Artykuły

Groteskowy obraz polskiej schizofrenii

"Szajba" w reż. Anny Trojanowskiej w Laboratorium Dramatu w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

Prapremiera "Szajby" w Laboratorium Dramatu każe przypomnieć jedno ze słynnych praw Parkinsona. Głosi ono: łatwiej coś zacząć, niż z tym skończyć. Gdzieś około 57. minuty człowiek zaczyna prosić: "No może już dość tych rac humoru, bo co za dużo, to niezdrowo". Nie ma zmiłuj, trwa ten atak "Szajby" przez półtorej godziny.

Myliłby się jednak ten, który sztukę Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk ominąłby szerokim łukiem, pozostając w ugruntowanym od dawna przekonaniu, że wszystkie produkcje młodej polskiej dramaturgii powstają po to, by pokarać widownię za grzechy przeszłe, obecne i te, co przed nami. "Szajba" jest sztuką, która próbuje inaczej opowiedzieć o polskiej schizofrenii ostatnich lat. Styl Sikorskiej-Miszczuk różni się znacznie od tego co proponuje nam od jakiegoś czasu Klata czy Demirski. Wzór obowiązujący dzisiaj to ponury reportaż żywcem przeniesiony ze "Sprawy dla reportera". Aktorzy w takich przedstawieniach w ogóle nie grają. Generalnie: chce się wyć...

Sikorska-Miszczuk pokazuje Polskę rządzoną przez groteskowego dożywotniego premiera Mistera Ble, który bardzo kocha swój kraj i łypie nań uparcie "gospodarskim okiem".

Nasz dzielny kraj zagrożony jest właśnie secesją Kujaw, które opanowali terroryści spod znaku półksiężyca. Ich szef,niejaki 99 Groszy, uwodzi ponętną premierową. W tle tej dosyć niesamowitej akcji pojawia się Osama bin Laden. W pewnym momencie na scenę wchodzi profesor Bralczyk usiłujący spolszczyć jakoś islamskie nazwy, którymi posługują się kujawscy secesjoniści. Ci za hymn mają pieśń śpiewaną pod melodię Międzynarodówki. Kociokwik, galimatias -"Szajba" jednym słowem.

Autorka bardzo sprawnie posługuje się kalkami nowomowy naszych czasów i okrutnie bawi się polską historią. Jedna z najśmieszniejszych scen przedstawia Mr. Ble siedzącego z Niemcem przy ognisku. Panowie pieką kiełbasy, a Niemiec wciska polskiemu premierowi ściemę o swym dzielnym narodzie prześladowanym przez Hitlera. Żart na granicy dobrego smaku, ale opowiedziany ze sceny tak, że jest po prostu świetnym surrealistycznym kawałem.

Że tej "Szajbie" brak piątej klepki? Pewnie tak, ale nie należy się w tej sztuce doszukiwać sensów. Jest zdrowym odreagowaniem na nieznośną prawdę, która pojawia się w najnowszych teatralnych produkcjach, jest także zagraniem na nosie naszej biednej Polsce, której szajba - bez cudzysłowu tym razem - odbiła kilkanaście lat temu.

"Szajba" to nie jest wielka literatura i na szczęście nie żywi takich ambicji. Na scenie Laboratorium zagrano półtoragodzinny skecz. Za długi. W momencie gdy uraczono nas żartem "na wyczucie to ja babie wkładam", a potem przez dłuższą chwilę rozwodzono się ze sceny nad problemem bomby, na którą omyłkowo nasikał oślepiony terrorysta, chciało się zrobić dokładnie to samo z tą racą niewymuszonego humoru. Zaprawdę słusznie powiadał Fryderyk Jarosy: "Nie zawsze musisz być dowcipny".

W roli żony premiera Ble Wiktorii wystąpiła Grażyna Rogowska. Błyszczała na scenie Laboratorium dystansem do szajbniętego świat. Reszta zespołu ze zmiennym szczęściem starała się dotrzymać jej kroku.

Premierowy wieczór w Laboratorium pokazał jeszcze raz, że przedłużające się ataki "Szajby" - zrazu nawet i ciekawe, później powszednieją i zaczynają trochę nużyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji