Artykuły

Kandyd wolteriański czy polski?

Uwielbiam powiastki filozoficzne, zwłaszcza francuskie z okresu Oświecenia, wszystkie te Prostaczki, Kubusie Fatalisty, Kandydy, Emile, bohaterowie Listów perskich. Te bajki-nie bajki mają dla mnie przedziwny urok. Są pisane lekko, dowcipnie, a filozoficzne przesłanie autora – dziś czasem trącące naiwnością – wyłożone jest jasno i pięknie.

Twórczością Macieja Wojtyszki zafascynowana jestem od wielu lat. Już nie pamiętam kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z jego piękną książeczką Bromba i inne. Zachwalałam ją wszystkim. Dorośli patrzyli na mnie podejrzanie, że czytam książki dla dzieci, a młodzi przyjaciele – rozczarowani, że „tak mało się dzieje” na stronach tych opowiadań, nie rozumieli tych zachwytów. Potem były wspaniałe telewizyjne bajki dla dzieci i wreszcie znacznie poważniejsze felietony Krótki zarys męki twórczej w miesięczniku księży Michalitów Powściągliwość i Praca. Wszystko, co opatrzone jest nazwiskiem „Maciej Wojtyszko” przyjmuję jako dzieło najwyższego lotu.

Tak więc moja recenzja nic może być obiektywna.

Spektakl w teatrze POSK-u był jednym z najlepszych, jaki mi się zdarzyło widzieć na tych deskach. Wspaniała praca reżysera, który potrafił za pociągnięciem kilku gestów stworzyć sceny, wybitnie malarskie jak np. podróż statkiem czy teatr paryski. W dodatku – jak poinformowali mnie rodzimi szpiedzy – udało się Wojtyszce przenieść przedstawienie wymagające 60-osobowej obsady na scenę emigracyjną, na której zgromadzenie dziesięciu aktorów przedstawia problem.

O aktorach mogę pisać w samych superlatywach. Podobali mi się właściwie wszyscy, choć do każdego z nich mogłabym przyczepić złośliwą łatkę.

A więc – na tych „łatkach” niech skupi się moja uwaga (bo o osiągnięciach niech piszą inni). Od kogo zacząć? Wybór nic jest prosty. Wszyscy są świetni.

Nie. Nieprawda. Świetności nie ma, tak jak nie istnieje „najlepszy ze światów”.

Więc jak? Po kolei?

Nie. Od Kandyda nie zacznę. Zbyt smakowity to kąsek.

A więc profesor. Daniel Woźniak – gwiazda naszej emigracyjnej sceny, zawsze równi dobry, zawsze wchodzący w rolę całym sobą… Czy aby na pewno? Czasem odnosiłam wrażenie, że on role odgrywa, a ich nie czuje. To nie zarzut. To pewna szkoła widzenia teatru. W Kandydzie też był bez zarzutu, ale gdzieś mu zabrakło charakteru. Gdy przeistaczał się w mistrza Pankrosa, tracił na swej osobowości. Nie potrafił wyjść poza przypisaną mu przez reżysera koncepcję farsowego artysty.

Podobne trudności przeżywał Jacek Jezierzański, który, pomimo fizycznej obecności na scenie, przez połowę spektaklu właściwie był nieobecny. A potem się zjawił – jako mistrz Martin, stał się kimś, nabrał temperamentu, stał się pewny siebie (dlaczego mu tego tak brak!). Potrafił wyjść poza konwenans farsy.

Tego problemu udało się uniknąć Grzegorzowi Stachurskiemu, który był znakomitym Żydem (cóż za efekty akustyczne w pojedynku!), jak i później referentem z Eldorado. Po kilku nieudanych rolach (np. w Policjantach Mrożka), Stachurski powrócił na POSK-ową scenę w formie znakomitej. Wiedźma w Skrzypcowej duszy przeistoczyła się w równie cieleśnie „namacalnego” Żyda.

A panie? najpiękniejsze.

Od pierwszej poczynając – Doroty Kwiatkowskiej. Cóż za uroda i aktorski talent! Piszę za mało z kobiecej zazdrości. Skąd Urszula Święcicka te wszystkie wspaniale aktorki wynajduje?

Wystarczy wspomnieć drugą gwiazdę (perłę wciąż jeszcze wymagającą pewnego szlifu) – Annę Kazimierczak.

To o pół kroku starsze pokolenie, tzn. Dorota Zięciowska i Zofia Walkiewicz, zostało przyćmione, choć każda z tych pań miała również swój wybitny udział w sukcesie – Zięciowska opowiadająca tak wspaniale swą niby okrutną historię i Walkiewicz – przeistaczająca się z figury na dziobie masztu w zmysłową pannę nie najbardziej surowych obyczajów. Ale wspaniała Zosiu, po cóż było ci iść w krzyk, kiedy to chciałaś przedstawić się jako najlepsza, choć srogo doświadczona kurtyzana? Tadeusz Chudecki. No cóż. Nie umiem pisać o nim bez zachwytów. To sam żywioł i aktorski wdzięk. A Wojciech Piekarski? Wyrafinowany koneser obarczony baronowskimi, dziedzicznymi ułomnościami – śmieszny i wzruszający. Po okresie młodzieńczej urody aktor ten wchodzi w życie jako dojrzały mężczyzna. I robi to umiejętnie i z talentem.

I tu przyszło mi pisać o Kandydzie.

I cóż z tym zrobić? Wspaniale wyglądający mężczyzna, kreujący swą najlepszą na scenie POSK-u rolę, Janusz Szydłowski, był dla mnie pewnym nieporozumieniem. Tu instynkt reżyserski Wojtyszkę zawiódł. Gdzie Jest powiedziane, że Kandyd ma być urodziwy? Ma on być wyrazem swobody, niedostosowania do konwencjonalnych stosunków. Ma być wyrazem swobody i naturalności. Kandyd czyli optymizm.

A Szydłowski to typowy dobrze ułożony amant i bawidamek, ale warunki ma świetne.

W tym momencie przypomina mi się przedstawienie z początku lat 70, Kubuś Fatalista i jego pan. Podobny punkt wyjścia – powiastka filozoficzna, podobne i równie wspaniale, dynamiczne przedstawienie. Jednak tam osobą centralną był Zbigniew Zapasiewicz, czyli Kubuś. W londyńskim spektaklu Kandyda główny bohater właściwie nie wychodził poza to, że był łącznikiem poszczególnych scen. Nie przykuwał uwagi. Gdzieś podział się wolteriański Kandyd?

Pierwsza część przedstawienia przypominała mi brytyjski film Tom Jones. Dużo osiemnastowiecznej farsy – dzieci bawiące się w teatr, wulgaryzm i radość życia. Wydawało mi się, że choć to znakomite, to jednak ta konwencja nie może się utrzymać.

W drugiej części Wojtyszko potrafił odejść od ogólnych praw życiowej filozofii do politycznych satyr. Jego piosenki mogą funkcjonować znakomicie w kabaretach politycznych, Eldorado, czy też pieśń o byłych królach, którą dedykuję wszystkim u władzy, bez względu na to, czy są z tej, czy z tamtej strony granicy.

Ta druga część przedstawienia nagle ożyła. Po refleksji w czasie przerwy – jak długo możemy się tylko bawić? Nadeszły współczesne odnośniki.

Cóż za spektakl! Cóż za reżyseria! I aktorzy! I jeśli dodać znakomite teksty piosenek samego Wojtyszki, z muzyką dobrze znanego Jerzego Derfla i jeszcze efekty akustyczne, i cały podkład muzyczny, znakomite dzieło pań – Anny Dąbrowskiej i Marii Drue – to czego więcej chcieć. Chylmy czoła i wysyłajmy przyjaciół do teatru!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji