Artykuły

W sztuce odwołuję się do klasycznych wartości estetycznych

„Amadeusz” cieszy się wielkim zainteresowaniem widzów. To wspaniałe przedstawienie, które zyskało nowy blask. Bilety na najbliższe pokazy, a mówimy o październiku i grudniu, są już prawie wyprzedane. Taka sytuacja w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi nie miała miejsca od lat  – mówi Michał Chorosiński, dyrektor Teatru Jaracza w Łodzi. Rozmawia Sylwia Krasnodębska w „Gazecie Polskiej”.


Jak się dziś czuje dyrektor najjaśniejszej sceny teatralnej w Łodzi?

Dziękuję. Łapię chwilę oddechu po intensywnym roku jubileuszowym w Teatrze Jaracza i przygotowuję się do kolejnego. Finalizuję rozmowy z reżyserami, którzy będą realizować spektakle w nadchodzącym sezonie.

Tymczasem „Wyborcza” przygotowała kłamliwy tekst, w którym napisano, że po teatrze został „cień”. Chce Pan to skomentować?

Kłamstwa i manipulacje. Nie pierwszy raz ta gazeta wyraża się krytycznie wobec mnie i stara się zdeprecjonować moją pracę. Na manipulacje i kłamstwa z ostatniego artykułu odpowiedziałem już w oświadczeniu, które opublikowałem  na stronie Teatru Jaracza. Autorce artykułu zdarzało się już recenzować spektakle za mojej dyrekcji jeszcze przed ich premierą, a nawet przed pokazami przedpremierowymi. Cały artykuł opiera się na donosie „anonimowej grupy sygnatariuszy”. Autorka artykułu sugeruje, że stoi za nim cały zespół artystyczny Teatru Jaracza. Wiele wiadomości od członków tegoż zespołu z wyrazami oburzenia na ten anonim jest dowodem na uzurpację. „Anonimowa grupa sygnatariuszy” poszła jednak o krok dalej. Zaatakowała bowiem innych pracowników teatru. Chciałbym podkreślić, że teatr może dobrze funkcjonować tylko jako cały organizm. Monolit. Zespół artystyczny nie istnieje w próżni. Wspiera go ciężka praca wielu ludzi. Tak samo teatr nie może funkcjonować bez artystów. Bez nich praca pozostałych pracowników teatru także nie ma sensu. Granie na podziały między zespołem artystycznym a pozostałymi pracownikami teatru jest niemądre i szkodliwe. Jako dyrektor muszę dbać o pracowników zespołu artystycznego i administracyjno-technicznego. Dlatego nie ma mojej zgody na tezy zawarte w artykule, które odbieram jako próbę dzielenia zespołu Jaracza. Oczywiście kwestia uzurpowania sobie prawa do wypowiadania się w imieniu całego zespołu artystycznego to tylko jedno z wielu przekłamań i fałszów zawartych w tym artykule. Pragnę zapewnić wszystkich, że z Teatru Jaracza nie został „ cień”, jak sugeruje autorka artykułu pod dyktando „anonimowych sygnatariuszy”, ale ma się on całkiem dobrze, o czym świadczy rzesza widzów odwiedzających nasz teatr i wielu znakomitych artystów pragnących nawiązać współpracę z Teatrem Jaracza.

Jakieś konkrety?

Dla przykładu podam liczby widzów na spektaklach w ciągu ostatnich pięciu lat. (Funkcję dyrektora pełnię od sezonu 2022/2023, wynik sezonu 2020/2021, wypaczyła pandemia: Sezon: 2019/2020  - 25 779 widzów; 2020/2021 - 5551; 2021/2022 - 33 243; 2022/2023 - 43 768; 2023/2024 - 38 291.

Obserwuję Pana scenę od czterech lat, będąc niemal na każdej premierze przez ten czas. Piszę z całą odpowiedzialnością, że wzmocnił Pan swoją kadencją prestiż Teatru im. S. Jaracza w Łodzi. Nikt chyba nie jest w stanie krytykować Pana za warsztat, podważyć pana kompetencje merytoryczne czy skrytykować, w oparciu o rzeczowe argumenty, ten sezon. A był on niezwykle intensywny.

Tak, to prawda, mijający sezon należał do bardzo intensywnych. Daliśmy łącznie 12 premier na trzech scenach. To wynik. którym nie może poszczycić się chyba żaden teatr w Polsce. Intensywnie prowadzimy również działalność objazdową w ramach programu Wojewódzkie Jaracza Wędrówki. Odwiedzamy w nim mniejsze ośrodki województwa łódzkiego, takie jak: Radomsko, Sieradz, Skierniewice, Bełchatów, Tomaszów Mazowiecki. Pokazujemy tam spektakle z naszego repertuaru. A jest co prezentować. Nasz repertuar jest bardzo zróżnicowany i powinien, moim zdaniem, docenić go zarówno koneser, znawca, jak i mniej wyrobiony widz. Zresztą wychodząc z założenia, że teatr publiczny powinien mieć jak najszerszą ofertę repertuarową dla różnych grup widzów, zaproponowałem pewien eklektyzm, różnorodność tytułową. Teatromani na przykład mogą obejrzeć w Jaraczu rzadko inscenizowany dramat Juliusza Słowackiego „Horsztyński”. Będą także zadowoleni z pojawienia się w repertuarze sztuki Rona Elishy „Dwoje”, opowiadającej o tragedii Holocaustu, która w Polsce do tej pory wystawiona była bodaj tylko raz, w roku 1999 w Bydgoszczy. Propozycją skierowaną dla koneserów jest również „Rodzeństwo” Thomasa Bernharda. „Ifigenia ze Splott” to polska prapremiera tego znakomitego tekstu walijskiego pisarza Gary'ego Owena. Jestem przekonany, że absolutnie każdy widz może czerpać satysfakcję z oglądania tych spektakli. Ich wymowa jest bowiem na tyle interesująca i uniwersalna, że wzrusza niezależnie od stopnia doświadczenia w obcowaniu z teatrem. Mamy również ofertę dla miłośników lżejszego repertuaru. „Kasta la vista”, „Gwałtu, co się dzieje!” - to coś dla nich. Dla tych zaś, którzy poszukują w teatrze eksperymentu, mamy „Kartotekę” Tadeusza Różewicza w oryginalnym odczytaniu norweskiego reżysera Rolfa Alme. Dbamy też o najmłodszych widzów. W tym sezonie wystawiliśmy dla nich bajkę „Tylko jeden dzień”. W nadchodzącym sezonie przygotowujemy premierę „Silniejszej” Augusta Strindberga, od dość dawna nieobecnej na polskich scenach, a także polską prapremierę sztuki „Liv Stein” autorstwa gruzińskiej dramatopisarski Nino Haratischwili, na stałe mieszkającej w Niemczech i tam niezwykle docenianej. Łączymy klasykę z najnowszym dramatem, utwory polskie i obce, inscenizacje tradycyjne i poszukujące. Zapraszamy reżyserów o uznanym dorobku, jak Krzysztof Jasiński, śp. Jan Szurmiej, Artur Urbański, ale dajemy szansę również tym, którzy dopiero wypracowują swoją pozycję w świecie teatru, i czynią to skutecznie, jak Filip Gieldon. Jesteśmy w trakcie pierwszej edycji Konkursu Dramaturgicznego im. Łucjana Kościeleckiego o Pióro Jaracza. Wpłynęło na niego prawie 200 prac. Wydarzenie to umieszcza Teatr Jaracza na dramatopisarskiej mapie polski jako niezwykle ważny punkt, o czym świadczy szeroki odzew, z jakim się spotkało ze strony autorów. Wielkim zainteresowaniem widzów cieszy się natomiast „Amadeusz”. Wspaniałe przedstawienie, które w Jaraczu zyskało nowy blask.

Bilety na najbliższe pokazy, a mówimy o  październiku i grudniu, są już prawie wyprzedane. Taka sytuacja w teatrze nie miała miejsca od lat.

Około 650 m od Teatru Jaracza w Łodzi jest Teatr Nowy, w którym podczas spektakli organizuje się wśród publiczności zbiórkę spermy dla par lesbijskich („Dobrze ułożony młodzieniec”) i żałuje się, że ofiary katastrofy smoleńskiej zostały pochowane w trumnach, bo można by ich rozkładającymi się ciałami użyźnić glebę („Smoleńsk late night show”). Kilometr od Pana teatru jest Teatr Powszechny w Łodzi, w którym Krystian Lupa każe aktorom otwierać usta w oczekiwaniu na „boską spermę i boskie g...” („Imagine”).


Nie pasuje Pan do tych trendów...

Sztuka ma szeroki margines wolności twórczej. Inne łódzkie teatry oferują widowni swoją estetykę, ja proponuję swoją. Odwołuję się w niej do bardziej klasycznych wartości estetycznych. Interesuje mnie człowiek, jego emocje, zmaganie się z „fatum” jak w greckim teatrze, mówienie o pewnych uniwersalnych wartościach i problemach człowieka, które mimo postępującej technologii i coraz szybciej rozwijającej się cywilizacji, pozostają niezmienne, o czym świadczy aktualność wspaniałych tekstów wielkich dramaturgów, jak Szekspir, Molier, Goethe, Beckett, a na naszym gruncie wielu wybitnych dramatopisarzy, od Reja po Różewicza. Wracając do teatru greckiego, chciałbym, żeby widz w Teatrze Jaracza mógł przeżywać katharsis - czyli, mówiąc w dużym uproszczeniu, wychodził ze spektakli jaraczowskich lepszy i mądrzejszy. Oczarowany pięknem. Przyświecają mi tutaj słowa Norwida: „Bo nie jest światło, by pod korcem stało,/ Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,/ Bo piękno na to jest, by zachwycało/ Do pracy - praca, by się zmartwychwstało”.

Pana teatr szanuje autorów wystawianych dzieł. Nie zmienia ich, nie wypacza. Nie jest to podejście dzisiaj najpopularniejsze. Wręcz przeciwnie. Dlaczego Pan się na nie zdecydował?

Jednym z kryteriów, jakie przyjąłem przy podejmowaniu decyzji o realizacji konkretnej premiery, jest wybór dobrej literatury. To jeden z warunków, aby powstał dobry spektakl. Niejedyny, ale ważny. Mój serdeczny przyjaciel, nieżyjący już prof. Dąbrowski, zwykł mawiać, że nie ma czasu na czytanie dobrych książek, jest czas tylko na czytanie bardzo dobrych. Przyjąłem podobną zasadę przy wyborze dramatów realizowanych w Jaraczu. Jak w innych teatrach wygląda obecnie podejście do wystawianego tekstu, nie mnie oceniać. Mogę tylko odnieść się do mojego doświadczenia aktorskiego. W teatrze, z którym byłem bardzo długo związany przed objęciem stanowiska dyrektora Teatru Jaracza, był taki okres, kiedy duża część spektakli opierała się na dekonstrukcji czy daleko posuniętej trawestacji dramatów. Temu doświadczeniu wiele zawdzięczam. Między innymi przekonanie, że największą korzyść widz i aktor odnoszą wtedy, gdy reżyser podchodzi z szacunkiem i respektem do autora i tekstu. Zwłaszcza jeżeli mówimy o wybitnych tekstach i autorach. Przecież to nie wyklucza nieskończonych możliwości interpretacyjnych. Tym właśnie kieruję się przy podejmowaniu moich decyzji. Cieszy mnie to, że spotykają się one z przychylną reakcją publiczności. Widzom Jaracza jestem za nią bardzo wdzięczny.


Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji