Artykuły

Przecinanie pępowiny

"Spalenie matki" w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Spalenie matki" - najnowsza premiera Teatru Wybrzeże - to widowisko o walce o swoją tożsamość, prawo do życia w zgodzie z samym sobą. Szkoda, że w spektaklu problemy te przedstawione są niczym zwyczajny bunt nastolatka.

Karol (wymagająca rola Piotra Jankowskiego, w której przełamuje swoje dotychczasowe sceniczne emploi) i Piotr (Michał Kowalski) żyją razem. Ten pierwszy jest tancerzem w gejowskim klubie, drugi pracownikiem wielkiej korporacji. Oczywiście pojawiają się problemy: obaj spotkają się z brakiem akceptacji, stają przed kluczowymi wyborami. "My im przeszkadzamy? Powietrze im zabieramy?" - pyta właściwie retorycznie na początku sztuki Karol.

Świetnie, że "Spalenie matki" w Wybrzeżu powstało. Teatr przecież powinien dotykać tematów trudnych, zamiatanych pod dywan. Homoseksualiści z gdańskiego przedstawienia to ludzie z krwi i kości; cierpiący, przeżywający dylematy. Widzimy na scenie bohatera, który stara się wbrew otoczeniu dookreślić się, zrozumieć w pełni samego siebie i zaakceptować się. W ostatniej scenie Karol wyrzuca urnę z prochami matki. Jest to symboliczne przecięcie pępowiny - bohater odrzuca tym gestem nietolerancyjne społeczeństwo i presję rodziny. Wybiera siebie. W odróżnieniu od Piotra (najciekawsza postać dramatu), który zaprzedaje siebie. Godzi się na propozycje szefowej - by zachować pracę musi jej się oświadczyć. Wbrew sobie zgadza się na "spacyfikowanie" przez system. A gdy okazuje się, że Piotr nie jest w stanie stać się kimś innym, system "przeżuwa" go i wypluwa z powrotem na margines.

Szkoda jednak, że w widowisku nie pojawia się prawdziwa dyskusja. Bo tak naprawdę ani Karol, ani Piotr w spektaklu dyskutować nie mają z kim. Przedstawiciele "drugiej strony", nietolerancyjnej większości seksualnej, to bohaterowie z papieru. Laura (Marzena Nieczuja-Urbańska) to zimna i wyrachowana szefowa Piotra. W spektaklu pojawia się jako przedstawicielka systemu, który równa bohatera do "normy". Deklaruje tolerancję (co zamyka ewentualną dyskusję), a tak naprawdę traktuje "okiełznanie" geja jak wyzwanie. A Ojciec (Florian Staniewski - "wyciągający" chyba wszystko, co można z tego niezbyt efektownego bohatera) w rozmowach z synem nie wychodzi poza wyświechtane banały: nie akceptuje wyboru swojego syna, unika jednak konfrontacji. W efekcie z jego ust słyszymy jedynie frazy "co powie rodzina?" lub "gdzie popełniłem błąd, wychowując ciebie?".

W efekcie "Spalenie matki" niepokojąco przypomina zapis młodzieńczego buntu przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Tak naprawdę spektakl niewiele by się różnił, gdyby jego tematem nie był homoseksualizm, ale noszenie długich włosów. Tak samo jak przez orientację seksualną Piotr mógłby mieć przez fryzurę problemy w pracy - w wielkiej korporacji, która dąży do unifikacji swoich pracowników nie tylko pod względem orientacji seksualnej, ale i wyglądu. A Karola tak samo wstydziłby się Ojciec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji