Artykuły

Co mi jest? A, to Polska mi jest

Znajomi z Europy dzwonią: — Co tam? Jeszcze tam siedzisz? A nie przyjechałabyś? Rzuć to! Swoje zrobiłaś, udowodniłaś, zagrałaś, Trzeba żyć godnie. — Zwariowaliście?! Ja mam tu tyle do zrobienia! Artysta nie ma prawa mieć nic w dupie.

Ja nie zwolnię. Bo tak lubię. Bo tak mi dobrze” — mówiła Krystyna Jan­da trzy lata temu.

Nie zwalnia. Ba, przyspiesza. Gra i reżyseruje już nie tylko na wła­snych teatralnych deskach, w Po­lonii i Och-Teatrze. Jej nowa sce­na jest ogromna, narodowa, moż­na by rzec, a rola być może życiowa.

— Polityka wzbudza u pani emocje? — pyta­łam jeszcze w grudniu 2013 roku, kiedy nic nie zapowiadało powrotu IV RP Kaczyńskiego, Macierewicza i Ziobry.

Odparła: — Tak, choć mnie to męczy i nie chciałabym, żeby tak było. Aż tak. Ale jest. Emocje wynikają z tego, co tu przeżyliśmy, po­czucia wspólnoty po latach męki, pewności, że to mój kraj, moi krajanie, że jakkolwiek byśmy inaczej myśleli, to wspólny los. Czuję się odpowiedzialna i zobowiązana.

Robimy strajk?

W czwartek 22 września zeszłego roku Sejm kieruje do komisji obywatelski projekt radykalnego zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Dwa dni później Janda na swoim Facebooku — polubiło go już 326 tys. ludzi — wrzuca obra­zek z nadrukowanym fragmentem reportażu o słynnym strajku kobiet: „24 października 1975 r. 90 proc, islandzkich kobiet przerwało pracę. Te z nich, które były gospodyniami do­mowymi, przestały gotować, sprzątać i zaj­mować się dziećmi. Wszystko trwało tylko je­den dzień, ale zapoczątkowało prawdziwą re­wolucję”. I dodaje komentarz: „To tylko taka propozycja, niestety wśród kobiet solidarno­ści za grosz”.

— Pół godziny później dostałam pierwszy te­lefon, że to świetny pomysł.

3 października na ulice wyszło blisko 100 tys. ludzi. Warszawa, Wrocław, Gdańsk, Gdy­nia, Kraków, Poznań, Bydgoszcz, Lublin, Bia­łystok, Biłgoraj, Bełchatów, Gliwice, Łódź, Mal­bork, Nysa. I jeszcze Berlin, Londyn, Buka­reszt, Dublin, Nowy Jork. Wszędzie tam Polki i Polacy, ubrani na czarno, pod czarnymi pa­rasolkami, powiedzieli Jarosławowi Kaczyń­skiemu: „Licz się z nami! Możesz wiele, ale na­szych ciał, naszych najintymniejszych spraw ruszyć nie damy”.

Jandy nie zawiódł instynkt. Ma wyczucie nastrojów, które pozwalało jej grać wierną praw­dzie Agnieszkę w Człowieku z żelaza i sta­wiającą opór, choć odbierają jej wszystko, Tonię w Przesłuchaniu.

Gdy długo przed Czarnym Poniedziałkiem pytałam Jandę, czy czuje się feministką, od­parła: „Taka etykietka nie jest mi potrzebna. Natomiast ani nie protestuję, że jestem, ani nie protestuję, że niejestem. Jestem człowiekiem, to moja identyfikacja”. I dodała: „One są eli­tarne w tym niedobrym sensie, agresywne, hermetyczne w języku. Są jak teatr awangar­dowy, niewielu go rozumie, a on ma pretensje. Gdyby umiały inaczej rozmawiać, byłyby po­strzegane lepiej”.

W słoneczną, chłodną sobotę 25 marca te­go roku kilkanaście tysięcy ludzi maszeruje głównymi ulicami Warszawy. Niosą transpa­renty: „Kocham cię, Europo”. Tak świętują 60. rocznicę narodzin Unii Europejskiej. Janda idzie w pierwszym szeregu. Na scenie przy pla­cu Na Rozdrożu czyta przemówienie szefa Ra­dy Europejskiej Donalda Tuska: „Droga, którą codziennie chodziłem do szkoły, nadal wiodła przez ruiny spalonego miasta. Dla mnie II woj­na światowa nie jest abstrakcją. Unia Europej­ska to nie slogany, przepisy i procedury. To gwa­rancja, że wolność, niepodległość nie są już je­dynie marzeniami, tylko naszą codzienną rze­czywistością!”.

Gdy wkrótce potem media obiega wiado­mość, że prokuratura wzywa Tuska na prze­słuchanie , Janda wrzuca na Facebooka wideo: „Niektórzy chcą mu odebrać prawo występo­wania pod biało-czerwoną flagą. Byłoby do­brze, gdybyśmy przywitali go tego dnia, za­manifestowali jedność i solidarność z Europą wjej trudnym momencie i poparli Polaka, któ­remu udało się zdobyćjedno z najwyższych stanowisk europejskich. Byłoby dobrze. Bądź­my razem.

Komitet powitalny ledwo mieści się na Dwor­cu Centralnym. Kilkaset osób pod biało-czerwonymi flagami skanduje: „Tusku, musisz!”.

Wymarzony przez władzę spektakl pognę­bienia znienawidzonego przeciwnika zmienia się w marsz zwycięstwa. Za sprawą Jandy.

***

Gdy wiosną 2014 roku otrzymuje od czytelni­ków „Wyborczej” w plebiscycie 25-lecia tytuł Człowiek Wolności, jej córka Maria Seweryn odczytuje życzenia od matki (bo ta gra, a jakże): „Życzę życia w wolnej, mądrej, pięknej, za­sobnej, sprawiedliwej Polsce, a kto nas pozba­wi takiej ojczyzny, ten winien”.

Już rok później, jesienią, notuje na Face­booku: „Gdy się budzę, myślę sobie: «»Co mi jest? A, to Polska mi jest»”.

W wywiadzie opisuje swój ból: „Mam uczu­cie jakiejś żałoby po polskiej wolności. Mam uczucie, że uczestniczymy w wielkim konserwatywno-nacjonalistycznym projekcie. Wy­chodzi na wierzch to, co było ukryte, mniej to­lerowane, potępiane: ksenofobie, antysemi­tyzm; brakuje zupełnie miejsca na odmienność i tolerancję. Ludzie stają się przerażający. To, co wydawało mi się niemożliwe i zapomniane, staje się możliwe”.

Dlatego od początku stara się chodzić na marsze KOD, zabiega o pieniądze dla portalu Koduj.24. — Są takie sytuacje, że nie można być artystą tylko dla samej sztuki. Bardzo duża część środowiska, tych arystokratów ducha, nie chce się angażować, ponieważ uważają, że nie będą się bili z byle kim. Nie chcą się zniżać do takiego poziomu dyskusji. Wiele osób my­śli, że to wszystko to albo sen, albo chwilowe zawirowanie — mówi latem zeszłego roku Mag­dzie Jethon.

Niedługo potem Janda przypomina, co to obywatelskość, tym, którzy za kilka lat będą kształtowali polskie gusty, marzenia i aspira­cje. — Postanowiłam, pierwszy raz od 1989 ro­ku, przypomnieć, że artysta nie ma prawa mieć nic w dupie, jak oni to nazywają, za przeproszeniem — mówi na rozpoczęciu roku akade­mickiego w warszawskiej Akademii Teatralnej.

„Mam 63 lata i swoje życie. A życie jest waż­ne. Wysublimowane życie, w sztuce i harmo­nii. Życie na wyższym duchowym poziomie. Ktoś mi to zabiera. Chce mi się powiedzieć — nie liczcie na mnie, bo ja już swoje zrobiłam. Tak, ale ja jestem zaangażowana jako Krystyna Jan­da obywatelka”. Tak wyjaśnia w swoim inter­netowym dzienniku, po co jej to wszystko.

Kochany pamiętniku, martwię się o kraj

Trybunał Konstytucyjny, tabletka „dzień po”, wybory we Francji, decyzje Trump…. Jandę zajmuje niemal wszystko.

19 kwietnia pisze o decyzji Ministerstwa Środowiska, które chce odstrzału jeleniowa­tych w Lesie Warmińskim z powodu zgryzania przez nich pędów młodych drzew. Cytuje wpis ze strony Ogólnopolskiego Strajku Kobiet: „Ko­misja Zdrowia przegłosowała zmianę, EllaOne dostępna będzie tylko na receptę. Delegacja Strajku Kobiet przebywa na posiedzeniu Ko­misji Zdrowia, na której rozpatrywanyjest wniosek o ograniczenie dostępu do antykon­cepcji awaryjnej. Nie oddamy EllaOne tak ła­two”.

20 kwietnia poleca tekst Michała Boniego Francuski łącznik. Dlaczego to tak ważne wy­bory?. I wpis, że PiS zawarł umowy z kon­stytucjonalistami na przygotowanie ankiety w sprawie zmian w konstytucji, co oznacza, że partia płaci prawnikom za ekspertyzy. Wrzu­ca filmik z szefem północnokoreańskiego MSZ i notkę o Trumpie, który ostrzega Pjongjang, że następna próbajądrowa spotka się ze zbroj­ną odpowiedzią Ameryki. I odsyła do manife­stacji w obronie niezawisłego sądownictwa.

W rocznicę wybuchu powstania w war­szawskim getcie na Facebooku umieszcza cy­tat z Marka Edelmana: „Nienawiść jest łatwa, miłość wymaga wysiłku i poświęcenia”.

Kilka dni wcześniej udostępnia cytat z po­słanki PiS Bernadety Krynickiej: „Jak się ko­mu nie podoba, może się wynosić z kraju”.

Na szerszy komentarz, na refleksję, jest miej­sce na blogu:

21 marca. „Jestem w Polsce! Co za stress! Agre­sja, nienawiść, złość, brak podstawowych zasad dobrego wychowania, szlachetności, grzeczności i wzajemnego szacunku. Wszędzie, wszędzie. Żal, pretensje, decyzje nie do uwierzenia, niespra­wiedliwości nie do zaakceptowania, fakty przera­żające, słowa, które nie powinny zabrzmieć. Usta­wy, decyzje, prognozy katastrofalne. Kłamstwa, szantaż, groźby. Ludzie suwerenni, samodzielnie myślący, honorowi, sprawiedliwi i odważni po­trzebni od zaraz. I na wagę złota”.

31 marca: „Dookoła cyrk niegodziwości, festi­wal głupoty, podłości, złej woli i nienawiści. Ten rząd, ta władza, jakby na złość, jakby szkłem po szybie, wciąż, każdego dnia. Małość, małostkowość, pycha, tromtadrackość, cały czas. Nie ro­zumiem. I mi żal tych lat, tego czasu na straty. «Syn Jandy pracuje u matki. Co on tam robi». Nie pra­cuje. Pięć lat temu robił światła do przedstawie­nia, teraz jest od czterech lat na innych studiach i nawet nie ma czasu. Jako świeżo upieczony ope­rator filmowy zrobił światła do spektaklu, znako­micie zresztą. Na umowę-zlecenie, jak tu wszyscy. To po co to? Na co to? A… bo wiesz, kilku posłów z PiS-u ma problem z zatrudnianiem całych ro­dzin u siebie, no to trzeba było dla maluczkich po­dać kogoś z przeciwnej strony, a Ty bardzo się nadajesz.

Znajomi z Europy dzwonią. — Co tam? Jeszcze tam siedzisz? A nie przyjechałabyś? Jak to wytrzymujesz? Rzuć to! — Mam fundację! — krzyczę. — Duże przedsiębiorstwo. Odpowiedzialność! — Jak­byś nie wytrzymywała, rzuć to w cholerę i przy­jeżdżaj. Szkoda ostatnich lat życia na to wszystko. Swoje zrobiłaś, udowodniłaś, zagrałaś. Po co ci to teraz? W twoim wieku? Trzeba żyć godnie, w zgo­dzie ze sobą. — Zwariowaliście?! Ja mam tu tyle do zrobienia! — Dla kogo? Piszą o tobie komunistycz­na kurwa, dlatego że żyłaś w czasach komunizmu?

Masz medal Karola Wielkiego za wkład w zjed­noczenie Europy, na polu kultury. Masz tytuł Czło­wieka Wolności. Starczy. Daj sobie spokój!”.

17 kwietnia (lany poniedziałek), godz. 3.24: „Mi­li Państwo, święta w połowie minęły, Chrystus wczoraj zmartwychwstał, przyniósł nadzieję i od­rodzenie wszystkiego, jak nawykliśmy powtarzać przy okazji tych świąt. Życzę Państwu radości, bo te święta to podobno narodziny radości także. Oby także — dobroci, miłości, zrozumienia, pomocy, wspólnoty, człowieczeństwa. Potrzebna pilnie — mądrość, sprawiedliwość, rozsądek, wiedza, pra­cowitość, logika, rozwaga, wytrwałość, umiar, od­powiedzialność”.

Nawet gdy pisze o przyjaciołach, jej refleksja jest nieco polityczna:

16 marca: „Nie żyje Wojciech Młynarski. Nie żyje Ostatni z Trojga Wielkich.

Agnieszka Osiecka, Jeremi Przybora, Wojciech Młynarski. Geniusze. Giganci.

Nauczyli nas śmiać się, kochać, oceniać, my­śleć, czuć, nauczyli nas świata i Polski, jaką kochamy najbardziej, inteligentną.

Istnieją w świadomości powszechnej, także dlatego że byli obecni w telewizji, radiu, w mediach. Teraz ich następcy z mediów zniknęli, two­rzy się wielka dziura nie do zasypania. Gdyby dziś tworzyli, «prowincja» (przepraszam za określe­nie, ale nie ma lepszego niestety), prowincja umy­słowa, ale także ta, gdzie nie docierają wolne me­dia, by o nich nie usłyszała.

Wojtku, kochany, dziękujemy.

Śpij już spokojnie.

Dobranoc, Wielki Książę”.

Ja nie czytam tylko hejtu

W wywiadzie rzece Katarzyny Montgomeiy Pani zyskuje przy bliższym poznaniu jest rozdział zatytułowany „Stworył mnie Wajda”. Janda tam opowiada o swoim reżyserze tak: „Polska. Wol­ność. Prawda. Sprawiedliwość. Demokracja. Mą­drość. Ojczyzna. Odpowiedzialność. To słowa, które szanuje i których używa, nie wstydzi się ich, nie brzmią w jego ustach ani pretensjonalnie, ani nie wydają się przesadzone. Czuje się Sługą Narodu, Świadkiem Historii, Rycerzem Prawdy. Jest romantykiem i pozytywistą jedno­cześnie. Humanistą w pełnym tego słowa zna­czeniu”.

„Andrzeja uwielbiam, podziwiam. On mnie zrobił na początku. Nie tyle jako aktorkę, on mnie stworzył jako Polkę. Jako społecznego człowieka, obywatelkę. Ja się u Wajdy urodziłam, na planie, jako Janda obywatelska. To on wypuścił mnie na wolność: jako człowieka, kobietę, aktorkę”.

W listopadzie „on” umiera. Sejm przyjmuje uchwałę w sprawie uczczenia pamięci Wajdy. Gdy marszałek ją odczytuje, Jarosław Kaczyński wy­chodzi z sali. Janda komentuje na Facebooku: „Jak być człowiekiem? Jak reagować, żeby nie stracić do siebie szacunku. Ludzie się pochowali, poza­mykali, nie wychylają się, emigracja wewnętrzna — mówią. Już nie mam siły — mówią — nie czytam gazet, nie oglądam telewizji, nie daję rady, chro­nię siebie, żeby za dużo nie myśleć, żeby nie zwa­riować — lepiej nie wiedzieć. Aja myślę: inteligenckie odchylenie. Ja nie czytam tylko hejtu i rzeczywi­ście — z głowy. Piszę plan repertuaru dla naszych teatrów, na 3 lata, wybieram tytuły, czytam, za­stanawiam się, teoretycznie obsadzam aktorami, wybieram reżyserów, wyobrażam już sobie te spektakle… i nie dopuszczam do siebie pytań o przyszłość. Plan na 3 lata… Mój Boże. Co będzie za 3 lata? Może już nie będzie teatrów w ogóle, je­śli pan prezes Kaczyński ostentacyjnie wychodzi z sali przed minutą ciszy, która ma uczcić w Sej­mie odejście Andrzeja Wajdy? Co to za niewiarygodna pogarda! Do artystów, kobiet, sztuki, do wielkości, szlachetności, do ludzi”.

***

Pod koniec 2015 roku Janda składa, jak wszystkie „podmioty kultury”, wniosek o dotację dla swo­ich teatrów. Ubiega się o 1,5 min zł na misyjne pre­mierowe spektakle. W poprzednich latach dosta­wała zbliżone sumy. Jej teatry grają i komedie, i farsy typu Mayday. Ale też Becketta, Czecho­wa, Witkacego, Różewicza, Zapolską. Klasykę, współczesną literaturę światową. Sztuki trudne, społeczne, kontrowersyjne, na przykład osnutą na autobiografii Danuty Wałęsy Danutę W. czy Ucho, gardło, nóż, spektakl o wojnie bałkańskiej.

Minister kultury Piotr Gliński dotację przyznąje: 150 tys. zł.

Prawicowy internet bije brawo: „Jak tyle do­stawała od poprzedniej kliki, to musiała ładne badziewie wystawiać”; „Moim zdaniem to nie był i nie jest prywatny teatr, to zwykła propagando­wa przykrywka umożliwiająca dostęp do milio­nów z kieszeni podatnika. Kryje się za tym pro­mowana przez poprzednią ekipę antypolskość i subwencjonowanie socjalistycznego bagna ar­tystycznego w postaci angażu dla właściwych i po linii aktorów i ich pociotków”.

Minister myśli, że Jandy będzie mniej. Myli się.

W czwartek przewodniczący Rady Europej­skiej tweetuje na cały świat: „Drzewo zetną, ba­żanta zastrzelą, ale Was nie zmogą. Dzięki za Wa­sze «Sto lat» — najpiękniejsze, jakie w życiu słyszałem”.

Jandajuż biegnie dalej. Najpierw po żonkile, żeby uczcić pamięć ofiar getta. Następnie na spotkanie z kilkuset czytelnikami w redakcji „Wy­borczej”. A potem na Marsz Wolności, który w so­botę 6 maja przejdzie przez Warszawę. „A Ty? Chcesz cieszyć się wolnością?” — pyta na Face­booku. „To przyjdź”.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji