Artykuły

Aktorka prawie od kołyski

- Jubileusz to sygnał, że niedługo już do emerytury. Ale oczywiście chcę pracować dalej, jak długo mi na to pozwolą. Mam różne propozycje filmowo-telewizyjne, które mnie bawią, bo to inny sposób pracy. No i mam też satysfakcję z pracy w szkole teatralnej. Satysfakcję, że mogę sprzedawać swoje doświadczenie - mówi AGNIESZKA MANDAT, aktorka Starego Teatru w Krakowie.

Pierwsza myśl związana z jubileuszem?

- Zdziwienie, że tyle czasu minęło. I że leci on tak szybko.

Czy ma Pani jakieś szczególne wspomnienia z tych 30 lat?

- Nie. To raczej jest tak, jakbym oglądała zdjęcia. Wyciągam jedno i wtedy przypomina mi się wszystko z nim związane. Oczywiście, przez niektóre role wracają do mnie dotkliwiej pewne fragmenty mojego życia, ważni dla mnie ludzie. Zapominam wtedy, że to już było. Są to takie dotkliwe krople rzeczywistości.

Pamięta Pani moment, w którym postanowiła związać swoje życie ze sceną? Pierwszy impuls?

- To było we mnie zawsze, od niemowlaka...

Leżąc w kołysce wiedziała Pani, że będzie aktorką?

- Myślę że tak. Mama mi opowiadała, że jak miałam rok, półtora, bawiłam się ze swoją koleżanką na ławce. Nie umiałam jeszcze wtedy mówić. Koleżanka wracała do domu i się zataczała ze śmiechu. Okazało się, że stoję na tej ławce, wygłaszam jakieś mowy w dziwnym języku i gestykuluję. Potem sąsiadka, nazywana przeze mnie Mamunia Cisia, mówiła "to dziecko to się dziwnie bawi". Oczywiście apogeum i największy niepokój przeżywałam jak miałam zdawać do szkoły aktorskiej. Podczas egzaminów byłam już dorosłą osobą. Bałam się, że się nie dostanę, że się skompromituję. Pamiętam, że kiedy miały być wywieszone wyniki, zachorowałam i leżałam w łóżku z 40 stopniami gorączki. Do szkoły poszła mama. Gdy zadzwoniła, że się dostałam i że jestem gdzieś na górnych miejscach listy, wyzdrowiałam natychmiast. Teraz sobie myślę, że aktorstwo było moim przeznaczeniem.

Nigdy nie żałowała Pani wyboru takiej drogi?

- Myślę że wybór był dobry. Nigdy nie próbowałam innego. Oczywiście to zawód bardzo trudny, zwłaszcza gdy ma się rodzinę, bo nie można jej poświęcać tyle czasu, ile by się chciało. Czasem, gdy spędzałam w pracy 12,13 godzin, myślałam sobie, że fajnie mają ci, którzy pracują tylko po osiem godzin i mogą na resztę dnia zaplanować czas dla najbliższych.

Jubileusz trzydziestolecia to pewna granica, podsumowanie, ale nie koniec. Na pewno ma Pani plany na przyszłość.

- To sygnał, że niedługo już do emerytury. Ale oczywiście chcę pracować dalej, jak długo mi na to pozwolą. Mam różne propozycje filmowo-telewizyjne, które mnie bawią, bo to inny sposób pracy. No i mam też satysfakcję z pracy w szkole teatralnej. Satysfakcję, że mogę sprzedawać swoje doświadczenie. Wiadomo, że trudno przekazać młodym swoje doświadczenia, ale przynajmniej mogę im zasygnalizować, gdzie w pracy na scenie kryją się niebezpieczeństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji