Artykuły

Pan Doświadczyński

"Elling" Michała Siegoczyńskiego w warszawskim Teatrze Nowym Praga to przykład działalności reżysera, który bierze mądry rozpęd. Uczy się z każdym spektaklem.

Jak nazwać teatralny obieg, w którym funkcjonował dotąd Siegoczyński. Off-Minimal? Teatr małych przestrzeni? Scena - Człowiek - Podłoga? Pal sześć formuły! Jest to reżyser, który wyspecjalizował się w monodramach, sztukach małobsadowych i niskonakładowych. Każde we doświadczenie wykorzystuje jako punkt wyjścia w kolejnym projekcie. Pracy z aktorem mogłoby się uczyć od niego kilka gwiazd młodej reżyserii. Po paru latach bieda-teatru Siegoczyński wie, że w konwencji, którą wybrał, zawsze kluczowy będzie detal. Niuans psychologiczny. Aktor z klarownym zadaniem. Reżyser nie zasłania aktora mediami Projekcje wideo i muzyka funkcjonują tu co najwyżej jak przypisy pod tekstem. Fajerwerki są zarezerwowane dla aktora. Z Małgorzatą Rożniatowską przez prawie cztery miesiące siedzieli nad jej monodramem o Anicie Szaniawskiej ("Uwaga! Złe psy"). Siegoczyński nie tylko rozszyfrowywał fenomen kobiety, która zadręczyła słynnego pisarza, ale i oswajał na nowo ze sceną serialową aktorkę, która od 30 lat nie zagrała nic ważnego. Jeśli głowa Siegoczyńskiego byłaby galerią obrazów, na pewno wisiałyby tam oprawione w ramki rentgenowskie zdjęcia dokumentujące zaleczone przypadki ran, tumorów i zwyrodnień. Podejrzewam, że zanim powstanie spektakl, zanim reżyser zacznie rozmowę z aktorami, przypomina sobie minę, jaką miał 60-latek, który kopnął chłopakom piłkę na boisko, albo uśmiech staruszki brodzącej beztrosko w kaloszach w głębokiej kałuży. Bo Siegoczyńskiego interesują bohaterowie podobni do siebie. Ludzie "wykolejeni", którzy mozolnie, z zaciśniętymi zębami wracają na tory. Walczą o swoją "normalność", a on wydobywa z nich siłę i prawdę. W kaliskim "Wieje" Sebastian Pawlak był zamknięty w depresyjnym pokoju między tapczanem, laptopem i ścianą, na której wyświetlano projekcje. Porzucony przez kobietę przypominał sobie dziwnie zaaranżowane rockowe kawałki Nosowskiej, Janerki, Kazika. Akompaniament pulsował z komputera, w jednym z utworów skulony Pawlak leżał na podłodze i śpiewał do leżącego wraz z nim mikrofonu: "Wyprowadzam się na górę, w piórnikowym garniturze...". A z gigantycznego ślubnego zdjęcia na ścianie wyparowywała jego sylwetka, oczy, uśmiech. Spsiały i nijaki bohater Marka Sitarskiego w "Jak zjadłem psa" pozornie niechlujnie opowiada przygodę z wojska i nagle okazuje się, że to najstraszliwsza trauma jego życia Siegoczyński wraz z aktorem przygląda się, jak niepostrzeżenie tracimy szacunek do siebie i wiarę w sens czegokolwiek.

W pracy nad "...synem" punktem wyjścia był słynny "Jordan" spółki Buffini - Reynolds. W końcu jednak Siegoczyński napisał własny tekst o niedoszłej zabójczyni, dziewczynie z prowincji, która przyjechała na studia do dużego miasta, wyrwała chłopaka na dyskotece, woziła się z nim jego bryką, zaszła w ciążę, została sama, rozpiła się i zaćpała, wreszcie wyrzuciła dziecko przez okno. Tyle że dziecko przeżyło. Syn odszukał ją po 14 latach. W finale spektaklu na telewizyjnej kanapie obok bohaterki opowiadającej o tym spotkaniu siada młody chłopak z widowni. Z offu słychać "The Sound Of Silence" Simona i Garfunkela... Matka i syn nie mówią nic. I Gdyby któreś z nich się odezwało, teatr udławiłby się ckliwością.

Ale oni milczą. Wszystkie odpowiedzi i pytania zostają zawieszone.

Bo Siegoczyński kocha dwuznaczności! Prowokuje sytuacją których właściwie nie da się emocjonalnie zaszufladkować. W tytule może chodzić o syna, ale i o wykropkowanego "skurwysyna", który zrobił bohaterce dziecko, poharatał ją i zniknął. "Elling" potwierdza cechy stylu Siegoczyńskiego: psychologiczna wiarygodność bohatera, klimat ciepłego liryzmu, który nie ma nic wspólnego z dobrodusznością. Oparte na skandynawskim filmie przedstawienie w Fabryce Trzciny to historia zwolnionych z zakładu opiekuńczego Ealinga i Kjella (Jarosław Boberek i Tomasz Karolak), którzy dostają szansę na samodzielne życie. Ealing i Kjell są jak duże dzieci, które rozumieją, że mają w rękach świetną zabawkę. Nie wolno im tylko jej zepsuć. Boberek i Karolak grają swoich bohaterów z piękną naiwnością, ale bez popadania w łatwy komizm. Zestawienie ich charakterów ze zwariowaną dziewczyną Moniki Pikuły i wyluzowanym kuratorem Tomasza Kota prowokuje pytanie: Co to jest normalność? Bo wszyscy są nieco przestrojeni emocjonalnie, co wcale nie musi być kalectwem. Cóż, Siegoczyński jest chyba optymistą. Jego bohaterowie wychodzą z zakłamania ku prawdzie. Z choroby w normalność. Samo mówienie może nie potrafi naprawić świata, ale na pewno naprawia człowieka, ofiarowuje mu nasze współczucie, zdumienie.

***

Małe spektakle Siegoczyńskiego

Taśma

Teatr Konsekwentny, Warszawa 2005

Psychologiczna gra między trójką trzydziestolatków. Popisowa rola Magdaleny Popławskiej, która obłupuje swoją bohaterkę jak cebulę, dobiera się do każdej jej emocji. Udowadnia, jak niewiele dzieli kobiecą kruchość od niewiarygodnej siły. Doprawdy, strach być złym.

...syn

Bałtycki Teatr Dramatyczny, Koszalin 2006

Spektakl w konwencji talk-show. Zaproszona do studia dziewczyna (fenomenalna Żanetta Gruszczyńska!) zachowuje się jak jakaś Doda Elektroda, śpiewa piosenkę, trajkocze o sukcesie, jaki odniosła. Ale powolutku okazuje się, że to wszystko iluzja, jaką sobie stworzyła...

Uwaga! Złe psy

Teatr Wytwórnia, Warszawa 2006

Monodram w formie konferencji prasowej żony słynnego nieżyjącego pisarza. Próba zdementowania oskarżeń pod adresem chorej psychicznie kobiety. Małgorzata Rożniatowską gra ją jak osobę normalną. Z czasem orientujemy się, że kłamie. Lub opowiada własną prawdę, w której już nie ma prawdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji