Artykuły

Bomba nr 2

To nieprawda, kłamstwo i nikczemna potwarz zgoła, choć powtarzana często przez krytykowanych; że krytyk dopiero wtedy rad i bije się chwostem po lędźwiach rechocząc, gdy może zmiażdżyć dzieło jakieś lub twórcę. W istocie — podobny rozsądnemu ogrodnikowi — cieszy się najgłębiej, kiedy w doglądanym ogródku sztuki widzi krzew albo drzewo zakwitające nadspodziewanie wspaniale. Przecie i on owoce drzewa pożywa!

Dlatego tak się uradowałem, gdym w kilka dni po powrocie ze wspaniałego Henryka VI na łowach w Łodzi, mógł oklaskiwać z widowni sali kameralnej Teatru Wielkiego w Warszawie nie mniej znakomicie wystawioną Igora Strawińskiego Historię żołnierza, do czytania, grania i tańczenia. Warto przypomnieć okoliczności towarzyszące narodzinom arcydzieła, bo są jednym z dowodów wpływu życia na kształt sztuki (jakkolwiek bywa i odwrotnie!).

Strawińskiego z rodziną odcięła wtedy wojna w Szwajcarii od dalekich źródeł dochodów z Rosji, przemieniającej się z carskiej na radziecką. Bieda! Co robić? Nie opuszczający nigdy rąk kompozytor wszedł w porozumienie z zaprzyjaźnionym poetą szwajcarskim Karolem Ferdynandem Ramuz i zdecydowali się stworzyć na chybcika prościutkie, ludowe widowisko, oparte o stare klechdy rosyjskie, żeby objeżdżać z nim miasta, miasteczka, może nawet wsi okoliczne w dni jarmarków i takim sposobem zarabiać na kawałek chleba.

Przede wszystkim impreza musi być tama! W orkiestrze więc tylko siedem instrumentów, a solistów czworo: narrator, królewna, żołnierz i diabeł walczący o żołnierską duszę. Strawiński jednak nie byłby Strawińskim, gdyby z siedmiu instrumentów nie wydobył brzmienia równie urozmaiconego i ciekawego jak z całej wielkiej orkiestry, posługiwał się zaś nie tyle cytatami z folkloru rosyjskiego, ile rytmami modnych wówczas tańców: fokstrota, tanga, walca. Choreografię opracowała Ludmiła Pitojew, scenografię René Auberjonois. Przymuszona trudnymi warunkami grupa artystów stworzyła małe rozmiarami jedno z największych dzieł kameralnej sceny muzycznej.

Prapremiera 28 września 1918 r. w Lozannie była triumfem, po czym wszyscy niemal Wykonawcy i odbiorcy położyli się do łóżek, skutkiem zjadliwej grypy „hiszpanki”, która zaatakowała całą Europę. W mojej pamięci kilkuletniego dziecka (chorowałem także! a jakże!) utrwaliła się powtarzana Wokół wersja, ze to była pierwsza niemiecka próba walki bakteriologicznej. Transport jabłek z zaszczepionym wirusem grypy przesłano — via Szwecja — do Hiszpanii, żeby stamtąd zaraziła armię Koalicji. Nie przewidziano, iż choroba na granicy frontu się nie zatrzyma i szczególnie silnie uderzy w wyniszczone głodem państwa Trójprzymierza. W Berlinie, Wiedniu, w okupowanej Warszawie ludzie marli jak muchy!

W rezultacie kompania Strawińskiego nigdy w objazd jarmarków nie ruszyła, natomiast Historia żołnierza należy do częściej granych scenicznie i koncertowo dzieł Mistrza. Sam pamiętam jej polskie prawykonanie w 1928 r. w Filharmonii Warszawskiej, pod batutą Fitelberga, ze Szmolcówną-królewną i Parnellem-żołnierzem, a tekst kongenialnie przełożył Tuwim. Później, jeszcze przed wojną, oglądałem Historię w układzie Kurta Joossa, nie pomnę gdzie zagranicą. W powojennej Polsce, w 1957 r. wystawiona została w TV, reżyserowana przez Jana Kulmę, w układzie choreograficznym Wójcikowskiego, z podwójną obsadą ról: Woszczerowicz i Wójcikowski (diabeł), Siemion i Borkowski (żołnierz), Krawczykówna i Krzyszkowska (królewna); narratorem był Hańcza, dyrygował Skrowaczewski. W 1964 r. Historię żołnierza dała Opera Poznańska pod Satanowskim, choreografia — Drzewiecki, reżyseria — Krystyna Meissner, scenografia — Pankiewicz. Aliści żadna z tych czterech oglądanych przeze mnie inscenizacji nie była równie w pełni udana, jak obecna Teatru Wielkiego w Warszawie.

Zacząć chyba wypadnie od reżyserii Krystyny Meissner, całkiem nowej w koncepcji. Postać narratora, stojącą z natury rzeczy od zewnątrz widowiska, pani Meissner organicznie włączyła w nie, mądrze kierując się przesłankami historycznymi. Strawiński z Ramuzem chcieli dla zarobku obwozić Żołnierza po jarmarkach. Krystyna M. uczyniła więc narratora (świetny Tadeusz Bartosik) właścicielem cyrkowej budy, który najpierw przedstawia ludziom grajków i komediantów, a później im pomaga w odgrywaniu, co do kogo należy.

W poznańskiej inscenizacji pani Meissner pamiętam tylko odzywającego się żołnierza (P. Śliwa), a już za diabła (E. Koprucki) gadał chyba narrator, którego nazwiska zapomniałem. W Warszawie obaj młodzi tancerze, po 25 lat każdy, me tylko wyborni byli w swoich partiach baletowych, lecz i jako aktorzy — partnerzy Bartosika. Nie mało musiała się natrudzić nad nimi Krystyna Meissner, ale zasługę dzieli z dyrektorem baletu, Matią Krżyszkowską, która zarówno Jerzego Makarowskiego (żołnierz), jak Jerzego Graczyka (diabeł) jak wreszcie i Barbarę Sier (wdzięczna, sprawna technicznie królewna) wyprowadziła z głębi corps de ballet. odgadlszy w tej trójce talent i wysuwając ją na front sceny.

Układ tańców opracowała Alberte Lazzini, żona i asystent francuskiego choreografa — Josepha Lazzini, obecnie dyrektora Theatre Francais de la Danse, wcześniej baletmistrza wielu czołowych scen świata, od La Scali w Mediolanie aż po Metropolitan w Nowym Jorku. Pan Lazzini wystawi nam w kwietniu, w Teatrze Wielkim w Warszawie, cztery balety: La valse, Ravela, E=mc², Ecce Homo Bergmana i Cudownego Mandaryna Bartoka. A jeżeli w przysłanej wcześniej żonie zaprezentował tak ciekawego choreografa, możemy mieć nadzieję, że dzięki jego osobistej robocie pierwszy raz od lat ujrzymy w stolicy cykl baletów na europejskim poziomie.

Prześliczny doprawdy i wzruszający miał pomysł scenograf Marian Kołodziej, że jako elementami dekoracji posłużył się kolorowymi rysunkami dzieci z Ogniska Plastycznego Młodzieżowego Domu Kultury w Gdyni. Antoni Wicherek, coraz szacowniej dojrzewający w swej sztuce, prowadził orkiestrę i całość spektaklu z precyzją godną tym większego uznania, im piekielniej trudna jest owa muzyka. Pewne to, że łatwiej dyrygować Zderzeniami Góreckiego, w których potężnej masie brzmienia sam kompozytor się nie rozezna, niż mieć pod batutą takich siedem instrumentów, w bezustannie zmiennych rytmach, kontrapunktujących ze sobą w sposób zawile wyrafinowany, a jednak doskonale przejrzysty.

Należałoby chyba, korzystając z powrotu do kraju Leona Wójcikowskiego, ongiś pierwszego tancerza charakterystycznego w Baletach Diagilewa, teraz wytrawnego pedagoga i choreografa, uzupełnić Historię żołnierza — na przykład — Czarodziejskim sklepikiem (Boutique fantasque) z muzyką Rossiniego, i dawać ten spektakl również jako przedstawienie dla dzieci. Bo to są zachwycające bajki dla dzieci od 8 do 80 lat.

Historię żołnierza poprzedzono jednoaktową operą według J. Kochanowskiego Odprawa posłów greckich, za której skomponowanie Witold Rudziński dostał w 1963 r. Nagród ę im. księcia Monaco. Ja bym mu jej nie dał!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji