Władza i czarne koronki
"Okno na parlament" w reż. Pawła Pitery w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Uszczypliwa komedia o politykach obejrzana w towarzystwie polityków - to spora, a zarazem rzadka uciecha dla obywatela.
Okazja przytrafiła się w sobotę w Teatrze Muzycznym podczas premiery spektaklu "Okno na parlament": na widowni można było zobaczyć m.in. Julię Piterę i Marię Pasło-Wiśniewską, a na scenie aktorzy prześcigali się w gagach sytuacyjnych, układających się w fikcyjną historię z czasów rządów brytyjskiego premiera Johna Majora. Sztuka - wbrew swemu tytułowi - nie penetruje jednak wcale parlamentarnych korytarzy, raczej odległe ich kuluary, a konkretnie - zakamarki sypialni.
Oto wysoko postawiony polityk Partii Konserwatystów, Richard Willey, zamiast udać się na ważne posiedzenie Izby Gmin oddaje się w hotelowym pokoju miłosnym igraszkom z sekretarką lidera opozycji. Plany pary kochanków krzyżuje mrożące krew w żyłach odkrycie: za kotarą zwisa bezwładne ciało nieznanego mężczyzny, przewieszone przez parapet i przyskrzynione opadającym oknem jak gilotyną. Za szybą rozciąga się, jak gdyby nigdy nic, idylliczny obrazek: widok na parlament.
Willey nie wpada w panikę, chowa ciało nieboszczyka do szafy i próbuje zatuszować fakt jego istnienia, wciągając w intrygę kolejne osoby: swojego zaufanego sekretarza, nieświadomych niczego pracowników hotelu, zazdrosnego męża niedoszłej kochanki, a wreszcie własną żonę.
Wyraziste, różnorodne charaktery i dynamiczne zwroty akcji to niewątpliwie zalety sztuki brytyjskiego dramatopisarza, Raya Cooneya. Aktorzy Teatru Muzycznego czerpią z tego potencjału pełnymi garściami. Ich "Okno na parlament" to farsa być może chwilami niezbyt wyszukana, ale na pewno krwista i sprawnie zagrana. Najwyraźniej dobrze czuje się w swej roli Andrzej Szczytko (Willey), godnie partnerują mu: sekretarz (Arnold Pujsza), kierownik hotelu (Wiesław Paprzycki) i tutejszy kelner (Dariusz Taraszkiewicz). Ogromną niespodzianką jest obecność Katarzyny Węglickiej, na co dzień aktorki Teatru Polskiego. W "Oknie na parlament" Węglicka wciela się w przezabawną rolę surowej i zrzędliwej pielęgniarki. Po sobotnim spektaklu to właśnie ona zebrała najbardziej gromkie brawa.
Co w komedii wyreżyserowanej przez Pawła Piterę może denerwować, to dosłowność, przede wszystkim kostiumu i scenografii. Te czarne koronkowe majtki, te peniuary, pióra, frędzle, pluszowe kanapy - Kicz - powie ktoś. - Specyfika gatunku - spuentuje kto inny. Jeden i drugi będzie miał rację.
Co denerwuje mnie znacznie bardziej - to zgoda na pokazanie rzeczywistości takiej, jaką zobaczył i opisał autor sztuki ponad dekadę temu. Chęć, by wystawić Cooneya "po bożemu" najwyraźniej przyświecała twórcom spektaklu. I w tym sensie przedstawienie się udało. Cóż, nie każdy lubi eksperymenty w teatrze.
Szkoda, że brakuje podobnych współczesnych dramatów o życiu polskich polityków, szytych naszymi nićmi, na naszą miarę. Dramatów twórczych - nie odtwórczych. Żal, tym bardziej że pieprzne tematy nasuwają się same i aż proszą się o huczną inscenizację. Może nawet mały teatralny skandal?