Artykuły

Przed trybunałem krabów

Przedłużeniem powieści Tomasza Manna wydala mi się makabreska Sartre‘a. Jak by końcówka dopisana do stworzonego przez autora Czarodziejskiej góry i Doktora Faustusa obrazu upadku i degeneracji niemieckiego mieszczaństwa. Sartre pokazuje „wielkich” mieszczan tego narodu w stadium ostatecznego rozkładu przyspieszonego przez hitleryzm oraz wszystkie jego następstwa w życiu społeczeństwa i w’ losach jednostek. Paranoik Franz, który w obłędnych halucynacjach i urojeniach przetrawia popełnione zbrodnie, to krańcowy etap, do jakiego pro wadzi ideologia morderców, nie licząca się z konfliktami ludzkich sumień. Sprawa Franza nie jest zresztą w Więźniach z Altony postawiona jasno i jednoznacznie. W losach dręczonego manią prześladowczą byłego oficera hitlerowskiego Wehrmachtu można odczytać także próbę rehabilitacji, sugerującą, że mordowali i torturowali wbrew swemu sumieniu. Niebezpieczeństwo takiego rozumienia sensu sztuki kryje się w tekście, co potwierdziło przedstawienie opracowane w Szczecinie, gdzie odbyta się prapremiera Więźniów z Altony.

Przyznać się muszę, że mam szczególną awersję do sztuk, których bohaterami są ludzie niezupełnie normalni psychicznie. Stwarza to warunki wyjątkowej sytuacji tych postaci powiązanych z otoczeniem, które nie jest zaatakowane przez chorobę umysłową. Osłabia, a nawet wręcz paraliżuje konflikty dramatyczne. Zdaję sobie sprawę, w Więźniach z Altony obłęd ma w pewnym stopniu sens symboliczny. Ale w rozwoju akcji, mocno podbudowanej analizą psychologiczną, obłąkana postać Franza zajmuje przecież pozycję centralną. Przebłyski świadomości realnych spraw przeplatają się u niego z okresami zamroczenia, w których wygłasza swoje obłąkane przemówienia do krabów (nawiasem mówiąc, wybitnie „zoologiczny” jest początek tegorocznego sezonu teatralnego: po indyku i nosorożcach w śródmieściu skorupiaki na Powiślu!).

Bo jej fabularny szkielet i środowiskowy koloryt to efektowna i w pewnym stopniu sensacyjna oprawa dla powtarzających się jak refren w całej twórczości autora Drzwi zamkniętych tez filozoficznych. Z wypowiedzi, wynika, że temat niemiecki był tylko pretekstem do poruszenia ogólnego tematu winy i odpowiedzialności, bo „w stuleciu gwałtu i krwi gwałt i niesprawiedliwość stały się cząstką nas samych”. Zmierza więc Sartre do pokazania na przykładzie rodziny Gerlachów, niemieckich potentatów przemysłowych „kim dziś jesteśmy”. Diagnoza jest skrajnie pesymistyczna. Bohaterowie Więźniów z Altony nie są już nawet zdolni do buntu, choćby zrodzonego z rezygnacji i zwątpienia, jak bohaterowie Umarłych niepogrzebanych. Świat przedstawiony w Więźniach z Altony jest światem w stanie katastrofy, światem, w którym panuje nihilizm moralny. Zdesperowany samotnik Franz to jeszcze jedna figura z sartrowskiego gabinetu osobliwości, w którym poznaliśmy już wiele postaci spor kretowanych zresztą po mistrzowsku. Wszyscy cierpią samotnie przekonani, że wszelkie więzy społeczne, czy rodzinne krępują wolność jednostki. Ucieczka Franza od życia to także ucieczka od „piekła”, jakie stwarzają „inni”. Egzystencjalistyczne korzenie sztuki są oczywiste. Przemówienia Franza stylizuje Sartre w duchu idealistycznej filozofii niemieckiej, która była pożywką dla faszyzującego intelektualizmu niemieckiego. Ironiczny ton tych przemówień wyda je się niewątpliwy. Jednakże z teatralnego punktu widzenia nie stanowią one elementu podnoszącego sceniczne wa lory utworu. Ich sztuczność i patos promieniują zresztą i na inne partie sztuki, chwilami nużącej.

Ogromny wysiłek włożył Janusz Warmiński w opracowanie tego skomplikowanego utworu, W przedstawieniu znać rzetelną pracę nad wyklarowaniem wątków i wypunktowaniem istotnych spraw. Dyskretnie zarysowuje Warmiński koloryt obyczajowy, starając się uwydatnić warstwy filozoficzne i psychologiczne sztuki. Jest to przedstawienie bardzo „sartrowskie”, akcentujące swoiste cechy stylu teatralnego tego filozofa, który propaguje swoje tezy także ze sceny. W zespole aktorskim prym dzierży Aleksandra Śląska stwarzająca w roli Joanny postać, jakiej się nie zapomina. W analizie psychologicznej sięgnęła głębiej, niż autor sugeruje. W trudnej roli Franza Michał Pawlicki zaprezentował się jako aktor wrażliwy, umiejący subtelnie cieniować nastroje i znający dyscyplinę scenicznego gestu. Rolę wyzywająco amoralnej Leny prowadzi powściągliwie Mirosława Dubrawska.

Przekład Jana Kotta, nacechowany kulturą literacką i wiernie oddający styl oryginału, jest wybitnym walorem spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji