Artykuły

"Miarka za miarkę" na Uniwersytecie Szekspirowskim

Generalnie język "Miarki..." jest językiem ironicznym, czyli, powiedzmy, kwestionującym swoją tę pierwszą warstwę przy pomocy, której powinniśmy się porozumiewać, tylko właściwie poza tym poziomem komunikacji jest jeszcze cały jakby poziom języka, który jest schowaniem sądu na temat - Gazeta Wyborcza online publikuje zapis z taśmy wykładu Anny Augustynowicz o "Miarce za miarkę" na Uniwersytecie Szekspirowskim w Instytutcie Teatralnym.

Anna Augustynowicz jest reżyserką, dyrektorem Teatru Współczesnego w Szczecinie, jednej z najciekawszych, myślę, scen w Polsce.

Anna Augustynowicz tydzień temu miała premierę "Miarki za miarkę", właśnie tutaj w Teatrze Powszechnym w Warszawie i to było zdaje się drugie zetknięcie z Szekspirem, tzn. po "Śnie nocy letniej" trzecie i jeszcze "Romeo i Julia" rzeczywiście, przepraszam, zetknięcie z Szekspirem, no i zapraszam wysłuchania wykładu o "Miarce za miarkę".

Anna Augustynowicz: - Proszę Państwa, bardzo mi miło, że Paweł mnie tak tutaj przestawił w charakterze wykładowcy. Natomiast coś mi się z głosem zrobiło ostatnio, po prostu jakieś przeziębienie, widać reżyser nie powinien mówić, powinien robić swoje a nie wypowiadać się. Natomiast bardzo zrobiło mi się jakoś tak miło, kiedy dowiedziałam się o możliwości porozmawiania na temat utworu "Miarka za miarkę" Szekspira, ponieważ jest to utwór, który jest mi nieprawdopodobnie bliski. I bardziej potraktujmy dziś tą, w części moją, wypowiedź czy rozmowę, jeżeli się uda w jakiś sposób wywołać, jako takie spotkanie w sprawie, ponieważ chciałabym opowiedzieć państwu, jakie było moje spotkanie z "Miarką za miarkę" i to w pracy trzecie spotkanie z Szekspirem, które dwa poprzednie uważam do poprawki. I to wynika z tego, że zarówno "Sen nocy letniej" jak i "Romeo i Julia", które robiłam wcześniej, robiłam na dużej scenie i tak, jak państwo wiedzą pudełkowa scena, jej okno staje się jednocześnie obrazem, ekranem.

Jest to duża synteza i funkcjonuje, na dobrą sprawę, trochę tak, jak ekran w kinie czy ekran w ogóle, tak, jak państwo tutaj na początku naszego spotkania mieli okazję obejrzeć fragment tego przedstawienia. I zacznę swoją wypowiedź właściwie od tego, że scena pudełkowa - to jest moje odkrycie - nie służy Szekspirowi. Chociaż, np. reżyserów filmowych bardzo ten autor korci i mnie się wydawało, że w tych dwóch poprzednich przestawieniach, zarówno w "Romeo i Julii" jak i w "Śnie nocy letniej", że właśnie teatr obrazu, teatr historii, opowiedzianej historii to jest ten teatr, który być powinien.

Pułapka sceny pudełkowej

Przy okazji "Miarki za miarkę" zdarzyło się coś takiego, że w jakiś intuicyjny sposób, czytające ten tekst, uświadomiłam sobie, że tego utworu nie wytrzyma scena pudełkowa, duża scena w teatrze. W związku z tym jestem bardzo szczęśliwa, że dyrekcja Teatru Powszechnego zgodziła się na realizację dużego przedsięwzięcia.

W sumie na małej scenie gramy "Miarkę za miarkę" 23 postaci w 11 osób, 11 aktorów występuje w przedstawieniu. I jestem już szczęśliwa z tego powodu, że gdyby znowu pójść w przestrzeń pudła sceny, pewnie wpadlibyśmy razem z zespołem w taką pułapkę, w jaką zazwyczaj wpada się, tzn., że jeżeli jest scena pudełkowa to trzeba wyreżyserować przedstawienie, że takie pudełko gdzieś do tego zaprasza, że jest podział na scenę i widownię, i ta scena prosi się, żeby na niej opowiadać historie czy budować akcje, powiedzmy w porządku linearnym, tak jak w kinie czy tak jak w telewizorze.

Bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do takiego, powiedzmy, XIX-wiecznego teatru z czwartą ścianą, z podziałem na pewne bezpieczeństwo widzów wobec sceny. Szczęśliwie nam się udało tego wszystkiego uniknąć, mówię to trochę przy pomocy intuicji, a potem w czasie prób gdzieś próbowaliśmy nazywać, z jakiego powodu nie obrazek.

Otóż teatr szekspirowski był w czasie, w którym powstał, czyli współcześnie, pisany w relacji z drugim człowiekiem, w relacji z widzem, w relacji z publicznością, która do tego teatru przychodziła. Natomiast przypuszczam, że w jakiś sposób opowiadano tam historie, czyli pewien wątek przyczynowo-skutkowy, natomiast moim odkryciem i to już właściwie w trakcie pracy czy raczej naszym wspólnym z aktorami, bo jednak zupełnie inaczej tekst człowiek czyta sam sobie przy biurku, a inaczej w momencie, kiedy ten tekst przechodzi przez żywego człowieka, że w "Miarce za miarkę" nie ma opowiedzianej historii.

Siła plotki

Spór na próbach zaczął się o to, musieliśmy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Angelo przespał się z Marianną lub, czy Angelo przespał się z Isabellą. Isabella opowiada, że ją przeprowadził trzy razy, dwie furtki, jedna większym kluczem, jedna mniejszym kluczem, po czym Mariana twierdzi, że to nieprawda, że to ona była w objęciach kochanka.

Po przebrnięciu trzymiesięcznej pracy nad tym utworem doszliśmy do wspólnego odkrycia, że w ogóle taki incydent nie miał miejsca, czyli Szekspir nie napisał jednej sceny. Zastanawialiśmy się, dlaczego? Otóż, no względy obyczajowe nie, bo pamiętamy ze "Snu nocy letniej" chociażby kopulację Tytanii z osłem, w związku z tym nie tego typu względy wchodziły w grę. Po prostu Szekspir fenomenalnie czytelnika, a także zespół ludzi zabierających się w taką podróż, jak czytanie "Miarki za miarkę" na scenie, wpuścił nas w grę. Przez ponad dwie godziny toczy się akcja, gdzie na dobrą sprawę nikt nie wchodzi i nikt nie wychodzi ze sceny, natomiast insynuacje, podteksty, opowieści, konfabulacje na temat tego, co się stało, są nieprawdopodobne.

I w czytaniu tego utworu, ja przyznaję się, jako czytelnik dałam się uwieść osądzając, czyli tak samo osądzałam, że w pierwszym czytaniu byłam przekonana, że ta historia opowiadana przez kolejnych bohaterów, składana z ich poszczególnych relacji jest historią prawdziwą, czyli przypuszczałam, że Angelo przestał się z Marianną. Natomiast okazało się, że to niemożliwe, bo pytanie jakby, kiedy zadawaliśmy sobie wspólnie, w którym momencie, która z postaci mówi prawdę, a która kłamie w swoich zeznaniach, okazało się, że każda z postaci ma swoje momenty prawdy i swoje momenty kłamstwa w relacji z drugim człowiekiem. Natomiast jako czytelnik dałam się wpuścić Szekspirowi w pewien jego zabieg, czyli pomyślałam swój sąd na temat osób dramatu i to jakby moje pochopne osądzenie zostało w jakiś sposób zakwestionowane kiedy zaczęliśmy dochodzić do tego, co tam rzeczywiście autor napisał.

"Miarka za miarkę" jest tzw. dramatem retorycznym, czyli jest to dramat pozbawiony historii. Każdy ma swoją historię. Pozornie historię poszczególnych osób dramatu składają się na jedną historię, natomiast gdyby potraktować to jako utwór linearny, byłby to utwór niekonsekwentny, źle zbudowany od strony dramaturgicznej i można przypuszczać, że ponieważ jednak Szekspir napisał kilka nadzwyczajnych historii nie był to jednak utwór chybiony, ale zrobił to celowo. Zrobił to celowo, żeby pokazać, jak z rozmowy, jak z konfabulacji, jak z naszych sądów na temat bliźnich, tworzy się teatr, tworzy się świat gdzie wszyscy w jakiś sposób mamy tę skłonność do oceny drugiego człowieka, do powtarzania plotki z której tworzy się obmowa do powtórzonego kłamstwa, z której tworzy się oszczerstwo.

I jakby ten mechanizm nadużywania języka przez nas wszystkich, co jest też nieprawdopodobnie ludzkie, bo Szekspir umie się uśmiechnąć, nie potępia nas za to, umie się uśmiechnąć na ten temat, z tego Szekspir robi dramat. Pokazuje, jak osoba dramatu w momencie, kiedy dostaje się w nożyce języka czy też języków ludzkich, jak właściwie staje w sprzeczności z sobą samą, jak znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Historie, opowiedziane tam, są dość banalne, dotyczą one właściwie piątego i szóstego przykazania. Natomiast wszyscy generalnie grzeszą mówieniem fałszywego świadectwa przeciwko bliźniemu swemu, natomiast dotyczy ono generalnie dziesiątego, tzn. w ogóle chcenia, w ogóle pożądania.

Gra w ironię

W "Miarce za miarkę" całe społeczeństwo funkcjonuje w sferze pożądania, chcenia czegokolwiek, to jest takim jakby napędem każdej z osób dramatu. I chociaż te osoby realizują się głównie w słowach, i nic tam na dobrą sprawę się nie dzieje, napęd do ich działania daje pewnego rodzaju ekscytacja w chceniu czegoś wobec drugiego człowieka i to daje także napęd do całej akcji dramatycznej. Generalnie język "Miarki..." jest językiem ironicznym, czyli, powiedzmy, kwestionującym swoją tę pierwszą warstwę przy pomocy, której powinniśmy się porozumiewać, tylko właściwie poza tym poziomem komunikacji jest jeszcze cały jakby poziom języka, który jest schowaniem sądu na temat. Czyli bohaterowie artykułują się przy pomocy takich sądów pozornych, które są ich osądami i jest to język bardzo zabawny ponieważ często postać na przestrzeni jednej kwestii czy dwóch kwestii, czy nawet w obrębie jednej kwestii jakby przeczy sama sobie.

Mnóstwo zabawnych historii dzieje się z tego powodu, natomiast wydawałoby się, że taki utwór, taki dramat konwersacyjny, który jest, powiedzmy, grą tym językiem ironicznym czy grą w ironię, czy grą taką pozorną rozmową jest utworem nudnym. Okazuje się, że nie jest utworem nudnym ponieważ w tym dramacie odkrywamy prawdę o sobie. Jest to utwór napisany w 1604 r. i wydawałoby się, często np. takie pytania pojawiają się, co takiego współczesnego jest dziś w Szekspirze.

Szekspir nie studiował antropologii, nie czytywał Freuda, natomiast okazuje się, że był takim fenomenem, który przy pomocy swojego wiersza, tych swoich tekstów, które pozostawił osobom dramatu zawarł całą partyturę w każdej postaci jakby ludzkich brzmień. I to jest fenomenalne, to jest, to w ogóle człowiek zaczyna się zastanawiać, obcując z takim dziełem, jak to jest możliwe, że jeden człowiek tak niesamowicie dużo czuł, tak nieprawdopodobnie dużo myślał i przekazał nie w formie didaskaliów, nie w formie opisów, tylko, jak nuty. Jak partytura muzyczna zapisał brzmienie żywych ludzi, które okazują się brzmieniem nieprawdopodobnie współczesnym. Bo to co jest w istocie współczesnością tego utworu dziś, to, że mechanizmy społeczne, ludzkie działania, ludzkie emocje, ludzkie przywary przynajmniej tych wszystkich ludzi, którzy urodzili się w tej samej kulturze, nie zmieniają się.

Teatr to nie tylko dekoracja

Może się zmieniać obyczaj, może się zmieniać ubiór, natomiast to co jest samą istotą dramatu człowieka, dopóki w tej kulturze żyjemy, dopóki ta kultura trwa, właściwie pozostaje niezmienne. I ta wydaje mi się wartość "Miarki za miarkę" jest istotą, że nie w kostiumie, tak jak państwo tutaj widzą przedstawienie, które jest, powiedzmy, bardzo rzetelnie zrobionym przedstawieniem akademickim, gdzie jest odrobiony i strój z epoki i ubiór, i wnętrza, to po prostu wydaje mi się, że teatr jest jednak czymś więcej niż tylko dekoracją i niż tylko odrobionymi przestrzeniami z epoki. Że w utworze dramatycznym, takim jak "Miarka za miarkę" zapisana jest gra pomiędzy ludźmi. Gra, która się toczy przypuszczalnie tak długo, jak długo istnieją społeczeństwa.

Takim bardzo pomocnym tekstem dla nas w trakcie, kiedy pracowaliśmy nad "Miarką za miarkę" były teksty Rene Girarda, który zajmuje się społeczeństwem od strony antropologicznej, problemem naśladownictwa czy mimetyzmu w społeczeństwie, problemem kozła ofiarnego. I teraz czytanie tego utworu nie tropem tradycji teatralnej, jak Szekspir był grywany czy jak Szekspir był wystawiany, tylko próba nasza dochodzenia do tego, jak funkcjonuje społeczeństwo, jakim dramatom podlega człowiek jako jednostka, która wikła się w relacje z drugim człowiekiem od którego czegoś chce i czegoś ten drugi człowiek chce od niej, popada w sprzeczność sama z sobą, z jakimś porządkiem, który został ustanowiony przez samego człowieka w istocie dla niego samego i dlatego, żeby to społeczeństwo jakoś dobrze szło i wobec swojej natury, czyli wobec swoich instynktów, wobec swoich popędów, wobec tego co sytuuje nas, jak Rene Girard pisze - poniżej zwierzęcia i co lokuje nas powyżej zwierząt - jak ten człowiek sobie z sobą sam nie może dać dary i jak ta społeczność, która funkcjonuje w pewnych określonych rygorach, zasadach ustanowionych, no przez siebie dla siebie nie potrafi dojść do jakiejkolwiek wspólnej racji, gdzie racja poszczególna, gdzie racja każdej z osób dramatu jest po prostu tak arbitralną, tak niepodważalną racją, że właściwie w żadną wspólnotę te racje sprząc się nie mogą.

Marzenie o dobrej władzy

Utwór wydawałoby się może nie przylegać do naszej współczesnej rzeczywistości ponieważ próbujemy funkcjonować w ustroju demokratycznym i człowiek jako istota społeczna dążąc do szczęśliwości podobno lepszego ustroju nie wymyślił, natomiast utwór Szekspira jest jednak pisany w czasie, kiedy wierzono, że władza pochodzi od Boga. I, powiedzmy, Król, o którym jest mowa, jednak był królem namaszczonym, natomiast cały nasz świat porewolucyjny, powiedzmy, no wyrosły bardziej z czarnej masy niż z arystokracji królewskich, zaczyna wybierać jakby władzę między sobą. I pozornie mógłby ten utwór nie przylegać do czasów współczesnych, natomiast okazuje się, że mechanizmy rządzące relacjami międzyludzkimi w społeczeństwach nie zmieniły się, że jakby, powiedzmy, w każdym człowieku funkcjonujące jakieś takie atawistyczne wręcz podejście do posiadania, do chcenia czegoś czego być nie może, takie napięcie, takie parcie wzwyż, nawet jeżeli jest to społeczeństwo, które powinno poruszać się na płaszczyźnie równoległej.

Czyli nie ma tego wybrańca namaszczonego, który sprawuje władzę absolutną, okazuje się, że jakby strasznie trudna ta szczęśliwość człowieka jest do zbudowania w grupie, czyli, powiedzmy w jakiejś wspólnocie i mechanizmy te nie zmieniły się właściwie w żaden sposób. To jest jedna rzecz i wydaje mi się istotna, ponieważ marzenie o dobrej władzy niezależnie od tego, czy miało ono miejsce 400 lat temu, czy ono ma miejsce teraz gdzieś w każdym z nas, jest marzeniem ludzkim i to marzenie wydaje się nie opuszczać człowieka odkąd istnieje społeczeństwo. Natomiast "Miarka za miarkę" jest utworem tak wymyślonym, że właściwie jesteśmy wpuszczeni czy włączeni w pewnego rodzaju grę, gdzie zostajemy poddani testowi, jaka jest też ta miara w każdym z nas naszego marzenia o dobrej władzy.

Ponieważ nie rozpatrujemy miarki jako, powiedzmy, pewien porządek linearny, czyli to nie jest tak, że można pokazać, że wraca dobry książę na końcu, który rozdaje łaski, wymierza kary i, że np. dzisiaj np. on wraca w płaszczu królewskim podbitym gronostajami, że istotą tego dramatu nie jest obrazek, że nie jest to coś co jest marzeniem o dobrej władzy, to coś co przychodzi z zewnątrz. Wydaje mi się, że Szekspir dotyka najbardziej, że tak powiem, bolesnego czy czułego punktu człowieka, jako osoby dramatu, a mianowicie punktu jego wolności, tzn. wolności, którą można odróżnić od swawoli, czyli takiej, powiedziałabym, we freudowskim znaczeniu słowa - wolności, że jakby nie radząc sobie z własną wolnością wybieramy np. dyktatora.

Wola jako łaska

Podobny problem podejmuje profesor Tischner w "Nieszczęsnym darze wolności", gdzie mówimy o wolności człowieka, który nie traktuje swojej własnej wolnej woli jako łaski, natomiast chce ją koniecznie komuś oddać. Jest piękny moment, kiedy Lucio w "Miarce z miarkę" ściąga kaptur z głowy księcia. Na co książę odpowiada - przed tobą żaden łotr nie stworzył księcia. Czyli dotykamy tutaj pewnego rodzaju metafory, w której książę nie funkcjonuje jako władca państwa, jako, powiedzmy, demiurg tylko osoba dramatu, która jest ze wszech miar człowiekiem, który zyskuje świadomość na swój własny temat i ta świadomość jest jego w istocie takim najbardziej czułym punktem, bo świadomość jest tym, co właściwie najbardziej boli.

Bo nawet jeżeli zyskujemy świadomość to możemy czuć się lepiej z tą swoją świadomością, natomiast, żeby ta powszechna szczęśliwość się stała, przypuszczam, że wszyscy w jednym momencie musieliby poczuć to samo, co się dosyć rzadko zdarza. Natomiast istotą władzy i miarą władzy w "Miarce za miarkę" jest w moim odczuciu w istocie miara samego siebie. Tzn. tak jak człowiek jest w stanie uporać się ze swoim darem wolności, tak jak jest w stanie czynić sobie, tak może i tak właściwie będzie traktował drugiego człowieka. Czyli jakby zasady tego siedzą bardzo głęboko w pierwszych dwóch przykazaniach miłości - a bliźniego swego jak siebie samego. W związku z tym ponieważ tu mamy do czynienia ze społeczeństwem, gdzie książę wyjechał, opuścił swoich poddanych i zaczyna się, kiedy książę opuścił tych swoich poddanych, zaczyna się źle dziać. Czyli w momencie, kiedy jakby nie czują nad sobą władzy, niektórzy by chcieli, żeby wrócił już, żeby pojawił się w tym momencie. Że, co on wyprawia, że właściwie wtedy kiedy powinien być to go nie ma. Że właściwie pozbawione tej władzy z góry społeczeństwo, czyli jakby tego wizerunku władcy, który jest w każdym momencie, zaczyna, no mówić prawdę o sobie. Czyli wychodzi właściwie przemoc człowieka wobec człowieka. Jeżeli nawet ta przemoc, która dzieje się tylko w słowach jest dla każdej z tych postaci dojmująca.

Wentyl bezpieczeństwa

Szekspir właściwie nie zostawia na społeczeństwie ludzkim suchej nitki i można byłoby powiedzieć, że czym zajmujemy się w "Miarce za miarkę" czy to takie społeczeństwo jest rzeczywiście złe. Odnoszę wrażenie, że to co powoduje, że z taką radością sięgamy po ten właśnie utwór Szekspira jest taki wentyl bezpieczeństwa, który jest poczuciem humoru. I to poczucie humoru, gdzie jesteśmy w stanie się jakby uśmiechnąć na swój własny temat, gdzie jesteśmy w stanie odpuścić sobie, jest tym co jakby konstruuje sens czytania tego utworu, czyli jakby powstawania komunikatu na scenie, czyli zaprzątanie tą lekturą wyobraźni czy umysłowości wielu osób. Że jakby ten uśmiech jest też gorzki, bo on mówi nam gdzieś w istocie prawdę o nas samych.

Jeden z tekstów - kto wyrwał nas z natury stworzeń żywych, czyli kto podniósł nas z poziomu zwierzęcia. Jeżeli sami siebie, sami dla siebie stworzyliśmy normy, stworzyliśmy zasady, natomiast naszą wolną wolą i od tej wolnej woli zależy, w jakim stopniu je przekraczamy, a w jakim stopniu szanujemy je szanując siebie nawzajem.

W związku z tym odnoszę wrażenie, że pomimo, że "Miarka za miarkę" jest utworem gorzkim, to to, że uwalnia się w tym utworze śmiech, gdzie jesteśmy w stanie uśmiechnąć się, że nie jesteśmy sami, że to nie jest tylko w tym momencie co dzieje się pomiędzy ludźmi, że 400 lat temu, jakby takie same mechanizmy rządziły społeczeństwem i być może jeszcze wcześniej, tylko nie zostały przez nikogo zapisane. Natura ludzka w istocie funkcjonowała w sposób niezmienny jest to czymś co pozwala nam także uwolnić w sobie taką refleksję, że jednak nie jesteśmy takimi ludźmi jak bogowie, czyli nie równamy się bogom, chociaż chęć nasza jest tak nieprawdopodobna i Szekspir nas trochę temperuje.

Chociaż w tych swoich niezaprzeczalnych racjach w rozmowie z drugim człowiekiem, w tym swoim zacietrzewieniu w formułowaniu własnych opinii wydaje nam się często, że mamy jedyną słuszną bezwzględną rację. Przy pokazaniu jakby mechanizmu funkcjonowania tych różnych racji bezwzględnych w jednym społeczeństwie widzimy, co z tego wszystkiego wynika, czy co z tego wszystkiego może się wydarzyć.

Język metafizyki

Jest to, wydaje mi się, utwór ze wszech miar ludzki, gdzie jest on także napisany po to, żeby odsłonić, w co grają ludzie między sobą, jakie są mechanizmy. Natomiast to co jest gdzieś jakimś właśnie moim odkryciem to, że wewnątrz tych pozornych historii jest ukryta gra, że właściwie książę jest kimś więcej niż księciem i potem wcieleniem czy drugą rolą, drugim charakterem - mnichem, bo tam jest jeszcze cały szereg rytmów, cały szereg wypowiedzi, które świadczyłyby o tym, że jakby na jednego aktora przypadają nie dwie a trzy role, nie tylko książę i mnich. Czyli tam jest jeszcze, myśmy to nazwali sobie, powiedzmy takim językiem metafizyki, czyli takim naszym teatralnym panem bogiem.

Jest to jednak też reżyser wewnętrzny przedstawienia, bo książę pozwala poreżyserować. Pozwala poreżyserować np. nadzorcy więzienia, pozwala poreżyserować Eskalusowi, który pilnuje tego świata. Natomiast sam próbując dotykać tych monologów księcia, które są wyraźnie w innych rytmach zapisane niż rodzajowe sceny mnicha czy te sceny wielkopańskie, królewskie, kiedy książę jest nim samym, tam jest jeszcze coś.

I wydaje mi się, że tutaj ze wszech miar ludzkie oblicze zyskuje ta postać, że to jest jakby człowiek w całym bólu swojego człowieczeństwa jakiejś własnej świadomości, która jest właściwie najgorsza, bo nie bardzo niewiele może zrobić ponieważ jest skazany na grę w tym świecie w którym funkcjonuje, natomiast ma świadomość tego wszystkiego, co się dzieje.

Dla mnie książę jest trochę ulokowany pomiędzy Oberonem a Prosperem, na pewno jest dojrzalszy, jest dojrzalszy jeżeli chodzi o jego świadomość niż Oberon, natomiast to nie jest jeszcze Prospero, który prosi ..... To jest jeszcze osoba, to jest jeszcze człowiek, który jest w sile wieku i chce się grać. Jest przepiękny jego monolog o śmierci, który mówi właściwie do Claudia, natomiast monolog o śmierci jest tyleż do Claudia ile wobec Claudia i wobec innych osób dramatu, a właściwie jest to bardzo gorzki monolog dotyczący własnej refleksji na temat przemijania, na temat upływu czasu, na temat starzenia się, na temat tego, jak bardzo żal życia.

Afirmacja życia

Utwór Szekspira, wydaje mi się, jest utworem nieprawdopodobnie afirmującym życie, choć gorzkim, choć pokazującym to społeczeństwo przeklęte w dążeniu do bycia kimś więcej niż człowiek, pokazuje jednak jakąś niesamowitą wartość, wartość w tym co jest życiem samym. I jest jeden fragment w "Miarce za miarkę", który chciałabym państwu przeczytać, która jest właściwie takim powodem, że no dla mnie jakby niepodważalny jest sens rozmowy o tym utworze.

Książę w trzecim akcie zostaje dotknięty przez Lucia, bardzo źle oceniony przez niego, Lucio mierzy księcia swoją miarą. I w relację jest także wprowadzony Eskalus. Eskalus pyta księcia, który w przebraniu mnicha przychodzi:- Skąd jesteś? Na co książę mówi: - Nie z tej krainy, choć mam dziś sposobność, aby ją poznać, jestem zakonnikiem i odwołano mnie z mojego klasztoru do Rzymu, skąd mi jego świątobliwość kazał tu przybyć z poufnym zleceniem. Eskalus pyta: - Cóż tam nowego w świecie? I to jest mój tekst ulubiony. - Nic, może jedynie to, że dobroć zapadła na wielką gorączkę i tylko zgon może ją wyleczyć. Poszukują jedynie nowości, a równie niebezpieczne stało się długie dochowywanie wiary czemukolwiek jak uczciwa wytrwałość w jakimkolwiek przedsięwzięciu. Pozostało zaledwie tyle prawdy, aby jako tako zabezpieczyć społeczeństwa. Lecz tylu trzeba zabezpieczeń, że społeczność jest przeklęta. I wokół tej zagadki obraca się mądrość świata. Są to dość stare nowiny, lecz za to codzienne. Proszę cię panie, powiedz mi, jakie było usposobienie księcia.

Czyli, w moim rozumieniu, książę mówiąc pewną gorzką prawdę o świecie, ale też otwierającą perspektywę, mówi o dobroci, że zostało jej zaledwie tyle, aby jako tako zabezpieczyć społeczeństwa, czyli jest to świat, w którym śmierć chodzi i zamiata.

Dzięki temu możemy ten utwór czytać, analizować i otwierać perspektywę jakiegoś własnego sensu bycia wobec siebie. Natomiast sprzedając ten sens Eskalusowi i wygłaszając także wobec przytomnej publiczności te słowa, chce także dowiedzieć się o sobie. Jeżeli w poprzedniej wypowiedzi widzimy Lucia, który opowiada o księciu w jaki sposób, w jaki sposób on postępował, jak tam sobie poczynał lubieżnie, nawet z jakąś żebraczką, której rzuca na miseczkę, to Eskalus mówi - "Był to człowiek, który ponad wszystkie inne sprawy przedkładał poznanie samego siebie.

Książę mówi, jakim rozrywkom się oddawał. Raczej cieszył się widząc wesołość innych niż weseli tym, co winno było go cieszyć. Jest to pan wielkiej powściągliwości, lecz pozostawmy go jego sprawom, modląc się o jego pomyślność". Mnie się wydaje, że w tym momencie nie ma tutaj mowy o księciu jako o charakterze teatralnym, tylko jest mowa o człowieku, że dowiadujemy się tu prawdy o człowieku i to jest pewna gra, która toczy się podtekstem pomiędzy księciem i Eskalusem.

Stwarzamy człowieka przez nazwanie go

Chciałabym jeszcze przez chwilę skoncentrować się na samym utworze literackim, takim tekstem, który był nam bardzo pomocny w analizowaniu utworu Szekspira, był tekst z tomu "Osiem szkiców o ironii Włodzimierza Szturca" i tekst "Miarka za miarkę" Szekspira, ironia retoryczna jako podstawa napięcia dramatycznego, żeby się tak nam nie wydawało, że tylko takie siedzenie i gadanie, gadanie po prostu jest niedramatyczne czy nie wywołuje napięć pomiędzy postaciami.

Pozwolę sobie ponieważ, mówię, jestem wykładowcą słabym i bardzo dzielę się jakimiś .... swoimi na temat czytania tego utworu, pozwolę sobie zacytować coś co dotyczy ironii. Myślę, jest to bardzo precyzyjnie nazwane i nie wypada mi nawet o tym opowiadać. "Ironia może pojawiać się w pozornym dialogu kontrowersyjnym i w konwersacji. W obu przypadkach przedmiotem rozmowy jest zjawisko, proces lub rzecz nie posiadające dramatycznego znaczenia w akcji, zaś dialog przynosi przede wszystkim informacje o samych rozmówcach". Czyli to co próbowałam państwu wytłumaczyć, ta brakująca scena, w którą daliśmy się w pewnym momencie wpuścić.

"Pozorna kontrowersja i konwersacja są zatem luźno związane z czasem i przestrzenią wydarzeń, choć nie pozostają bez wpływu na spadek lub wzrost napięcia dramatycznego". "W miarce za miarkę" jest gra w czas i gra w przestrzeń, i właściwie te przestrzeni nie są ważne. Tak jak szykować film to dzisiaj przy takim nowoczesnym montażu skojarzeniowym właściwie możny by wyciąć te wszystkie zapowiedzi, że - a oto przybywa, a oto nadchodzi, a oto prowadzą, albo - jest głucha północ.

W takim teatrze, powiedzmy dziewiętnastowiecznym, to wybiłyby pewnie zegary, kury by piały, mgły by schodziły i tych odniesień do czasu w "Miarce za miarkę" jest nieprawdopodobnie dużo.

I pamiętam, kiedy przygotowywałam na scenę pudełkową czy "Romea i Julię", czy "Sen nocy letniej" to po prostu skreślałam te określenia czasu, bo jeżeli tworzy się to tzw. przestrzenią zewnętrzną, czyli inscenizacją, to nie ma powodu jeszcze raz tego opowiadać, bo robi się to autologia, masło maślane. Natomiast jeżeli tutaj podjęliśmy się przeczytania tego tekstu przez scenę jak gdyby właściwie bez pomocy, czyli bez pomocy inscenizacji, żeby zobaczyć, jak rzeczywiście tylko tej dialog, czyli ta retoryka, ta gra ironią, jak ona trzyma, w związku z tym pozostawiliśmy także te wszystkie zapowiedzi i czasu, i przestrzeni, i tego, kto kogo prowadzi, i kto z kim walczy, i komu o co z kim chodzi.

W związku z tym, odkryliśmy też właśnie i ten wewnętrzny mechanizm gry, ale też cały teatr w czymś takim, jak przez nazwanie drugiego człowieka stwarzamy go. Stwarzamy go w jego roli, jak lokujemy go w pewnej relacji wobec siebie, w związku z tym nazwanie postaci jest stworzeniem postaci.

Ocena postaci poprzez słowo, które głośno wypowiadamy na temat tej postaci jest naszą oceną tej postaci. I w momencie, kiedy widzimy, kiedy padają wszystkie te nazwania i wszystkie te ocena, jak dla jednego ta sama postać jest kimś jednym, dla kogoś drugiego kimś zupełnie innym, widzimy właściwie, jak nie ma możliwości sformułowania jednej niepodważalnej prawdy na temat tego człowieka o którym mowa. I myślę, że to dość niesamowite, bo utwór napisany właściwie tylko z takiej gadaniny ludzkiej, gadaniny bezprzedmiotowej, bo incydent, o który chodzi właściwie nie miał miejsca, okazuje się, że ponad dwie godziny gdzieś utrzymuje człowieka w napięciu, bo chce się dowiedzieć, co się naprawdę stało.

I książę byłby okrutnikiem, gdyby zaproponował grę i funkcjonował jako mnich w tej grze chcąc wygrać, bo jako mnich to on w ogóle chce wygrać i przyspiesza właściwie w trzecim, czwartym i piątym akcie tak akcję, że niektórzy szekspirolodzy twierdzą, że ten czwarty, piąty akt jest chybiony, że on jest źle napisany. Nie, po prostu on chce, jak najszybciej dopiąć swego i to przyspieszenie akcji wynika tylko z tego względu, że na koniec trzeciego aktu dał się dotknąć pospólstwu.

Wyimaginowane pożądanie

Bo to co państwu na początku mówiłam, że czytając przez Rene Girarda, przez tę próbę jakby upodabniania się, czyli to pożądanie czegoś jednego, co czasem może być nawet czymś wyimaginowanym, dokonaliśmy jeszcze jednego odkrycia, mianowicie dotyczącego tzw. dołów społecznych, to w "Miarce za miarkę" są Pompejusze, Łokcie, Szumowiny, Panie Przesadne. I teraz jakby znowu idąc teatralną tradycją - ja może jak trochę za chwilę dalej pojedziemy, to też państwu jeszcze pokażę tutaj jakby, co rozumiem przez tradycje teatralną - zwykle wyobrażamy sobie takie postaci jako, nie wiem, z tobołkami wchodzącą jakąś biedotę, jakichś takich głupków, których mamy w obrazku.

Natomiast czytając jakby dziś te doły społeczne przez świat porewolucyjny, doszliśmy gdzieś do takiego odkrycia w pewnym momencie, że to właściwie wszelkie rewolucje zaczynają się od dołu. Że właściwie na górze, tzw. dwór w kółko bawi się w samo, natomiast on nie spada poniżej pewnego poziomu bywania. Że właściwie groźny jest dół, tzn. groźne są Łokcie, groźne są Szumowiny.

W związku z tym postanowiliśmy jakby czytać ten utwór jakby na płaszczyźnie równoległej, że dzisiaj to są też panowie, którzy mają do powiedzenia w świecie, bo mają dopływ do informacji, mają dopływ do telewizji, mają kontakt z internetem. To nie są ludzie, którzy nie dostają informacji i oni dzisiaj czują się jakby równymi w uczestniczeniu w tej rzeczywistości i niezależnie od ich sposobu myślenia, oni czują się równie ważni w partycypowaniu w tej powszechnej szczęśliwości, i mało tego, chcąc decydować nawet o sposobie bycia szczęśliwym. W związku z tym dzisiaj i Łokcie, i Szumowiny, i Pompejusze to jest coś czego nie da się odciąć, nie da się powiedzieć, że to jest margines.

To jest coś, co funkcjonuje wśród nas i wydaje mi się, że także te teksty, które, np. jest cała opowieść Pompejusza o smażonych śliwkach, wydawałoby się, że dzisiaj jest to tekst do skreślenia. W momencie, kiedy to mówi panisko, które ma do powiedzenia w społeczeństwie i chociaż w pewnym momencie Angelo mówi, że będzie to dłuższe niźli noc rosyjska i wychodzi, no to panisko będzie mówiło dopóki ktoś mu nie przerwie, albo dopóki ktoś go nie wyrzuci za drzwi. Czyli jeżeli dzisiaj nie potraktować tego właśnie idąc właśnie taką interpretacją teatru dziewiętnastowiecznego, że przychodzą pachołkowie, którzy się proszą, ze spuszczonymi głowami, o wysłuchanie, a jeżeli potraktować tych właśnie pachołków jako tych, którzy zaczynają mieć do powiedzenia i zaczynają pograżać tymi swoimi wypowiedziami, to dotykamy też, no jakby pewnej niebezpiecznej siły społecznej i także utwór Szekspira brzmi nieprawdopodobnie współcześnie i niesamowicie prawdziwie. Czyli jakby w języku, w rytmie osoby dramatu jest zaklęte brzmienie, jest zaklęty cały dramatyzm, są zaklęte wszystkie napięcia. Czyli niezależnie właściwie przez jaki model społeczeństwa, przypuszczam, czytać by ten utwór, znowu dowiadujemy się o nas samych. Znowu dowiadujemy się niesamowicie dużo.

Partytury ludzkich brzmień

Teraz jeszcze chciałbym państwu jeden cytat podać z tegoż samego tomu, mianowicie jeszcze o języku: "Świadome wykorzystanie dwuznaczności wyrażenia stwarza podstawy języka ironicznego, czyli takiego, który pozornie odpowiada strukturze języka wedle kryteriów logiki. Natomiast rzeczywiście polega na wykorzystaniu języka obocznego, umożliwiającego komunikację wyrażeniami użytymi w dialogu". Czyli, np. pisze tutaj dalej autor: "Ironia może być także wynikiem stosowania wyrażeń nieostrych, a więc tych, które reprezentują chwiejność znaczenia w języku". I to o czym mówię, o tym, że w utworze Szekspira są zapisane partytury ludzkich brzmień, które są niesamowicie współczesne świadczy o tym, że właściwie tworzymy wspólnotę ludzką poprzez język.

Nawet jeżeli ten język nie mówi prawdy, bo dziejemy się na poziomie intencjonalnym, to nawet jeżeli ten język kłamie, jeżeli on wyraża się nie wprost, to nasze chcenie jest czytelne. I tutaj także widzimy cały dramatyzm, całą śmieszność człowieka w takim a nie innym sposobie wypowiadania się czy artykułowania. Jeszcze jeden pozwolę sobie tutaj cytat: "Ironiczna prawda Miarki za miarkę władca na każdym stopniu hierarchii społecznej, politycznej czy religijnej, unosząc się ponad prawa jakie ustanawia, popełnia takie samy czyny i wypowiada takie same sądy za jakie w autorytecie władzy skazuje na potępienie". Czyli to, że nawet będąc na wysokim stanowisku nie jesteśmy wolni od bycia człowiekiem.

Jaką miarką mierzycie taką i wam odmierzą

"Miarka za miarkę" jest dramatem na temat władzy, która dopuszcza się czynów sprzecznych z prawem przez te władze nadanym. Można tu dojrzeć ironiczne mechanizmy dziejów. Pierwszy jest ewangeliczną prawdą, że kto czym wojuje od tego ginie. Drugi zaś dotyczy historiozofii, zwycięża zawsze zamaskowany. Maska oznaczać może także ironię jako postawę udania. Maską ironii jest w "Miarce za miarkę" retoryczność wypowiedzi postaci.

Wobec sensu komedii proroczy jest sam jej tytuł będąc nawiązanie do Ewangelii św. Mateusza - "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni, albowiem jakim sądem sądzicie takim was osądzą". Jaką miarką mierzycie taką i wam odmierzą. Tytuł sztuki wobec mechanizmu odmierzania ciosów jest ironicznym określeniem charakteru chrześcijaństwa w dramacie Szekspira. Postacią zawierającą w sobie rekapitulację problemu jest przebrany za mnicha książę, on jest sprawcą wszystkich transakcji w dramacie i prawodawcą nowej Ewangelii. Wie jednak, że budowana przez niego rzeczywistość ma charakter teatralny, to on porusza lalki wiedeńskiego świata zakonnic i kurtyzan, jest tego świata ironicznym animatorem ponieważ nikomu nie wierzy, zaś prawda Ewangelii podoba mu się jedynie jako retoryka przestrogi. Gorzka to Ewangelia i gorzka diagnoza chorób świata".

Wpuszczenie widza w iluzję

Chyba się trochę za bardzo rozgadałam. Proszę państwa jeszcze bym chciała powiedzieć o takiej jednej rzeczy, że właśnie jeżeli się opowiada historię linearną, np. budujemy taki świat inscenizacji na dużej syntetycznej scenie, albo tak, np., jak na ekranie telewizyjnym, to wtedy jakby gdzieś umyka ponieważ puszczamy widza w iluzję, czyli podążanie w ten wątek przyczynowo-skutkowy, w historykę obrazkową wpuszczamy widza w pewnego rodzaju iluzję. Natomiast to o czym wspomniałam na początku, że udało nam się przeczytać utwór "Miarka za miarkę" na scenie jakby, która pozwala na deziluzję historii, czyli, która pozwala na stworzenie gry. W związku z tym cały czas widz przytomny jest grze, która się toczy, czyli nie ma, mówiąc młodzieżowym językiem, ściemy, nie ma, że coś się stało, ktoś wyszedł, ktoś coś załatwił na boku, tylko przez właściwie cały czas nikt tej sceny nie opuszcza i wszyscy jakby uczestniczą w tej grze i są przytomni temu, co się dzieje.

Mnie się wydaje, że tu jest w ogóle początek fenomenalnego teatru, bardzo nowoczesnego teatru, który dla mnie właściwie jest istotą, bo i Szekspir, i Wyspiański nasz, mówiąc o przytomności gry, o tym, że ja jestem grze ich przytomny, właściwie w takim sam konstruuje sposób jak Szekspir rytmy wewnętrzne bohaterów dramatów, w podobny sposób je splata. Czyli nie tworzy deziluzji tylko, jakby teatr służy temu, że jesteśmy wspólnie, jesteśmy razem i jakby autor jednocześnie daje widzowi taki sznurek, że my się tylko w to bawimy, czyli nie ma, że wchodzimy w jakiś świat, który jest światem prawdy, tylko, że jest to świat, który jest prawdopodobny. I sytuacja teatralna właściwie nigdy nie jest sytuacją prawdziwą tylko jest sytuacją prawdopodobną. A to, że myślimy na skutek tej sytuacji, że ona prowokuje do myślenia, że po prostu jakimś podlegamy emocjom, uczuciom, to wszystko jest kontrolowane i na dobrą sprawę teatr daje też takie poczucie bezpieczeństwa, że nikomu nic złego stać się nie może.

W związku z tym przedstawienie jakby służy temu, żeby zabawić się razem w pewną symulowaną sytuację, co by było gdyby było i powinna ona służyć też temu, żebyśmy byli mocniejsi czy przygotowani na stawienie się w takiej sytuacji naprawdę w rzeczywistości. Czyli jakby przedstawieniem, w moim rozumieniu, w takich dramatach, jak np. dramaty Szekspira czy dramaty Wyspiańskiego, czy także Gombrowicza powodują taki dość niesamowite budzenie się świadomości w nas samych, w nas jako aktorach tego świata, w nas, którzy sobie dla siebie tę rzeczywistość urządzamy.

W związku z tym ten mechanizm gry, który w "Miarce za miarkę" jest szczególnie ostry czy szczególnie widoczny jest, w moim odczuciu, w tym utworze czymś absolutnie pasjonującym, tzn. może to jest tylko jeden taki utwór, albo może ja po prostu jeszcze nie spotkałam drugiego takiego utworu w literaturze dramatycznej, mówię, w tej literaturze, która domaga się sceny.

I właściwie nie ma miary, nie ma miarki. Miarka jest w każdym z nas, tak jak w każdym z nas jest wola, tak jak w każdym z nas jest własny porządek świata, tak jak w każdym z nas jest własna wolność, to taką miarą jaką mierzymy siebie, właściwie mierzymy tego księcia w sobie i pytanie, czy widzimy tego błazna w sobie, czy jesteśmy w stanie każde z nas dostrzec gdzieś tego Lucia, który mówi - bo tak nakazuje obyczaj, mówiłem tylko zgodnie ze zwyczajem. Że gdzieś wszyscy realizujemy się w tych swoich historiach i nawet jeżeli w tych historiach nie uczestniczymy to podczepiamy się pod historię, którą np. obejrzeliśmy w telewizji czy przeczytaliśmy w gazecie, czy podczepiamy się w historię, którą nam opowiedział znajomy, a powtarzamy ją tylko dlatego, że chcemy żyć, tzn. chcemy być w jakichś historiach, a czym mamy słabsze swoje własne historie, to tym intensywniej podczepiamy się pod historie cudze.

Ale ważne jest, że jeszcze ktoś może z nami na temat tej historii porozmawiać i w tym momencie czujemy, że żyjemy, bo stajemy się osobą dramatu, a mówimy - tylko zgodnie ze zwyczajem - jak mówi Lucio. I to jest w moim odczuciu fantastyczne odkrycie, którego Szekspir dokonał 400 lat temu i bardzo współczesne. A właściwie w każdym człowieku jest cały porządek świata i w każdym człowieku jest kosmos. I teraz, jak tego porządku każdy z nas wobec siebie pilnuje, to tak tym porządkiem jest w stanie obdarzać czy odmierzać w zależności od okoliczności i to jest chyba niesamowicie trudne, według Szekspira, być istotą społeczną. Nie wiem, coś chaotycznie tu mówię, nie idzie mi tak za bardzo ten wykład.

Symbolika imion

Ważne jeszcze są znaczenia imion, myśmy tam w pewnym momencie próbowali prześledzić, np. Lucio to niby ten, który niesie światło, a to też jest ironiczne imię, czy np. w pewnym momencie mówi - benedicitem, czyli do ..... mówi, ..... dobrze mówiono. Tak, że wiele jest, to jest niesamowicie precyzyjnie skomponowany utwór. I chciałabym jeszcze o jednej rzeczy powiedzieć, że właściwie o słowie gra, że taki teatr jak Szekspir proponuje, to trzeba się trochę tak w niego bawić jakby przy całej świadomości, żeby w tej zabawie jeszcze myśleć, ale trzeba się w ten świat trochę bawić jak dzieci, bo właściwie u dzieci widzimy taką spontaniczną zdolność do kreacji, które wierzą naprawdę, w to w co się bawią, do końca.

Czyli jeżeli np. mówimy, że jest głucha północ, no to trzeba absolutnie w to wierzyć, jeżeli się bawimy w ten świat, że jest głucha północ, albo jeżeli przedstawia nadzorca więzienia ciężarną Julię, to w tym momencie nawet jeżeli Julia nie jest ciężarną, to ona musi w to wierzyć, że jest. W związku z tym udało nam się też, np. ten utwór przeczytać przez, że 11 aktorów gra, tak wiele postaci, ponieważ postać jest kreacją. Tzn. postać sama w sobie nie istnieje, istnieje człowiek, który staje się aktor-człowiek to jest właściwie taka przymierzalnia ludzkich dusz, czyli aktor musi na siebie przymierzyć i takiego siebie, i takiego siebie, i takiego siebie, i to jest właściwie fantastyczne, że w takim świecie, jaki proponuje Szekspir, to wszystko jest w stanie się zmieścić w jednym człowieku, jakby na tym też gdzieś zasadza się, przypuszczam, tak sobie myślę, istota jego powiedzenia, że cały świat jest teatrem, aktorami są ludzie.

W nas też jest wiele dusz, że różne te dusze ujawniamy, w zależności od publiczności, w zależności od sytuacji, która nas konstruuje. I teraz, jak tak popatrzeć właściwie na to, czym jest kreacja, to jest, że jakby kreacja sama nie istnieje dla siebie, że ona jest zawsze w relacji z drugim człowiekiem, że już jakby sam podział w naszym tym pierwotnym ubiorze, czyli w pierwotnym kostiumie jak natura czy Pan Bóg, czy jak kto chce, nas obdzieliła, że przyszliśmy na świat w kostiumie, np. kobiety albo mężczyzny, że jest nam wygodnie albo niewygodnie w tym kostiumie i to już jest pierwsza relacja, i pierwsza opozycja? I w "Miarce za miarkę" tak samo silnie istnieją te wszystkie relacje ponieważ zaczyna się od pożądania kobiety, czyli właściwie, kiedy analizowaliśmy wątek książę Angelo i Angelo mówi, że owszem znał Marianę, pięć lat temu między nimi była mowa o małżeństwie, ale była płocha.

Miejsce kobiety

Więc właściwie tam mamy do czynienia z takimi dwiema kobiecościami, czyli przypuszczamy analizując ten utwór, że książę miał przygodę z Marianą, czyli jakby pożądał kobiety Angela, Angelo odrzucił ją. I w tym momencie pojawia się następna kobieta, kobiecość do zużycia. Ta zużyta kobieta, która właściwie jest w stanie każdą rolę w życiu przyjąć i Julii, i zakonnicy, i Mariany byle tylko nie być niczyją. W naszej kulturze, tu za prof. Tischnerem, nie wiem czy dość dokładnie powtórzę, w kulturze patriarchalnej jest niesamowicie ważne, żeby kobieta przynależała, że jak idzie młoda dziewczyna góralka to ją pytają: - Czyjaś ty? Ona mówi: - Tatusiowa. Jeżeli jest panienką. Natomiast jeżeli już jest mężatką, to mówi, np. kowalowa.

Natomiast kobiety niczyje to są takie kobiety po które właściwie każdy może sięgnąć w tej naszej kulturze, ponieważ taka jest gdzieś taki .... taka tradycja. I ta kobiecość, która koniecznie chce być czyjaś to właśnie te role czy maski, nazwijmy, to są bardzo niewielkie role, to jest rola Mariany, to jest rola Julii i to jest rola Francescy. Tak, że ona będąc w zakonie po prostu jakby dostaje Francesca azylu od Boga i ona jest w tym momencie też czyjaś. Nie jest niczyja, nie plącze się po świecie jako wdowa czy jako sierota. W związku z tym, jeżeli książę tę kobiecość uruchamia, jako autor pewnego scenariusza w postaciach właśnie Mariany, Francescy i Julii, to tutaj mamy do czynienia właśnie z taką kobiecością zużytą, kobiecością już czyjąś.

Natomiast Isabella, która przychodzi do klasztory, który także jest teatrem, który także jest więzieniem, więzieniem tego świata, więzieniem w rozumieniu więź w relacji z ludźmi, z całym społeczeństwem i ona przychodzi jako nowicjuszka, która jest oczywiście metafora klasztoru, bo to jest po prostu doświadczenie młodej kobiety, kobiety przeznaczonej do zużycia, która jakby jest przepuszczona przez całą perypetię, żeby dowiedzieć się, kim ona właściwie jest. I ona dowiaduje się także dla siebie samej i o niej także dowiaduje się książę, i jednakowoż książę wyciąga do niej rękę, proponując jej, no mariaż to byłoby zbyt banalne, ale próbę konstruowania pewnego wspólnego porządku świata.

Czyli ten porządek świata pomiędzy kobiecością i męskością zbudowany na transakcji, na dilu, co także jest bardzo w tej naszej kulturze Zachodu gdzieś mocno osadzone i z czego, nie powiem, Szekspir się śmieje, ale na temat czego snuje refleksje i z powodu czego każe nam się uśmiechać, bo każe nam się uśmiechać znowu na temat siebie samych. Czyli inaczej mówiąc, pokazuje pewnego rodzaju mariaż jako instytucję, jako też rodzaj transakcji, ale po pewnego rodzaju doświadczeniu i po pewnego rodzaju świadomości tego, w jaką relację wchodzimy i na co się decydujemy.

Na zdjęciu: Anna Augustynowicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji