Artykuły

Żart, absurd, satyra...

Od piątku, 16 lutego, będziemy mogli oglądać w Teatrze Nowym POSK-u przesadną, komiczną, naszpikowaną dowcipem i satyrą, błaha, ale zabawną farsę Stanisława Tyma pt. Fifty-Fifty, który to angielski (nie wiem czemu właśnie angielski) tytuł da się prosto wyłożyć jako „podzielmy się po połowie”.

Chwała Bogu! „Chwała Bogu” nie dlatego, że podział ma nastąpić sprawiedliwie, uczciwie, po połowie, bo i jeden jest złodziej, i drugi złodziej, tylko że jeden to oficjalny, zawodowy włamywacz, a drugi – złodziej nieoficjalny, bo na urzędowym stanowisku. „Chwała Bogu” – dlatego, że nareszcie będzie bezpretensjonalna farsa na naszej scenie, niemądra. absurdalna, ale dająca okazję do popisu wielu aktorom, publiczności zaś sposobność do śmiechu i oklasków.

Wiele było ostatnio poważnych przedstawień. W głębi duszy nasza publiczność zaczyna już tęsknić za odpoczynkową zabawą, jaką np. był Żołnierz Królowej Madagaskaru. Powinna ją teraz mieć, i to tym bardziej, że na czele zespołu, którego jedenaście występów organizuje Urszula Święcicka, stają znani aktorzy warszawscy: Ewa Dałkowska i Mieczysław Czechowicz.

Oprócz tej pary gra 12 osób, wśród których mamy ulubieńca publiczności (z jego Fredrowskich ról) Cz. Grocholskiego; interesujące, dobrze nam znane panie: Jolantę Banak, Lenę Harrison (już widzę dla niej następną rolę, na wiosnę), urodziwą Annę Kazimierczak, Matyldę Szymańską, i nasz najlepszy kobiecy talent charakterystyczny, Krystynę Podleską.

I trzeba przyklasnąć pewnej skromnej, ale bardzo słusznej innowacji, wprowadzonej przez organizatorkę i reżysera: w małej, ale znamiennej roli zjawi się na scenie Alicja Skowron, podana w programie jako „adeptka”, to znaczy nie będąca jeszcze pełną członkinią ZASP-u. Tylko jednak w ten sposób, od czasu do czasu rzucając młodych na „głębokie wody” prawdziwego teatru, możemy sobie zapewnić przyszłe pokolenia aktorskie. Ala Skowron będzie miała debiut zgoła niesentymentalny, w kontraście do swych ładnych recytacji romantycznych wierszy w wieczorach poetyckich Olgi Żeromskiej: będzie w komedii Fifty-Fifty przysłowiową „panną z dzieckiem” w rodzinie partyjnego dygnitarza. A z kim to dziecko, i jak, i dlaczego, dowiemy się na przedstawieniu…

Grają jeszcze aktorzy albo już dobrze tu zadomowieni, albo też przebywający na stypendiach w angielskich szkołach aktorskich, rozszerzając w ten sposób doświadczenie nabyte na scenach polskich: a więc – Tad. Chudecki (uderzające zdolności charakterystyczne), Jacek Jezierzański (już zrobił tu sobie nazwisko), przystojny Janusz Szydłowski, pięknogłosy Wojciech Piekarski, oraz utalentowany Daniel Wożniak. Aż żal, że Urszula Święcicka zebrała tak znakomity zespół dla tak błahej sztuczki.

Dyrektorzy teatrów zawsze mają ambicje wystawiania dziel wielkiego repertuaru, klasycznych komedii, sztuk o znaczeniu społecznym czy filozoficznym, ale w skrytości ducha marzy o udanej, zwariowanej farsie, mającej napełnić teatralny kasę.

Niestety, dobra farsa jest rzadkością: trudniej napisać farsę niż dramat, najlepszy dowód, że więcej jest dramatów aniżeli dobrych fars. Trudniej zagrać męża zdradzającego żonę, przez żonę też zdradzanego, uwikłanego w nieprawdopodobne sytuacje, aniżeli poważną rolę. Bo przecie trzeba tak grać, ażeby nadać jakąś prawdę postaci ze świata absurdu, zyskać jakąś sympatię widza dla niecnoty i wybaczenie dla jego słabostek, bez sugerowania widowni, że wszyscy panowie na sali są nieco podobni do tego bohatera farsy.

Farsa jest równie odwieczna jak teatr: greckie sztuki satyrowe graniczą z farsą, rzymskie bezceremonialne wodewile, przynęcające pospólstwo i grane na równi z poważną tragedią, to też dorobek farsy. O potrzebie śmiechu i żywotności sztuki komicznej, zwłaszcza w jej satyrycznej wenie, świadczy zwyczaj dziewiętnastowiecznego teatru wystawiania komicznej jednoaktówki, jako wstępu do następującego później pięcioaktowego, sentymentalnego melodramatu. Ale prawdziwy rozkwit farsy współczesnej nastąpił we Francji, w dobie mieszczańskiej monarchii Ludwika Filipa i w okresie pompatycznych rządów Napoleona III, o których mówiono, że wyróżniały się zwiększeniem ilości wojska, ilości księży oraz rozkwitem domów publicznych.

Bo farsa wymaga pewnego szczególnego podłoża społecznego, a mianowicie kontrastu między oficjalną ideologią i moralnością, rzeczywistością życia, wymaga atmosfery frazesu „drętwej mowy”.

W historycznym rozwoju farsy zanika właściwie miłość: zostaje tylko erotyka. W dramacie – zdrada kochanka czy męża mogła prowadzić do tragedii, do morderstwa, do samobójstwa; w komedii – do rozbicia rodziny; natomiast w farsie – nie ma dramatu, nie ma rozwodu, co najmniej zawiedziona żona tłucze talerze, mąż nieszczerze obiecuje poprawę i kupuje futro. Nic dziwnego, ponieważ w tych związkach, które stały się punktem wyjścia komicznych sytuacji francuskiej farsy nie było miłości, były tylko kalkulacje finansowe: posag, połączenie firm, zapewnienie sobie wygodnego poziomu życia albo nawet zamożnego wdowieństwa. Nic dziwnego, że teraz zrodziła się w polskim teatrze farsa w rodzaju Fifty-Fifty.

Farsa często demaskuje ukrytą groteskową prawdę – w tej sztuce tą prawdą jest, że nie ma właściwie przedziału między zawodowym złodziejem-włamywaczem, a człowiekiem na stanowisku, „urządzającym się” za państwowe pieniądze.

Sztuka Pół na pół jest farsą o korupcji, bo kiedy farsa odżywa w krajowych warunkach, to okazuje się, że sprawy gospodarcze nawet i erotykę spychają na dalsze miejsce. Tak oto świat się toczy. Proszę zobaczyć tę panoramkę świata wicewojewody na scenie POSK-u i – samemu to wszystko osądzić…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji