Artykuły

Ten mały realizm

Przedstawieniem inaugurującym festiwal było "Życie wewnętrzne" Marka Koterskie­go, który to spektakl przywiózł Teatr Współczesny z Warszawy. Autor i zarazem reżyser tego przedstawienia pokazał nam je­den tydzień wyjęty z monotonnego życia pewnego małżeństwa zamieszkałego w blo­ku, w którym czas odmierza stukot windy i łoskot spadających zsypem śmieci, czasem sygnał przejeżdżającej w pobliżu karetki. Dzień podobny do dnia, wieczór do wieczo­ra. "Życie wewnętrzne" owej pary (a ile ta­kich par wegetuje w naszych blokach?!) nie obfituje w emocje i nadzwyczajne zdarze­nia. Jest bardzo ubogie i rzec można, że odczłowieczone. Ci ludzie poruszają się jak roboty. Jedzą, czytają gazety, wyrzucają śmiecie, znów jedzą, wyrzucają śmiecie, oglądają, podobne też do siebie w treści, filmy telewizyjne. Dni są poszatkowane na czynności tak identyczne, że trudno tu wła­ściwie odróżnić poniedziałek od wtorku, a sobotę od niedzieli. Ratunkiem przed tą monotonią staje się tylko niekiedy ucieczka do erotycznych majaków stanowiących je­dyną treść tzw. wewnętrznego życia. W tym domu nikt nie ma też sobie nic do po­wiedzenia. A jeśli już to jest to tylko stek pretensji i żalów wypowiadanych monosy­labami, kwitowanych mruknięciami i ge­stami zniechęcenia. Nikt nikogo nie słucha, bo każdy słucha tylko siebie. Ten mały realizm jest w swojej wymowie niesły­chanie gorzki. Patrzymy, słuchamy i w wielu sytuacjach odnajdujemy siebie sa­mych. Owo podobieństwo sprawia, że za­czynamy się śmiać. Śmiejemy się naprawdę serdecznie. Ale czy to nie pora na zrewi­dowanie naszej skostniałej egzystencji?

Marek Koterski trafił tym tematem w dziesiątkę, a w podpatrzeniu życia na gorąco pomogło mu z pewnością wprawne oko filmowca, także dokumentalisty. Na scenicz­nej wersji "Życia" nie zaważyła, na szczę­ście (a często to się filmowcom zdarza), maniera operatora. Poszczególne sceny przypo­minają co prawda chwilami filmowe kadry, ale w sposób dyskretny, doskonale przysta­jący do tego rodzaju wypowiedzi. Pozostają więc z nią w doskonałej symbiozie.

"Życie wewnętrzne" jest lekkostrawnym daniem takie dzięki znakomitemu aktor­stwu Marty Lipińskiej i Krzysztofa Kowa­lewskiego. Ona - zahukana, dziwiąca się wszystkiemu domowa kurka, z własnym ro­zumkiem na własny użytek, on - władca tego "M", trochę hipochondryczny, trochę malkontencki, ważniak na swoim podwórku, co to nie jednemu by pokazał, nie jednemu by powiedział i ubliżył. W rzeczywistości jest to mały człowieczek, tchórzliwy i faj­tłapowaty, twardy tylko dla swoich i słab­szych. Owi aktorzy sprawiają, że dowcipnie sformułowane dialogi, a właściwie przeka­zywane w bardzo skrótowym języku wy­powiedzi, nabierają dodatkowej wymowy i smaku. Nie bez znaczenia jest tu także vis comica Krzysztofa Kowalewskiego i swoisty timbre głosu Marty Lipińskiej. W sumie spektakl okazał się interesującym obrazkiem z życia "blokowych sfer", nastrajającym nie tylko do śmiechu, ale i do refleksji nad na­szym bezbarwnym życiem. Był czas, że śmialiśmy się z jednakowo umeblowanych segmentami blokowych mieszkań. Dziś my sami staliśmy się ich składową częścią.

Publiczność przyjęła przedstawienie bar­dzo sympatycznie długo nie milknącymi oklaskami i to nie tylko dlatego, że Marek Koterski jest byłym wrocławianinem.

Drugi dzień, festiwalu był nieco pechowy. Zapowiedziany na sobotni wieczór spektakl "Kabaret Kici Koci" Mirona Białoszew­skiego wystawiany przez Teatr Ateneum z Warszawy, nie odbył się z powodu nagłej choroby aktorki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji