Artykuły

Znakomity "Ślub"

"Ślub" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Recenzja na www.reymont.pl.

Znakomity spektakl na Małej Scenie Teatru Jaracza! Waldemar Zawodziński w podwójnej roli reżysera i scenografa dał nam "Ślub" nowoczesny, efektowny, a przy tym ważny i mądry. Spośród aktorów najlepiej wypadło... małżeństwo - Ewa i Andrzej Wichrowscy, choć Matylda Paszczenko i Marek Kałużyński również zasłużyli na wielkie uznanie.

Jeżeli przyjrzymy się inscenizacji Zawodzińskiego w świetle umieszczonych we wstępie wskazówek Gombrowicza odnośnie gry i reżyserii Ślubu, łatwiej zrozumiemy przyczyny sukcesu przedstawienia.

Gombrowicz kazał grać "sztucznie" i łódzcy aktorzy grają "sztucznie", jednocześnie nie tracąc kontaktu z kontekstem sytuacji. Najlepiej wychodzi to właśnie Ewie i Andrzejowi Wichrowskim, trochę gorzej pozostałym. Grający główną rolę Marek Kałużyński ma znakomite momenty, ale w długich monologach do publiczności jest zbyt monotonny, zbyt patetyczny. Matyldzie Paszczenko udaje się być naraz karczemną dziewką i nieskalaną dziewicą, demonem erotyzmu i naiwną myszką, udaje się jej też momentalnie zmieniać akcenty w tej wybuchowej mieszance. Z kolei grająca Szambelana Bogusława Pawelec wprowadza typ sztuczności znany z teatrów alternatywnych (Akademia Ruchu).

Gomrowicz pisał też o płynnym, muzycznym przechodzeniu w siebie kolejnych scen i sytuacji. Akty łączą się niezauważalnie, motywy się powtarzają, lustra powtarzają gesty i miny w nieskończone ciągi odbić, scenograficzne fajerwerki punktują wyrazistymi akcentami polifoniczną strukturę. Mańka w szklanej klatce pod stołem, taca z kieliszkami, na których jak na harmonice wygrywa się muzykę sfer (towarzyskich), dwór złożony z gołych manekinów, z medalami na gołej skórze - wszystko to po gombrowiczowsku dziwaczne, wykrzywione, a jednocześnie bardzo teatralne.

Gombrowicz pisał wreszcie o oscylowaniu między tandetą i idiotyzmem a mądrością i powagą. Zawodziński rozumie parodystyczny charakter tekstu, a jednocześnie potrafi mu nadać charakter współczesnej przypowieści. Henryk, bohater o genezie romantycznej, momentami nawet szekspirowskiej, okazuje się człowiekiem naszych czasów. Wątpiący, pełen ambicji bycia sobie wszelkim autorytetem, przybierający przed otaczającymi go lustrami wciąż inne pozy. Pewny siebie do czasu prawdziwej tragedii, kończy niczym mały, przerażony chłopiec. Końcowa prośba o dotknięcie brzmi jak wołanie o akceptację, o miłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji