Artykuły

Kochali ją koledzy aktorzy, kochali poznaniacy

Kilkanaście dni temu pojechałem do Teatru Nowego w Poznaniu na wywiad z Krystyną Feldman (ukazał się w "SE" w miniony piątek). Z chlebaczkiem na ramieniu przyszła punktualnie i od razu zaprosiła mnie do swojej garderoby numer 10. Żwawym krokiem wdrapała się I na piętro. Potem gawędziliśmy o zdrowiu, które jej dopisywało, tramwajach, którymi jeździ do pracy i o Nikiforze, jej roli życia, na którą czekała całą swą zawodową karierę - pisze Tomasz Barański w Super Expressie.

Płacz za Mamuśką

Siedziała przede mną drobna, dowcipna i błyskotliwa kobieta. Nie wpadała jak młodzi aktorzy w ślinotok na swój temat. Jakże ona była skromna, ale nagle sobie pomyślałem: - Boże! Ta starsza pani to ma prawie 90 lat! I wtedy - choć wcale tego nie planowałem - zapytałem Krystynę Feldman o śmierć. Nie bała się o niej mówić. Wspominała, że może zapukać do jej mieszkanka w bloku z wielkiej płyty choćby zaraz, bo ona pojednana z Bogiem czeka na nią od lat.

Po chwili do garderoby weszły aktorki: Antonina Choroszy i Lidia Popławska. Była dla nich jak matka. Nazywały ją Mamuśką. Witały się tak wylewnie, jakby nie widziały się latami, a dziś za Feldman płaczą, tak jak tysiące Polaków-wielbicieli jej talentu. - Co? Kryśka nie żyje?! - łka Antonina Choroszy, która ode mnie dowiedziała się o śmierci ukochanej koleżanki. - Od początku, 16 lat po szkole teatralnej byłam z Kryśką w jednej garderobie. To szok. Tak cieszyła się na nasz wyjazd do Hiszpanii, gdzie w Maladze mieliśmy za niedługo grać "Fausta" - opowiada Choroszy.

Nie tak miało być...

Kochali ją koledzy aktorzy, kochali poznaniacy. Ustępowali miejsca w tramwaju, a taksówkarze nie chcieli brać pieniędzy za podwiezienie do domu. Teraz nad Wartą

się złoszczą, bo nie jest prawdą, jak podały już po śmierci niektóre media, że Feldman paliła jak lokomotywa i dlatego zmarła na raka płuc w szpitalu. - Mamy nadzieję, że była to śmierć lekka. Przez całą środę nie dawała znaków życia. Zaniepokoiliśmy się - opowiada Janusz Wiśniewski, dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu. Gdy policja otworzyła drzwi, Krystyna Feldman leżała na podłodze.

Kilka dni przed śmiercią zdradziła garderobianej, że jak umrze, to chce być pochowana w stroju ze swego monodramu: "I to mi zostało...": skromnej białej bluzce, spódnicy i szalu. Wiadomo, że teatr, który zajmie się pochówkiem, spełni życzenie aktorki i odda też pieniądze wszystkim, którzy już nawet na marzec wykupili bilety na monodram z udziałem aktorki. W 2007 roku miała obchodzić 70-lecie pracy na scenie. Pani Krystyno! Rozmawialiśmy o tym! Nie tak miała Pani je świętować...

* * *

Fragmenty wywiadu z Krystyną Feldman z 19 stycznia 2007 r.

Trzeba być na to gotowym

Myśli pani czasami o chwili, kiedy przyjdzie się pożegnać z tym światem?

- Każdy rozsądny człowiek w pewnym wieku powinien myśleć o śmierci. Też o niej myślę.

Boi się pani śmierci?

- Nie! Śmierć nie napawa mnie smutkiem czy przerażeniem. Na śmierć każdy powinien być przygotowany. Śmierć, cmentarz - dla wielu to trudne pytania. Ludzie ich unikają. Człowieku: i tak cię to nie minie.

To brzmi poważnie i smutno.

- No właściwie nie jest smutno, bo to nieuniknione. Trzeba tak żyć, żeby być w porządku z własnym sumieniem.

Można się na śmierć przygotować?

- Zawsze można. Być z Bogiem, czytać Pismo Święte i stosować się do wskazań naszej wiary. Tam nie ma miejsca na smutek.

Bardzo by się pani zdziwiła, gdyby którejś nocy się o panią upomniała. Jak to będzie?

- Albo umrę w łóżku, choć to do mnie niepodobne, albo już sama nie wiem jak. I dobrze, że nie wiem. Jak przyjdzie czas, to umrę.

* * *

Barbara Mularczyk, aktorka:

Była to taka osoba, z którą się bardzo liczyłam, bo umiała ze mną porozmawiać, dotrzeć do mnie. Współpracowało się nam bardzo dobrze - i nie chodzi mi o aktorstwo, ale o życie. Mam taki... nieokrzesany charakter i miewałam w swym życiu młodzieżowe wybryki, a ona zawsze pomagała i dawała dobre rady. Można powiedzieć, że była wspaniałą starszą kobietą z wielkim entuzjazmem, osobą, która miała w sobie bardzo dużo życia. Gdy usłyszałam o jej śmierci - nie uwierzyłam. Naprawdę myślałam, że moje dzieci będą Jeszcze ją oglądały na żywo.

Maciej Kozłowski, aktor:

Kiedy odchodzą tacy ludzie jak Krysia, spadkobierczyni przedwojennej "artystokracji", wcale nie ma więcej wolnego miejsca - jest tylko więcej pustych miejsc. Krysia zostawiła puste miejsce.

Janusz Wiśniewski, reżyser:

Według wszelkich not biograficznych Krystyna Feldman urodziła się w 1920 roku. Jednak zgodnie z dokumentami, które są w teatralnym dziale kadr, aktorka urodziła się w roku 1916. Odmładzała się Jak każda kobieta.

Na zdjęciu: Krystyna Feldman w monodramie "I to mi zostało...", Teatr Nowy, Poznań, grudzień 2006 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji