Artykuły

Jak narodził się teatr

To miał być teatr, w którym widz jest gościem, a spektakl - świętem. Swoiste schronisko pod Tatrami, miejsce istotnych spotkań. Tak wymarzyli sobie młodzi studenci krakowskiej szkoły teatralnej. Marzenia się spełniły - z okazji 22. urodzin Teatru im. Witkiewicza w Zakopanem pisze Beata Zalot w Tygodniku Podhalańskim.

Teatr oderwany od instytucji, bez zaplecza ideologicznego, przerostu kadr i organizacji widowni. Teatr, w którym widz nie traktowany jest jak bilet. Taka wizja wyłoniła się jeszcze podczas rozmów przy okazji prób "Don Kichota", spektaklu realizowanego w ramach kółka naukowego na krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej przez grupę zapaleńców pod przewodnictwem Andrzeja Dziuka i Julii Wernio.

Dorota Ficoń była na III roku studiów, kiedy od Andrzeja Dziuka dostała propozycję zagrania w "Don Kichocie". - Te próby w ramach kółka teatralnego stały się nieprawdopodobnym odkrywaniem, czym jest teatr. Czekałam z wypiekami na każde kolejne spotkanie. To było prawdziwe tworzenie, aktor nie był tylko rzemieślnikiem, ale twórcą. Sceny były budowane w zależności od naszej wyobraźni i fantazji - opowiada. - Wszystko było możliwe, było w tym coś nieobliczalnego, magicznego. To był pierwszy moment, kiedy pomyślałam, że chciałabym to robić całe życie - dodaje aktorka.

Innej drogi nie było

- To Andrzej Dziuk zaraził nas myślą, żeby założyć własny teatr w Zakopanem - opowiada Krzysztof Najbor. - Kiedy zapytał, kto się decyduje, żeby robić wspólny teatr, mój wybór był dla mnie czymś naturalnym, konsekwencją wcześniejszych prób, spotkań, rozmów o teatrze. Nie było już innej drogi - podkreśla Krzysztof Łakomik. - To miał być teatr, który dotyka rzeczy istotnych, w którym bez wytycznych moglibyśmy robić to, co nas naprawdę interesuje; gdzie na scenie realizujemy myśli Witkacego i spieramy się z nim. Teatr artystyczny, a nie polityczny, swoiste schronisko pod Tatrami, nie tylko miejsce przedstawień, ale i innych wydarzeń artystycznych, miejsce spotkań - wspomina Krzysztof Najbor rozmowy sprzed lat. W tej pierwszej grupie była Dorota Ficoń, Karina Krzywicka, Krzysztof Łakomik, Krzysztof Najbor, Piotr Dąbrowski, Piotr Sambor, Andrzej Jesionek.

9 sierpnia 1984 roku grupa studentów krakowskiej PWST wystawiła w Zakopanem swój dyplomowy spektakl - "Pragmatystów" wg Witkacego. Przygotowując spektakl, mieszkali w Małem Cichem, tajemnym miejscu Andrzeja Dziuka, do którego przyjeżdżał od lat. Próby odbywały się w zakopiańskim MOK-u. Dali pod Giewontem 10 spektakli, premiera odbyła się w dawnym Zakładzie Wodolecznictwa dra Chramca, późniejszej siedzibie teatru. Spektakle były także grane w hotelu Kasprowy. Bilety na spektakle aktorzy sprzedawali na Krupówkach, pod Morskim Okiem.

Teatr bez roszczeń

Początek istnienia zakopiańskiego Teatru Witkacego to 24 lutego 1985 roku - premiera "Autoparodii" w setną rocznicę urodzin Stanisława Ignacego Witkacego. Teatr nadal funkcjonował bez statusu prawnego. - Daliśmy sobie szansę. To był taki mały spisek teatralny, umowa, że przez 3 lata nikt nie zrezygnuje - wspomina Dorota Ficoń. Andrzej Dziuk przestrzegał, by nie nastawiać się na tłumy widzów. - "Róbmy teatr dla przyjaciół, dla paru osób" - mówił. - Informacje o nas szły pocztą pantoflową, przybywało nam widzów, aż ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu pojawiły się nawet kolejki pod kasami - wspomina aktorka.

Dlaczego się udało? - Odległe od centrów kultury Zakopane było miejscem trudnym, ale i czystym. Dawało pewien dystans - podkreśla Krzysztof Łakomik. Magia Tatr, ogromny entuzjazm. - Mi początku nic nie chcieliśmy, nie mieliśmy żadnych żądań. Chcieliśmy tylko grać. To pewnego rodzaju cud, upór nas wszystkich - opowiada Krzysztof Najbor. - Pewnie nie byłoby tego teatru, gdyby nie wewnętrzne poparcie niektórych zakopiańczyków - Tadeusza Brzozowskiego, państwa Berbeków, Walochów, zakopiańskich lekarzy. Liczyła się ich obecność, dobre słowo - podkreśla.

Artysta powinien być na grani

Dziś teatr ma 22 lata. Mają na swoim koncie 86 premier. Ciągle trwają ze sobą. - Łączy nas sztuka, rozmowy istotne. Podczas każdej nowej realizacji odkrywamy siebie na nowo, nie nudzimy się - wyjaśnia Dorota Ficoń. - Bycie tyle lat ze sobą to wartość, mamy do siebie zaufanie, a to podstawowa rzecz - dodaje Krzysztof Łakomik. - Potrafimy zachować pewną higienę. Szanujemy swoją prywatność - dodaje.

Niektórzy odeszli z zakopiańskiego teatru, ciągle dołączają jednak nowi aktorzy, ci, którzy odbierają na tych samych falach, potrafią zrezygnować z życia w dużych ośrodkach, z seriali, pieniędzy i myślą o sztuce podobnie. Nie chcą chałturzyć, chcą zajmować się rzeczami istotnymi. I całkowicie poświęcić się, bo tu nie pracuje się "od do", ale większość czasu po prostu spędza się w teatrze.

Teatr Witkacego ma swoją wierną publiczność, niektórzy kibicują im od pierwszego spektaklu 22 lata temu. Są obecni. Wysyłają maile. listy, świąteczne życzenia, piszą wiersze, wspierają.

I jest ciągle w aktorach ten niezbędny w akcie tworzenia niepokój, nerw, nadwrażliwość.

- Nasze marzenie się spełniło - mówi Krzysztof Najbor. - Ale artysta powinien być na grani, każde uspokojenie jest niebezpieczne - podkreśla.

* * *

Z księgi wpisów

Kochani! W wielości tego, co zrobiliście dla Witkacego, była jedność i serce. Bardzo Warn dziękuję. Bohdan Michalski (1988)

Z wielkim podziękowaniem za (ponowne) przyjęcie w najbardziej wyrafinowanym i metafizycznym zakątku Zakopanego! Jan Błoński (1989)

Niech Wasz Teatr będzie dla wielu, bardzo wielu oznaczał przebudzenie, po którym rozumie się więcej. Z podziwem i przyjaźnią Waldemar Dąbrowski (2003).

Na zdjęciu: Witkacy i Andrzej Dziuk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji