tym wyborze jest metoda: lalki w jednej chwili są jak zastygłe w bólu kobiety, w drugiej - podkreślają talent animacyjny aktorek. Niech tylko któraś zacznie mówić o cielesności, zmysłach, uniesieniu, nie mogącym znaleźć ujścia... - a drewno zamienia się niemal w żywą, roznamiętnioną kobietę.

Aktorki w jednej chwili grają sobą: ciałem, twarzą, gestem. Żoną, Matką, Narzeczoną jest wtedy kobieta z krwi i kości. Za chwilę - łapią którąś z figur w objęcia, przemawiają do niej czule - jak do Syna, Męża, Kochanka. Za moment znów zmiana: teraz figury mówią głosem aktorek. Co i rusz jedna przerywa drugiej - każda pamięta swoją wersję wydarzeń, każda chce opowiedzieć, co ją najbardziej boli, i od czego zaczął się ich wspólny dramat. Niekochana Żona, zabiegająca o chociaż jedno spojrzenie Męża. Narzeczona, której wybranek ożenił się z inną, ale z którym ciągle się spotyka. Matka, której Syn żeni się z dziewczyną, a ta ucieka w dniu ślubu... Plączą się widzom na początku postaci dramatu, relacje między nimi, płaszczyzny czasowe. Śledzenie emocji wynagradza to jednak, a w finale i tak wszystko się wyjaśni.

Są świetne sceny. Porywający epizod weselny (dźwięk harmonii, dwie aktorki wirujące w tańcu z kilkoma figurami w objęciach - i już ulegamy złudzeniu, że weselników jest pięć razy więcej). Krótka, ale sugestywna pogawędka plotkujących sąsiadek. Scena swatów i rodzice wyliczający zalety swoich dzieci... Warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji