Artykuły

Moskwin

Moskwin to spektakl dla dorosłej publiczności, grany rzadziej niż inne. Nawet we Wrocławskim Teatrze Lalek, który burzy przyzwy­czajenia widzów, wystawiając na przykład Pomnik według reportażu Mariusza Szczygła, Moskwin jest wyrazem sporej ekstrawagancji. Jego bohaterem jest mieszkaniec Niżnego Nowogrodu, milionowego miasta w sercu Rosji, w połowie drogi między Moskwą a Kazaniem. Profesor miejscowego uniwersytetu, historyk i lingwista władający trzynastoma językami, znawca kultury celtyckiej i pogrzebowych rytuałów ludów syberyjskich. W 2011 roku Anatolij Moskwin, który miał wówczas czterdzieści pięć lat, został zatrzymany przez policję, kiedy niósł torbę z ludzkimi kośćmi, co spowodowało wizytę w jego mieszkaniu, gdzie przybyłym odsłoniła się dziwna rzeczywistość.

Postać profesora zaintrygowała Tomasza Maśląkowskiego, aktora WTL-u, który z powodzeniem powołuje do życia rozmaite spektakle, stanowiąc jeden z filarów tego zespołu. Scenariusz stworzył Jarosław Murawski, reżyserii podjęła się Lena Frankiewicz, scenografia jest dziełem Mirka Kaczmarka. Moskwin jest monodramem. Padają w nim słowa, przede wszystkim jednak mnóstwo jest działań, które aktor precyzyjnie wykonuje, poruszając się w obrębie zainscenizowanego mieszkania. Kuchenka, zlewozmywak, szafki, wersalka, telewizor. W tym akurat wrocławski spektakl przypomina Koncert życzeń Franza Xavera Kroetza w reżyserii Yany Ross (2015), w znakomitym wykonaniu Danuty Stenki.

Bohater dzieli swe życie z lalkami, które traktuje jak własne dzieci: gotuje dla nich, karmi je, przewija, kąpie, czesze, ubiera, sadza przed telewizorem. Wyciąga je spod łóżka, z wanny, ze schowka na pościel. Są wszędzie, z biegiem przedstawienia wypełniają całą przestrzeń, bo to lalki ludzkiej wielkości. W końcu jednak rzeczywistość mieszkania znika wyniesiona przez ekipę techniczną teatru, bohater zostaje sam na pustej scenie, by odprawić dziwny rytuał: maluje ciało niczym wojownik pierwotnych plemion i najwyraźniej próbuje przekroczyć granicę śmierci. Co jakiś czas z offu dociera do nas głos kobiety, każący mu pocałować zmarłą dziewczynkę.

W życiu Moskwina tak się właśnie stało. Jako chłopiec został przy­muszony do pocałunku spoczywającej na marach rówieśniczki. Czy taki kontakt ze śmiercią zdecydował o późniejszej fascynacji? Moskwin wykopywał z grobów zwłoki i mumifikował je, gromadząc w mieszkaniu, jak wierzył, przywrócone życiu dziewczęta. Zanim jednak to uczynił, nocami leżał na ich grobach, rozmawiając z duchami, wzorem plemion, których zwyczaje studiował. Ufał, że taka komunikacja istnieje, podob­nie jak, jeszcze dwieście lat temu, wierzyli w to ludzie na Wschodzie, przynosząc zmarłym jedzenie, świętując na cmentarzach i odprawiając dziady. Moskwin zrobił krok dalej, co każe zapytać, czy pasja nie szła w parze z chorobą psychiczną, albo wręcz z niej nie wynikała, zwłaszcza że po zatrzymaniu profesor trafił do szpitala psychiatrycznego, gdzie uznano go za paranoika i gdzie przebywa do tej pory. Ale w rosyjskich psychuszkach leczy(ł) się niejeden normalny. I zapewne jeszcze długo diagnozy tamtejszych psychiatrów traktować będziemy ostrożnie.

Ponoć to właśnie zmumifikowane zwłoki, wyglądające jak lalki czy dziwne totemy, które po wejściu do mieszkania sfotografowali poli­cjanci, zainspirowały Maśląkowskiego. Moskwin animował te zwłoki do życia, wierząc, że daje im alternatywną egzystencję, podobnie jak aktor animuje lalki. Rasowy lalkarz od razu spostrzegł te powinowac­twa. W życiu jego bohatera były one umotywowane psychologicznie. Moskwin starał się o adopcję dziecka, ale państwo odmówiło mu, tłumacząc to jego skromnym uposażeniem. Natura zawsze znajdzie ujście i mężczyzna wskrzeszał do życia zmarłe dzieci. Chciał być ojcem, czy może matką, w każdym razie — rodzicem. Ważne są też rozmowy z duchami (duszami) zmarłych. Moskwin wierzył, że jest coś jeszcze. Pytał te duchy o zgodę, nie chciał nic robić gwałtem. Potrzeba posiada­nia dziecka spotkała się z potrzebą duchowości, wygnaną z Rosji razem z Wielką Rewolucją. A kto czuje taką potrzebę, będzie szukał. Będzie kopał, aż się dokopie. Wyciągnie tę metafizykę, i własne dziecko, choćby i spod ziemi. Wbrew wszystkiemu i wszystkim.

Monodram Danuty Stenki, grany na całym świecie, zbierający rzę­siste brawa i świetne recenzje, obrazuje kondycję człowieka Zachodu, funkcjonującego w komforcie, otoczonego elektronicznymi gadżetami i produktami masowej kultury, mającymi uprzyjemnić mu życie, ale w tym wszystkim przeraźliwie samotnego, bo odciętego od jakiejkolwiek duchowości, i w związku z tym tracącego prawdziwy kontakt z innymi i sens egzystencji. Tomasz Maśląkowski przedstawia mieszkańca postkomunistycznego Imperium, gdzie, z zupełnie innych powodów, duchowość też została wykluczona. Bohater próbuje szukać jej na własną rękę, co prowadzi go na manowce, ale paradoksalnie potwierdza, że taka potrzeba w każdym z nas istnieje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji