Artykuły

Oczami dziecka

Rosjanin przyjrzał się naszemu powstaniu i zobaczył podobny konflikt toczący się pół wieku później — wojnę w Groźnym.

W tym roku sierpniowe przedstawienie w Mu­zeum Powstania Warszawskiego po raz pierw­szy powierzono cudzoziemcowi, choć takiemu, który od dziesięciu lat pracuje w Polsce, jest autorem i reżyserem wielu spektakli, należą­cych do najciekawszych propozycji naszych scen. Mowa rzecz jasna o Iwanie Wyrypajewie. Rosjanin przyjrzał się naszemu powstaniu i zo­baczył podobny konflikt toczący się pół wieku później — wojnę w Groźnym.

Pomysł leżał na ulicy, ale dotąd nikt na to nie wpadł. Młodzi polscy reżyserzy podważali sens powstania, zwracając uwagę na los cywilów i ce­nę, jaką zapłacili (takie było przesłanie zdecydowanej większości teatralnych realizacji), nie pomyśleli jednak o dzisiejszych odmianach tego fenomenu. Z pewnością więc Wyrypajew otwo­rzył nowe pole skojarzeń.

Nie wszystkim to się spodobało. Temida Stankiewicz-Podhorecka zaprotestowała na łamach „Naszego Dziennika”, widząc w Muzeum miej­sce pamięci powstania warszawskiego, ale już żadnego innego. Tymczasem może zmiana opty­ki jest szansą na nową, szerszą refleksję nad sytuacją, jaka spotyka narody, które narażą się silniejszym (lub których interes trzeba poświęcić dla wielkiej polityki, co pokazywał w Mu­zeum Michał Zadara). Czy Ukraina, kilka lat temu zaatakowana przez Rosję, nie powtarza w jakimś stopniu polskiego doświadczenia z lat ostatniej wojny? Czy mała Czeczenia, która po rozpadzie ZSRR walczyła o niezależność, wywołując konflikt zbrojny, przy wszystkich różnicach, nie jest tematem powstaniu warszaw­skiemu pokrewnym?

Pierwsza wojna czeczeńska toczyła się w po­łowie lat dziewięćdziesiątych, druga, wywo­łana incydentem w Biesłanie, na przełomie wieków. Walki objęły cały kraj, ale skoncen­trowały się w jego stolicy. Zdobycie Groźnego za każdym razem miało znaczenie pierwszo­rzędne. Rosyjska okupacja Czeczenii była wojną o odzyskanie dawnych wpływów (neokolonializm postsowiecki?), ale zarazem — wzorem nowego typu wojen kulturowych — starciem dwóch cywilizacji, w którym wypo­sażone w czołgi i samoloty imperium walczyło z partyzantką posługującą się atakami terro­rystycznymi i fundamentalistyczną interpre­tacją świata. Militarna przewaga Rosjan spo­wodowała, że Groźny pod koniec drugiej woj­ny wyglądał tak, jak Warszawa pod koniec powstania, a największe straty ponieśli, podobnie jak u nas, cywile, których zabijano, traktu­jąc to jako formę nacisku na przeciwnika.

Wyrypajew wykorzystał w spektaklu unikal­ny literacki dokument. Dziennik czeczeński Poliny Żerebcowej, dziewczynki, która dojrze­wała podczas obu wojen, przeżywając je razem z matką. O ojcu nic nie wiadomo, ukochany dziadek Poliny, jedyna szansa na męskie wspar­cie, ginie w pierwszych dniach wojny. Z początku mała bohaterka ledwo orientuje się w rzeczy­wistości. Z czasem staje się zahartowaną miesz­kanką oblężonego miasta, potrafiącą ocenić skalę zagrożenia.

Diariusz Żerebcowej kojarzy się z Pamięt­nikiem z powstania warszawskiego, podstawo­wym dla nas opisem powstańczej epopei cywi­lów i miasta, przypomnianym w Muzeum kilka lat temu w interpretacji Krystyny Jandy. Zapi­ski dziewczynki dokumentują podobną sytu­ację, w której życie cywilów zależy całkowicie od działań wojennych.

Dziennik czeczeński kojarzy się też z Pamię­tnikiem Anny Frank. Wojna widziana oczami dojrzewającego dziecka, zdumionego barba­rzyństwem dorosłych, niegodzącego się z re­gułami wojennej gry, usiłującego ocalić wiarę w porządek świata i życie najbliższych — to per­spektywa wspólna obu autorkom. Jakby dziew­czynka wyczuwała, że wojna narzucając swoje prawa, może okaleczyć ją nie tylko fizycznie.

Matka Poliny jest Rosjanką, nie chce jednak wyjechać z Groźnego, uważa, że tu jest ich dom i ojczyzna. Rosjanie w diasporze: miesz­kający w byłych republikach radzieckich, wychowani w nich, czasem czują się z nimi związani podobnie jak rdzenni mieszkańcy. Właśnie pozostanie w mieście staje się tu wy­znacznikiem patriotyzmu, podzieleniem losu ojczyzny. Ale Rosjanie mogą stać się niechcia­ni, gdy imperium postanowi zaprowadzić w by­łych republikach własny porządek.

Toteż Polina przede wszystkim uczy się bić i oddawać razy przeciwnikom, a nawet im gro­zić. Uznana za przedstawicielkę okupanta, bywa w szkole szykanowana przez czeczeńskich kolegów. Nie skarży się jednak dorosłym. W koń­cu zaczyna się stawiać, a nawet oddawać razy. Wymusza dla siebie szacunek, ucinając ten proceder. Dzieci w Groźnym chodzą do szkoły, ale także z trudem zdobywają pożywienie i giną podczas nalotów.

Na przekór realiom bohaterka chce przeżyć te etapy życia, do których mają prawo nastolatkowie w normalnym świecie. Podkochuje się w rówieśniku. Ćwiczy jogę i medytuje, co silnie kontrastuje z wojennymi działaniami. Podobnie jak Anna Frank stara się normalnie dorosnąć, tylko pół wieku później manifestuje się to tro­chę inaczej.

Jest jednak jeszcze coś, co stanowi o wyjątko­wości tego świadectwa. Dziennik czeczeński, w tej części, którą poznajemy w spektaklu, jest zapisem wewnętrznej walki jego autorki o uczu­cia metafizyczne, a może w istocie o własne człowieczeństwo. Obserwujemy przyspieszo­ne dojrzewanie dziewczynki. Przede wszystkim pojawia się silna potrzeba podziału na dobro i zło, wytyczenia granic, porządkowania rozpa­dającego się świata. Strach przed śmiercią, ale i jej ciekawość. Polina nieustannie się o nią ociera, na ulicach ogląda zwłoki zastrzelonych, dowiaduje się o zgonie bliskich, i nie chce o nich zapomnieć. Zmarli przychodzą we śnie, tak jak sama śmierć — zjawiająca się czasem w popkultu­rowych figurach, czasem w postaci katolickiego księdza. Wracają, bo nadal się o nich pamięta, ma się potrzebę rozmowy z nimi. Granica mię­dzy światem żywych i zmarłych, mimo że tak realna, zdaje się zacierać. Jest trochę tak jak w Dziadach, łącznie z ludowym wymiarem dramatu. Kiedy śmierć przychodzi po matkę, Polina stawia jej czoła i zaczyna się targować. Mobilizuje wszystkie siły. I okazuje się, że ta ustępuje, odracza swój wyrok na długi czas, podając zresztą konkretną datę.

Wyrypajew inscenizuje to wszystko we właściwej sobie poetyce. Rolę czytającego dziennik powierzył Andrzejowi Sewerynowi. Aktor podaje tekst znakomicie, nie grając rzecz jasna bohaterki, tylko wyraźnie inter­pretując sens jej zapisków. Nie chodzi bowiem o to, by widzowie naiwnie przeżywali kolejne perypetie, ale by zdali sobie sprawę, czego słu­chają. Skoro eteryczna Karolina Gruszka prze­kazywała nam w Lipcu relację mordercy i de­generata, to Andrzej Seweryn może dotrzeć do widowni z pamiętnikiem dojrzewającej dziewczyny.

Przeciwwagą dla niełatwych treści jest ab­strakcyjna, piękna scenografia Anny Met, mu­zyka grana na żywo przez pianistkę w wieku bohaterki, kiedy ta zaczynała pisać swój dzien­nik, oraz absolutny spokój i skupienie aktora, który usiłuje przekazać nam, co czuje w czasie wojny pojedynczy człowiek. A właściwie ktoś, kto się dopiero nim staje, kształtuje swoją wolę i charakter, uczy się oddawać razy i walczyć ze śmiercią.

Spektakl pokazuje, że trudnym treściom można nadać wyważoną i elegancką formę, a spisywane na gorąco przeżycia zinterpreto­wać tak, że mamy do czynienia ze sztuką. Że formą i treścią można grać na zasadzie kontra­stu, a artysta nie musi używać brzytwy, by przerazić widokiem krwi. Wystarczy, że odwoła się do naszej wyobraźni. Widać też, że jeśli udzielimy komuś uwagi, a on odsłoni przed nami swój świat, możemy go poznać i zrozu­mieć, doświadczyć spotkania, a wtedy okazuje się, że przeżycia cywilów podczas działań wo­jennych, mimo różnicy kultur, epok, okolicz­ności, a nawet strony, po której się znajdują, mają wspólny mianownik.

Dziennik czeczeński to cenna lekcja dla reżyserów, którzy pracowali dotąd w Sali pod Liberatorem. Niemal wszyscy operują podob­nymi środkami wyrazu i jeśli chcą nas zbulwersować, każą aktorom krzyczeć, nerwowo podskakiwać, smarować się czerwoną farbą i rozrzucać papiery. Tymczasem Wyrypajew osiąga efekt, zachowując spokój. Wie, że nie wygra z siłą telewizyjnych relacji. Z prawdą sytuacji i weryzmem obrazu. Wierzy natomiast, że słowo na scenie nadal posiada moc, jeśli stworzy mu się odpowiednie warunki. A dobry aktor może wiele zdziałać, zmieniając tembr głosu, robiąc pauzy albo nagle zawieszając opowieść.

Wierzy też, że ma unikalną relację — wojnę widzianą oczami dziecka. Bo Dziennik czeczeński jest książką, na przetłumaczenie i wydanie której warto czekać. Jego autorka także mu- siała uwierzyć — w siłę i niepowtarzalność jed­nostkowego doświadczenia, w pisanie, które ocali jej integralność, a może i sens świata. Teraz to już dorosła kobieta, która na premierę spektaklu przyjechała z Finlandii. Uważa się za kosmopolitkę, jest po stronie tych, którzy nie potrafią strzelać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji