Artykuły

Na parterze i na piętrze

Jeszcze jeden Pinter: Zdrada. Jeszcze jeden, bo — chyba z wyjątkiem Kolekcji i *Krajobrazu — pokazano u nas wszystkie jego dotychczasowe sztuki. Przypomnijmy w kolejności ich powstawania: Pokój, Dozorca, Samoobsługa, Kochanek, Powrót do domu i Dawne czasy.

Encyklopedia PWN notuje przy maśle „Pinter”: „Harold Pinter (ur. 1930), dramatopisarz angielski, przedstawiciel teatru absurdu, twórca tzw. komedii zagrożenia (comedy of menace), obnażającej bezradność człowieka zarówno wobec świata zewnętrznego, jak własnej podświadomości”. Nie do wszystkich jednak utworów Pintera przylega ta lapidarna charakterystyka. Nie ma np. ani elementów absurdu ani elementów zagrożenia w omawianej tu jego sztuce Zdrada. Jest w niej natomiast „bezradność człowieka zarówno wobec świata zewnętrznego, jak własnej podświadomości”. „Bezradność”, bardzo wygodna, bo zwalniająca człowieka od wszelkiej odpowiedzialności za własne postępowanie i postępowanie innych.

Ale Zdrada jest przede wszystkim współczesną sztuką obyczajową, wpisaną w dość banalne perypetie tzw. klasycznego trójkąta. Pinter ukazuje „dziś” tego trójkąta, po czym — jak taśmę magnetofonową — cofa stopniowo akcję do tyłu — do „wczoraj” i „przedwczoraj” — by wreszcie dotrzeć do samej ekspozycji dramatycznej, do punktu wyjściowego.

Zdradzana żona zdradza zdradzającego ją męża. Z jego przyjacielem oczywiście, zdradzany mąż zdradza zdradzającą żonę. Z żoną przyjaciela? Nie, bo to byłby już schemat francuskiej farsy bulwarowej. Zona nie wie o tym, że jest zdradzana, mąż nie wie o tym, że żona go zdradza. A kiedy się o tym dowiadują — też właściwie nic się nie dzieje, w Warszawie mówi się w takiej sytuacji: „normalka”. I tylko to właśnie może poruszyć widza. Bo poza tym — żadnych walorów poznawczych, nic co by wykraczało poza naszą wiedzę o człowieku. Banał? Chyba banał.

Banał dobrze zagrany. Właśnie — w konwencji banału. Bez żadnych prób „drążenia w głąb postaci”. Na szczęście, bo to byłoby już nie do zniesienia. I jedyna satysfakcja i rekompensata: dobre, precyzyjne aktorstwo Elżbiety Kępińskiej, Leszka Herdegena i Edmunda Fettinga. To dużo. Ale jak na Teatr Powszechny — to jednak za mało.

Z pinterowskiego parteru wstępujemy na wyższe piętro: Wesele pana Balzaka Iwaszkiewicza.

„To wyższe piętro”, to nie tylko różnica formatu bohaterów obu sztuk, ale także różnica w formacie ich autorów. Tu też są komplikacje i perypetie miłosne, są (acz niezrealizowane) „zdrady”, ale właśnie — na znacznie wyższym piętrze. No i ten wspaniały Iwaszkiewicz owski dialog, w którym mówi się pozornie tak niewiele a tak dużo… Pięknie z dużą finezją, taktem, kulturą sceniczną wykorzystuje i wygrywa liczne podteksty postaci pani Eweliny Hańskiej — Renata Kossobudzka. Osiągnęła rzecz ważną: nie przesłaniają nam jej kreacji reminiscencje sprzed lat dwudziestu — bo właśnie niemal równo 20 lat temu w tym samym teatrze odbyła się prapremiera sztuki z Janiną Romanowną w roli ukochanej Balzaka,

Oglądając obecną realizację umocniłem się w opinii wyrażonej w recenzji sprzed dwudziestu lat, że wbrew sugestii tytułu Wesele pana Balzaka jest sztuką nie o wielkim pisarzu, lecz o pani Hańskiej. Może na taką opinię wpłynęła i ówczesna i obecna obsada postaci Balzaka. Leszek Madaliński, aktor o wspaniałych warunkach zewnętrznych, predestynujących go do ról heroicznych, romantycznych — stworzył bardzo interesującą postać, sugestywną, bogatą wewnętrznie, która jednak tak bardzo odbiegała i od znanych portretów Balzaka i o naszym wyobrażeniu o nim, iż tę jego propozycję przyjmowało się z oporami. Józef Nalberczak z łatwością podszedł na skopiowanie zewnętrznej postaci, bardzo trudno natomiast było przekonać widownię, że obcuje z genialnym pisarzem, nawet tym w schyłkowym już okresie jego życia. Nalberczak gra tylko i wyłącznie to, co jest na powierzchni dialogu. W tej sytuacji dojmujący dramat mijania się bohaterów sztuki, którzy z uporem dążą jednak do spotkania i połączenia — wbrew wszystkiemu, zmienia się na mijanie się kreujących ich aktorów. Pozostaje więc na scenie tylko mistrzowskie studium psychologiczne pani Hańskiej.

I trochę szkiców z „epoki” — zarówno historycznych (wątek konspiracji patriotycznej w postaciach Darowskiego, Apolla Korzeniowskiego i lokaja Leona), jak i obyczajowych. Wypełniają je rzetelnie i barwnie Alicja Pawlicka (księżna Wittgenstein), Kazimierz Meres (doktor Knothe), Zygmunt Hobot (bankier Halperyn), Janusz Szydłowski (Korzeniowski), J. Wołłejko i E. Kmiecińska (Sewerka i Dyzia Wyleżyńskie), M. Łącz (kucharz Anton), W. Nanowski (Leon) i J. Wyrzykowski (kozaczek).

No więc jednak jest niedosyt, wynikający tyleż z materiału autorskiego (jak pokazać geniusza, nie pokazując jego dzieła?) co z dosłowności aktorskiej interpretacji. Wolę jednak nawet taki niedosyt od Pinterowskiego „dosytu”.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji