Artykuły

Powrót do kina Kolejarz

O spektaklu "Ballada o Zakaczawiu" głośno było już po premie­rze jesienią zeszłego roku. Teatr legnicki co prawda nie ma powodów do narzekania, gdy idzie o tzw. publicity. Mógłby tu nawet sta­nowić wzór do naśladowania dla tych scen, których marazm dyrektorzy usprawiedliwiają zwykle dystansem do Warszawy. Do Legnicy też szybko się nie dojeżdża, ale jakoś to nie zdołało zdeprymować Jacka Głomba i jego współpracowników. Przyjęli oni bardzo ambitny plan, który po paru latach kon­sekwentnego realizowania osiągnął chyba szczyt sukcesu właśnie premierą "Ballady o Zakaczawiu". A plan polega na tym, by teatr nie czekał, aż znajdzie się garstka ludzi, która go odwiedzi i sam wyszedł "w miasto". Głomb dla przed­stawień anektował coraz to nowe miej­sca np. hangar starej fabryki ("Zły"), dys­kotekę ("Młoda śmierć"), koszary pruskie ("Koriolan"), kościół ewangelicki ("Pasja"). Kolejnym miejscem, które namierzył jest nieczynne kino "Kolejarz", a właści­wie nie tylko kino, co całą dzielnicę Le­gnicy, zwaną Zakaczawiem, która cie­szyła się nie najlepszą sławą, a dzisiaj jest podobno najbardziej zaniedbaną.

Autorzy "Ballady o Zakaczawiu" zakroili swą opowieść z epickim rozma­chem. Akcja przedstawienia obejmuje ostatnie 50 lat, a historia lokalna splata się z tą, którą doświadczyli wszyscy. Trzeba pamiętać, że ludzie w Legnicy wiedzieli doskonale, gdzie żyją, zwa­żywszy na stałą obecność w mieście wojska radzieckiego. W spektaklu ten wątek nie ma jednak charakteru martyrologicznego, przeciwnie: humorystyczny-romansowy. Oto w jednym z epizodów ballady komendant powia­towy MO (Dariusz Maj), który nie mo-

że już sobie poradzić z niesfornymi mieszkańcami Zakaczawia, udaje się po pomoc do komendanta radzieckie­go garnizonu (Bogdan Grzeszczak). Rozmowa, w której próbują dogadać się w sprawie krótkofalówek, jest tak śmieszna jak nie przymierzając wcze­sne wodewile Czechowa. Sentymen­talnie dla odmiany brzmi historia miło­ści żołnierza Lowy Apuchowa (Grze­gorz Wojdon) i Róży (Joanna Gonschorek), siostry głównego bohatera Balla­dy, Benka Cygana. Lowa, jak na wojaka wielkiej armii jest wyjątkowo mikrej postury, Róża to dorodna blondynka, ale ich uczucie mocno się rozpala. Hi­storia legnickich Romeo i Julii kończy się jednak tragicznie. W roli tych, któ­rzy stoją na przeszkodzie kochankom występują: bezlitosny major KGB w spódnicy (Małgorzata Urbańska) i brat Róży wraz z kolegami.

Benek Cygan to podobno postać au­tentyczna. To on utożsamia zakaczawski charakter. Złodziejaszek, który fa­chu nauczył się od repatrianta ze Lwo­wa, Tońka Kulki i przewodził całe lata ferajnie chuliganów, obiboków, pijacz­ków. Mieli oni w swojej dzielnicy dwa ulubione miejsca: restaurację "Cygań­ska" i kino "Kolejarz". W kinie oglądali niemiecko-jugosłowiańskie filmy o Winnetou i z nich wyciągali kodeks własnego postępowania. Stwierdzenie: "Winnetou by tak nie zrobił" brzmiało w ich ustach jak najcięższy wyrok. Opowieść o Benku (bardzo dobra rola Przemysława Bluszcza), która jest osnową przedstawienia, ma oczywiście konwencję podmiejskiej ballady (tro­chę komicznej, trochę lirycznej), za­wiera w sobie legendę, której prawdy czy fałszu nie należy dociekać, bo prze­cież nie o to chodzi. Najważniejszy jest mit bohatera, który zginął i miejsca, które też straciło dawny charakter. Bo

"Ballada o Zakaczawiu" jak to ballada koń­czy się smutno. Finałowa scena przed­stawienia, która rozgrywa się współ­cześnie, ma coś z klimatu "Naszego mia­sta" - większość bohaterów nie żyje, opowiadają o swoich przedśmiertnych losach. Ci, którzy zostają na Zakacza­wiu nie wydają się postaciami tak ma­lowniczymi jak Benek Cygan. Czy da się bowiem kiedyś napisać balladę o handlarzach narkotyków?

"Ballada o Zakaczawiu" z całą masą postaci, wątków, zmieniających się miejsc akcji (świetna robota reżysera, scenografa i większości aktorskiego zespołu) naprawdę wciąga w swój świat. Do dziś mam też w uszach cu­downy leitmotiv muzyczny spektaklu.

W halIu kina "Kolejarz" wiszą stare plakaty filmowe, ale stoi też tablica upamiętniająca zaangażowanie miesz­kańców Zakaczawia w obronę dziel­nicy przed powodzią cztery lata te­mu. Podobno władze nie kwapiły się z pomocą, ponieważ wydawało się, że woda może rozwiązać raz na za­wsze problem tej zabiedzonej części miasta. Teraz jej mieszkańcom w su­kurs przyszedł teatr. Ale czy jego suk­ces pomoże Zakaczawiu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji