Artykuły

Lincz wg Lyncha

"Lincz" w reż. Agnieszki Olsten w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Piotr Bogdański w Wiadomościach Wałbrzyskich.

Sztuka japońska wystawiona przez Polkę, utrzymana w atmosferze filmów Amerykanina Davida Lyncha. Tak można w skrócie scharakteryzować najnowszą premierę Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Scena na Świebodzkim stała się miejscem akcji trzech jednoaktówek napisanych przez japońskiego dramatopisarza Yukio Mishima. Opisane pół wieku temu zdarzenia w "Pani Aoi", "Wachlarzu" i "Szafie" nie są zlokalizowane w Azji. Pisarz tworzył w je Egipcie, w okresie fascynacji teatrem europejskim. Stąd być może taki ponadczasowy i uniwersalny przekaz. Wszystkie trzy sztuki traktują o nieszczęśliwych uczuciach. W pierwszej, do sali szpitalnej, do czuwającego nad chorą żoną mężczyzny, przenika jego dawna niespełniona miłość. W drugiej, do rzuconej przed laty dziewczyny chce wrócić marnotrawny ukochany. Na drodze do niej staje malarka, która stworzyła dla wciąż tęskniącej za nim kobiecie prawdziwy dom. Trzecia z kolei opowiada o miłości homoseksualnej, zakończonej śmiercią w tytułowej szafie. Nie są to jednak historie, które łatwo się ogląda, oj nie są. Akcja toczy się niezmiernie wolno. Każde słowo jest przemyślane. Takie osobowości bohaterów pasowałyby do japońskiej kultury. Mieszkańcy kraju kwitnącej wiśni nie należą przecież do zbyt wylewnych. Ciekawym pomysłem był zabieg zmiany widowni na podzielonej na pół scenie.

Bardzo oszczędna gra aktorska utrzymuje widzów w skupieniu. Z drugiej jednak strony ogranicza możliwości rozwinięcia skrzydeł. Wyjątek stanowi Tomasz Wygoda, który w ostatniej części wygłasza świetny monolog. Agnieszka Olsten autorka udanej wcześniejszej inscenizacji "Nie do pary" wymyśliła tym razem zrealizowanie sztuki w konwencji obrazów kultowego filmowca Davida Lyncha. Myślę, że jej idea mocno podbiła wypowiedzi Mishima, ale z drugiej strony także skomplikowałaodbiór "Linczu". Należy jednak zdawać sobie sprawę, że pomysł na powyższe fabuły był niezbędny. Proste historie przełożone wprost na deski teatralne byłyby zbyt oczywiste i zwyczajne. Czy pomysł z Lynchem jest dobry? Ja mam wątpliwości. Podobnie jak do zasadności rozebrania Dagmary Mrowieć grającej po raz pierwszy w stolicy Dolnego Śląska. Nie wątpię jednak, że "Lincz" trzeba obejrzeć i wyrobić sobie własną opinię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji