Artykuły

Konrad wiecznie żywy

Premiera "Dziadów" Adama Mickiewicza w gorzowskim Teatrze im. Osterwy - bezbłędnie dobrany tekst i sceny. Brawurowo zagrany spektakl. Niemal baletowa, dynamiczna inscenizacja. To "Dziady", ale nie tylko klasyczny Mickiewicz.

Pierwszy rzut oka na scenę może rozczarować: znowu to samo, jakieś stare graty na wysoki połysk, znów jakiś stolik rodem z dworcowego baru. Jakby scenograf poszedł na łatwiznę albo mu obcięli koszty. Potem przy stole ksiądz (Przemysław Kapsa) i dzieci dość sztywno grające swe role. To początek. Ale po pewnym czasie - chyba od sceny, kiedy Sowa (Anna Łaniewska) świetnie wygłasza swoje oskarżenie wobec ducha dziedzica, wraz z wejściem Guślarza (Artur Nełkowski) zauważyłem, że mnie to wciąga.

Światło wydobyło z mroku nową scenografię, w której odbywał się obrzęd dziadów. Reżyser Rafał Matusz postawił Guślarza w scenerii ni to gigantycznej kotłowni, ni to fabryki chemicznej. Tam widzimy dziady epoki postindustrialnej. Tam Guślarz odprawia swój brawurowy taniec-obrzęd. Na scenie ciągle coś się dzieje, a zjawy i duchy są rzeczywiste, pełnokrwiste, impulsywne: duch dziedzica (Aleksander Maciejewski) czy wijąca się na scenie, tańcząca, wyginająca się w mostkach i szpagatach zjawa Dziewczyny (Karolina Miłkowska).

Realne są złe duchy i duch-szatan (świetna w tej roli Marzena Wieczorek). Są tak rzeczywiste, jak walka, którą toczą o Konrada i która toczy Konrad sam ze sobą i z Bogiem. A Gustaw-Konrad w przedstawieniu Rafała Matusza to człowiek współczesny, okaleczony, rozpaczliwie wołający do Boga. Improwizacja to nie wygłaszany w bezruchu monolog, ale opowieść o wywyższeniu i upadku. Konrad rozmawia z Bogiem, wchodząc na drabinę, niczym na drabinę Jakubową, symbolizującą łączność stwórcy z ludźmi. Mimo swej pychy, mimo poczucia wyższości wydaje się, by tu jednym z nas, ludzi poszukujących relacji z Bogiem i ludźmi.

To nie są "Dziady", po których może się obrazić rosyjski konsul. To nie są "Dziady", w których widać patriotyczne rozterki albo aluzje do polskiej rzeczywistości. To nie są też "Dziady", które mogą zastąpić uczniom szkolną lekturę. Warto je natomiast zobaczyć, aby przez te niespełna dwie godziny przyjrzeć się prawdzie od człowieku. Uniwersalnej prawdzie, którą reżyser osiągnął przez mistrzowskie zredukowanie oryginalnego tekstu i odpowiedni wybór scen.

Swinarski zdjął "Dziady" z patriotycznego koturnu, a Matusz poszedł dalej. Zrezygnował z tych wszystkich wątków, które mogłyby naprowadzać widza na skojarzenia z Polską, walką z zaborcą, patriotyzmem, polską martyrologią. Po doświadczeniach Holocaustu i stalinowskiego ludobójstwa represje wobec filomatów i filaretów wypadają zresztą cokolwiek blado. Matusz pokazał nam Konrada cierpiącego nie tyle za miliony, co po prostu cierpiącego. Skupił się na miłości, pysze, ludzkim cierpieniu, rozmowie z Bogiem, upadku człowieka i jego odrodzeniu. To świetny spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji