Artykuły

Zielona Góra. Łazarkiewicz pracuje nad "Pokropkiem"

W lutowy wtorek 2007 r. kamera kręciła historyczny zielonogórski majowy poniedziałek 1960 r., kiedy mieszkańcy starli się z milicją. Te sceny zostaną wykorzystane w widowisku teatralnym o wydarzeniach zielonogórskich. Premiera 27 lutego.

Spektakl zobaczymy w budynkach zielonogórskiej Starej Winiarni przy ul. Moniuszki. Sztuka o wydarzeniach zielonogórskich z 1960 r. "Pokropek" Ireneusza Kozioła powstała na zamówienie teatru. Tekst publikowany był w miesięczniku "Dialog". Od tego czasu przeszedł kilka modyfikacji, głównie z inspiracji Piotra Łazarkiewicza [na zdjęciu], reżysera spektaklu.

Kamienie wciąż te same

Jednym z elementów widowiska w Winiarni będą etiudy młodych reżyserów w warszawskiej filmówki. Odtworzą m.in. archiwalne nagrania zeznań milicjantów obciążających mieszkańców miasta za udział w zamieszkach. Z kilkugodzinnego nagrania powstanie kilka minut filmu.

We wtorek kręcono część zdjęć pod kościołem Matki Boskiej Częstochowskiej i w podwórzu teatru. Kilkoro statystów grało przechodniów, którzy kawałkami wyrwanego bruku rzucali w milicję. W te role wcieliło się kilku studentów III roku animacji Uniwersytetu Zielonogórskiego, m.in. Magda Wojciechowska, Marek Zadłużny, Roksana Broda, Karolina Michalska i Janusz Mazur.

Trencze, sweterki, berety dostali z teatru. Kamienie leżały obok kościoła. To te same, które poszły w ruch ponad 40 lat temu. Aktorzy amatorzy niechętnie się przyznają, ale historii z 1960 r. nie znają. - Dowiemy się, co i jak, podczas spektaklu - mówią. Przez dwie godziny klęczeli pod kościołem i rzucali kamieniami w nieistniejących milicjantów. Nieopodal pan z dymarką robił tło większej walki. Było zimno, zacinał deszcz.

- O wydarzeniach zielonogórskich mało kto w Polsce wie - mówi Łazarkiewicz. - Znajomym musiałem opowiadać tę historię, bo nigdy o niej nie słyszeli. Może to dlatego, że to małe miasto i tragedia nie dotknęła wielu osób, więc nie było szumu. Ale nie zmienia to faktu, że zwykli ludzie zdobyli się na wielką odwagę. To były trudne czasy. Pamiętam je i ten wszechobecny strach. To, że ludzie zdobyli się na taki gest, spontanicznie, bez wsparcia żadnych elit, opinii publicznej, to rzecz wielka. Ale wiedzieli, że walczą o swoją wolność - mówi reżyser.

W "Pokropku" próżno szukać historycznej narracji. Żarski dramaturg skupił się na opowieści kilku uczestników obu stron konfliktu. O zamieszkach słyszymy z relacji ludzi, którzy wracają pamięcią do tamtych wydarzeń. Główną postacią jest Maria, która robi wszystko, żeby wyciągnąć męża z aresztu. Grozi mu więzienie. Oto parę godzin decyduje o przyszłości wielu zielonogórskich rodzin. Muszą odpokutować za rękę podniesioną przeciw komunistycznej władzy. Potem przez lata prawda jest skrywana, zaliczona do rodzinnego tabu. Córka Marii po latach ma żal do Boga, że pozwolił na te wydarzenia.

- To nie jest lekcja historii, ale uniwersalna opowieść o odwadze i o tym, że w każdej chwili możemy być wystawieni na próbę. Dziś, choć żyjemy w innym świecie, nadal powinniśmy czuć, że musimy kierować się uczciwością i odwagą, choć one nie zawsze są efektowne. Ludzie, którzy walczyli wtedy, musieli czekać prawie 40 lat na rehabilitację. Na to, żeby można było zacząć mówić otwarcie, żeby można było pamiętać i na to, żeby została im oddana sprawiedliwość - mówi Łazarkiewicz.

Tamten poniedziałek

Do ulicznych walk doszło 30 maja 1960 r. Rano pod domem parafialnym (dziś filharmonia) stanął pluton milicji, by pilnować porządku przy eksmisji z budynku miejscowej parafii. Dzieci skończyły właśnie lekcję religii. Matki śpiewały "Serdeczna matko" i nie chciały wpuścić funkcjonariuszy do budynku. Do obrony domu podczas mszy nawoływał proboszcz ks. Kazimierz Michalski. Tłum gęstniał. Ok. godz. 14 w centrum miasta było już ponad 2 tys. osób, które zablokowały także komendę MO przy ul. Kasprowicza. Do miasta przyjechały posiłki ZOMO z Poznania i Gorzowa. Zaczęła się brutalna rozprawa z protestującymi. Pałkami i gazami. O godz. 17.30 rozproszono demonstrację.

"Gazeta Zielonogórska" z 1 czerwca opis zamieszek zatytułowała "Chuligani - narzędzie antyspołecznych planów ks. dziekana". Aresztowano 327 osób, kilkoro z nich skazano w pokazowym procesie na wyroki nawet pięciu lat więzienia. Całe zielonogórskie rodziny odczuwały na co dzień obecność na czarnej liście komunistów.

Życie dopisało ciąg dalszy historii. Sąd Najwyższy tydzień temu stwierdził, że protest mieszkańców Zielonej Góry był słuszny. Zielonogórzanie nie byli bandytami i kryminalistami. Tym samym uniewinnił Antoniego Ajszpura. W 1960 r. sąd w Zielonej Górze uznał, że 19-letni wówczas Ajszpur dokonał napadu na interweniujących milicjantów. Za "chuligaństwo" dostał cztery lata więzienia. Po odwołaniu sąd drugiej instancji złagodził karę do trzech. W ubiegłym roku skargę kasacyjną w jego sprawie wniósł rzecznik praw obywatelskich. - Udział w wydarzeniach zielonogórskich nie może być poczytany jako wybryk o charakterze chuligańskim. Nie sposób jest mówić o popełnieniu tego przestępstwa w sytuacji, w której mamy do czynienia z usprawiedliwionym wybuchem oporu społecznego wobec arogancji władzy - argumentował Jan Malinowski, przedstawiciel RPO. W ocenie sądu protest mieszkańców Zielonej Góry w 1960 r. był słuszny. Po ogłoszeniu wyroku Ajszpur nie krył wzruszenia. - Zdrowie mi odebrali, pamięci nie - powiedział.

Wyrok Sądu Najwyższego jest ostateczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji