Artykuły

Sztuka na każdy dzień

"Rozmowy nocą" w reż. Karoliny Szymczak-Majchrzak w Studiu Dramatu przy Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Pokazy "Rozmów nocą" przypomniały o Studiu Dramatu przy Teatrze Narodowym. Laboratoryjna praca nad tekstami to właściwa droga. Pozwala oddzielić ziarno od plew

i dramaturgia zwykle żywi się wczorajszymi newsami z gazet. Tylko czekać, kiedy pojawi się sztuka o małej Ani albo którymś z niedawnych bestialskich morderstw. Młodzi autorzy żyją tu i teraz i najwyraźniej postawili sobie za zadanie udokumentować rzeczywistość. Zapominają o lekcji przeszłości. O tym, że bywały czasy, kiedy dramat przynależał do innego świata. Był literaturą, a nie publicystyką. Mówił o człowieku, wadził się ze światem.

To są banały, które przypominam sobie, pogodzony z tym, że tamte czasy na razie nie wrócą. Że na nowego Mrożka i Słobodzianka poczekamy. Oni budowali autonomiczne światy, brzydząc się podpórkami. Teraz najczęściej chodzi o to, by dla historii, która wczoraj obiegła wszystkie serwisy, znaleźć możliwie atrakcyjną, niewyeksploatowaną do cna formę. Z tym już sprawa dużo trudniejsza. Sukces w tym względzie, przy obniżeniu kryteriów i oczekiwań, decyduje o powodzeniu tekstu i spektaklu.

Nie wiem, czy "Rozmowy nocą" Karoliny Szymczak-Majchrzak wejdą do normalnego repertuaru Teatru Narodowego. Tak czy inaczej, rzecz zdobyła rozgłos. Wygrała w 2005 roku Tydzień Sztuk Odważnych w Radomiu i weszła na afisz tamtejszej sceny. Potem pojawiła się w krakowskiej Bagateli. Więc sukces - dwa teatry, nagrody, niezła frekwencja. Co o nim zadecydowało? Po części życiowa historia. 32-letnia dziewczyna nie może stworzyć udanego związku. Czas mija, życie przecieka między palcami - myśli sobie. A przy tym nie może zagłuszyć w sobie kobiety. Instynkt macierzyński przesłania wszystko inne. Wymarzone dziecko zastąpi partnera, rodziców, dobrą pracę. Niczego więcej nie trzeba, tylko dziecka. A dziecko musi mieć biologicznego ojca. Bohaterka daje więc bardzo nietypowe ogłoszenie... Karolina Szymczak-Majchrzak nie robi z tego pikantnej historii naszpikowanej erotyką. Przeciwnie - zamyka całą historię niedopowiedzeniami, woli drobną sugestię od dosłowności. Unika mocnych efektów, które być może podniosłyby reklamową wartość przedstawienia, ale strąciły je na dno banału. Całość przypomina więc niewinny z pozoru żart, który z czasem wyjawia swe drugie dno. Takie postawienie tematu ma jednak także słabe strony. W scenicznych "Rozmowach nocą" nie ma brutalności, nie ma erotyki, nie ma niczego, co może boleć dzisiejszego widza. Można docenić zmysł obserwacji autorki, ale za chwilę trzeba dojść do wniosku, że wszystko zatrzymuje się na poziomie słów. Młoda, ładna dziewczyna (w Narodowym Magdalena Różczka) prowadzi z kandydatem (Modest Ruciński) grę słowną. Pytanie - odpowiedź, żart - riposta. A gdzie samotność, desperacja, gotowość bohaterki do upodlenia? Gdzie ostrość historii, która sprowadza seks do wymiaru transakcji? W Narodowym pozostała kulturalna rozgrywka między parą aktorów. Przyjemna w odbiorze, choć nudnawa. Sytuująca "Rozmowy nocą" w teatralnym mainstreamie. Utwór, tytułowany niegdyś mianem sztuki odważnej, z powodzeniem mógłby znaleźć miejsce w takim - powiedzmy - Teatrze Ateneum. Póki co jest sztuczką konwersacyjną. Piszę "póki co", ponieważ zasadą Studia Dramatu jest praca nad tekstami i przedstawieniami do samego końca. Dlatego wierzę, że jeśli "Rozmowy nocą" trafią do zwykłego obiegu, będzie to nieco inne przedstawienie. Odważniejsze, mocniejsze, wydobywające z opisywanej sytuacji nie tylko jej śmieszność, lecz także grozę. I chciałbym bardzo, by Magdalena Różczka, bo na niej przede wszystkim spoczywa ciężar inscenizacji, zapomniała na chwilę, jak młodą, fajną i ładną jest dziewczyną. By zaryzykowała i dała swej bohaterce wolę walki. Do upadłego. Przykład utworu Szymczak-Majchrzak wskazuje drogę uzdatniania polskiej dramaturgii, praktykowaną w Narodowym, a przede wszystkim w Laboratorium Dramatu Tadeusza Słobodzianka. Gdy konfrontuje się niegotowe nawet teksty ze sceną, wychodzą szwy i niedociągnięcia. Dochodzi do "pisania na podłodze", by strawestować maksymę Tadeusza Łomnickiego. Laboratorium tę praktykę stosuje zwykle z powodzeniem. Szczególnie wtedy, gdy materiał pisany jest na właściwą miarę. Gdy widzi się przejmujące obrazki z życia, jak w "Absyncie" Magdaleny Fertacz albo, Agata szuka pracy". Pierwsza zasada nowej dramaturgii winna brzmieć: "Nie porywaj się z motyką na słońce". Wtedy łatwiej będzie pogodzić się z myślą, że na każdy dzień tygodnia mamy nową sztukę i próżno szukać wśród nich arcydzieła.

***

"Tiramisu", 2005

Siedem kobiet z agencji reklamowej w pogoni za sukcesem. Gorzko i ironicznie o dzisiejszym wyścigu szczurów. Nie byłoby jednak sukcesu sztuki Joanny Owsianko, gdyby nie aktorki. To dla nich do warszawskiego Studia Buffo wciąż chodzą tłumy.

"Absynt", 2005

Tytułowa bohaterka nie żyje i... wspomina swoje życie - dom, rodzinę, chłopaków, zawiedzione nadzieje i aspiracje. Kawał porządnego małego teatru. Autorka Magdalena Fertacz daje prezent aktorce Matyldzie Paszczenko - piękną rolę.

"Agata szuka pracy", 2005

Tytuł mówi wszystko. Tytułowa Agata z początku nie daje za wygraną, potem przeżywa zwątpienie, by w końcu wziąć odwet na tych, którzy próbowali ją sponiewierać. W sztuce Dany Łukasińskiej sporo uproszczeń, ale Martyna Peszko w roli głównej znakomita.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji