Artykuły

O jeden krok za daleko

Michał Kotański nie ustrzegł się nadmiernej koncentracji na środowisku homoseksualistów. Dlatego wielu odczyta pewnie ten spektakl jako prezentację problemów zamkniętego światka gejowskiego, gubiąc szerszy kontekst - o "Spaleniu matki" w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze Wybrzeże pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Żyjemy w świecie bez uczuć. Jest tylko pozór, ułuda, atrapa uczucia. Jeśli już coś czujemy, to niejako "przy okazji", w sposób niepełny, nieodwzajemniony, czy wykoślawiony. Żywot przecieka nam przez palce i nie potrafimy temu zaradzić. Taką przerażającą wizję świata ukazuje nam Michał Kotański, reżyser "Spalenia Matki" Pawła Sali.

Dramat Pawła Sali to opowieść o ludziach, którzy nie radzą sobie z trudnościami, jakie napotykają w swoim życiu. Autor symbolicznie nakreślił postacie, które, poprzez przynależność do środowiska mniejszości seksualnej, zderzają się z problemami każdego człowieka. Jakie to problemy? Brak akceptacji, kwestia tożsamości i identyfikacji, samotność we dwoje, reakcja na śmierć osób bliskich. Świat gejów to przestrzeń, w której lepiej widać iluzyjność zachowań. Sala bezlitośnie zdziera maski konwenansom, obnaża sposoby życia przeciętnego człowieka, ukazuje kryzys wartości - znak firmowy naszych czasów.

Michał Kotański podjął się dość karkołomnego zadania. Trudno powiedzieć coś o tym, o czym mówią wszyscy i nie zostać posądzonym o banalność. Sali się to udało. Czy udało się także Kotańskiemu? Polska prapramiera "Spalenia matki" nie daje jednoznacznej odpowiedzi.

Zaczyna się ostro. "I`m proud to be gej" krzyczy Karol (Piotr Jankowski), po czym całuje się namiętnie ze swoim partnerem Piotrem (Michał Kowalski). Niebawem Karol ukaże się w skórzanych stringach i czarnych kozaczkach i da pokaz tańca erotycznego w tychże, ale widzowie go raczej nie zobaczą, bo zostaną podczas występu "poczęstowani" mocą czterech halogenowych reflektorów świecących prosto w oczy. Dopiero od momentu, gdy Piotr wraca do domu i mówi, że "leci na niego" pani wiceprezes firmy, w której pracuje, zaczynają powoli i nieśmiało wyłaniać się inne motywy i wątki niż stricte gejowskie.

Wszystkie postacie "Spalenia matki" oprócz samej matki (Tomira Kowalik) to postacie rozdarte, zagubione, nie radzące sobie z sobą i otaczającą ich rzeczywistością. Karol, przez swoją krzykliwość (w stroju, gestach, ruchach i słowach) i nonkonformistyczną postawę, próbuje zakrzyczeć rzeczywistość. Piotr to zahukany, stłamszony człowiek, który sam o sobie mówi, że "chce co dzień rano iść z czarną teczką do pracy" - dla zrealizowania tego celu poświęca swój związek z Karolem. Laura (Marzena Nieczuja-Urbańska) - zimna, wyrachowana i bezlitosna kobieta, mówiąca o uczuciach, których nie w niej nawet śladu, a ojciec (Florian Staniewski) - człowiek wrażliwy, cierpiący - jest kompletnie bezsilny, nieradzący sobie z niczym, niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Matka wyróżnia się świadomością siebie i swojego stanu - przeczuwa, że umrze, ale zachowuje spokój i rozwagę, których brak pozostałym postaciom. Jednak problem śmierci matki, umierania i sama postać umierającej stanowią jedynie tło dla pozostałych postaci - to co dla Sali było istotą sztuki, dla Kotańskiego jest pretekstem do ukazania konfliktów wewnętrznych, uzewnętrzniających się pod postacią różnych patologii życia codziennego.

Michał Kotański wykonał kawał dobrej roboty. Z chirurgiczną precyzją dopracował postacie, z których każda jest inna i bardzo wyrazista. Spektakl naładował symbolami - jak chociażby wyciągnięta do syna ręka matki, czy postawa Laury podczas pokazu Karola w klubie go-go. Jest tu także mnogość kontrastów: ciemny garnitur Piotra, z którym nie rozstaje się on ani na chwilę, w połączeniu z luźnym, kolorowym ubraniem Karola; postawa tradycyjnego ojca i wyzwolonego, pozbawionego zahamowań syna. Mocno kontrastuje też strój Piotra z jasnożarówiastym kostiumem Laury.

Zastanawia, dlaczego reżyser postanowił wyprowadzić publiczność z równowagi. Oprócz wspomnianych wcześniej świateł, pojawia się wywołująca niepokój, drażniąca muzyka, która celowo chyba puszczana jest za głośno. Projekcja startu promu kosmicznego w środku sztuki także niczym nie daje się uzasadnić. Największe jednak wrażenie robi cisza sceniczna - przeciągana nad wyraz długo i powtarzająca się natrętnie od początku do końca przedstawienia. Dzięki tak hojnie "rozdawanej" ciszy, kwestie aktorów wbijają się w czaszkę i zapadają głęboko w pamięci, a sidemdziesięciominutowy spektakl wydaje się dużo dłuższy.

Przedstawienie jest nierówne. Widać dokładność i dbałość o szczegóły (np. "gejowski" krok Karola), ale ogólny sens się wymyka. Gra aktorska bardzo dobra - popisowa kreacja Piotra Jankowskiego, bardzo dobra Floriana Staniewskiego - ale momentami drętwy zwrot psuje efekt wywołany wcześniej - tak jak zakończenie dialogu miedzy Laurą a Karolem, lakoniczne "trzymaj się", rzucone przez Marzenę Nieczuję-Urbańską w drzwiach tuż przed wyjściem, zgrzyta, nie przystaje do wcześniejszych kwestii i niweczy cały nastrój sceny. Jednak trzeba podkreślić, że wszyscy aktorzy sprostali zadaniom jakie stawiały przed nimi ich role, a zdarzenia takie, jak to opisane, są sporadyczne.

Kilka słów należy się scenografii Pawła Walickiego, nie pierwszy raz współpracującego z Michałem Kotańskim. Przedstawia ni to salę szpitalną, ni to korytarz szkolny, na którym umieszczone jest łóżko z chorą matką (obecną na scenie aż do śmierci). Inne rekwizyty (z mieszkania Karola) wkomponowane są w to szpitalne środowisko. Scenografia - zimna, może nawet przesadnie ascetyczna - trafnie oddaje świat bohaterów.

"Spalenie matki" Kotańskiego mogłoby być bardzo dobrą sztuką. Trzeba mieć dużo odwagi by podjąć się wystawienia tak trudnego dramatu - by balansując na granicy banału nie zanurzyć się w nim. Reżyser taką odwagą się wykazał i szczęśliwie pokonał piętrzące się trudności. Nie ustrzegł się jednak brawury i innego zagrożenia - nadmiernej koncentracji na środowisku homoseksualistów. Dlatego wielu odczyta pewnie ten spektakl jako prezentację problemów zamkniętego światka gejowskiego, gubiąc szerszy kontekst. A "Spalenie matki" to sztuka nie "tylko" o gejach i nie "także", ale "przede wszystkim" o człowieku, o jego problemach, dążeniach, rozterkach. Kotański, ulegając pokusie tak zdecydowanej ekspozycji homoseksualizmu, strzelił sobie samobója. Szkoda.

Na zdjęciu: Piotr Jankowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji