Warszawa. Kukiełkowe jasełka po latach
Saska Kępa. Pierwsza zima w czasie okupacji miasta. Sala świetlicy przy ul. Francuskiej. Tu kilkoro aktorów - zawodowców i amatorów - wystąpiło w jasełkach. Dziś, w nawiązaniu do scenariusza kukiełkowego przedstawienia sprzed lat, Teatr Bez Ziemi wystawia je ponownie - tyle że w innym miejscu.
- Mieliśmy do dyspozycji oryginalne teksty z 1939 roku - opowiada Marek Ciunel, autor scenariusza współczesnych Jasełek, które przez dwie najbliższe niedziele można oglądać w Muzeum Powstania Warszawskiego. - Maszynopis ze scenariuszem szczęśliwie się zachował, choć nasz dom został niemal doszczętnie ograbiony - wspomina córka współautorki wojennego przedstawienia Magdalena Czerwosz. Dzięki temu historia o Maryi i św. Józefie poszukujących bezpiecznego miejsca narodzin Jezusa została odwzorowana niemal bez zmian.
- W rekonstrukcji opieraliśmy się także na wspomnieniach autorek przedstawienia, dwudziestoletnich wówczas przyjaciółek: pani Wandy Wysznackiej (potem Aleksandrow) i Zofii Rendzner (potem Czerwosz) - mówi Ciunel.
Częścią dokumentacji, z której korzystała grupa z Białegostoku, były też archiwalne fotografie ze spektaklu na Saskiej Kępie. Tych jednak ostało się niewiele i do tego widać na nich zaledwie kilka z dwunastu lalek i część oryginalnej scenografii. - Aby w widowisko znów tchnąć życie, resztę trzeba było po prostu dopowiedzieć - mówi Ciunel.
Nie to jednak było największym wyzwaniem dla twórców nowych jasełek. Choć treść jest uniwersalna, to wraz z upływem lat zmieniają się wymagania publiczności - dzieci stają się coraz bardziej wymagające. Ale jak się okazało, wystarczyło odtworzyć dawny klimat, by zainteresować dzisiejszą młodą widownię.
Gdy na trzypoziomowej scenie w muzeum ukazują się bajkowe postaci zwierząt, dzieci reagują bardzo żywo. - Wilk, słoń i ten rapujący zając pomagają znaleźć w lesie dobre miejsce dla Syna Bożego - tłumaczy siedząca na workach rozłożonych przed szopką pięcioletnia Ania.
Przyglądająca się to przedstawieniu, to reakcjom publiczności mama dziewczynki, nie kryjąc wzruszenia, dodaje: -Spoglądam na moją córkę i uzmysławiam sobie, jakie znaczenie miało to przedstawienie kiedyś. Wszyscy przecież wiedzieli już czym jest wojna i w ten sposób pragnęli ustrzec przednią dzieci.
Muzeum Powstania Warszawskiego, ul. Grzybowska 79 (sala z Liberatorem), 20.01 i 27.01, godz. 12, wstęp wolny.
***
Fragmenty wspomnień Zofii Czerwosz o praskiej świetlicy: - Jesień 1939 roku była piękna, za piękna. Wielu miało nadzieję, że gdy zaczną się roztopy i pluchy, polskie drogi utrudnią ruch niemieckich pojazdów, a wiatr i niskie chmury powstrzymają naloty. Nic z tego! Pogoda była świetna. Za to zima przyszła ostra i sypnęło śniegiem. Organizacja w Warszawie była zupełnie rozprzęgnięta. Brakowało żywności i węgiel ze Śląska nie dochodził, więc elektrownia ograniczała dostawę prądu. (...) W świetlicy, na ulicy Francuskiej, bywało po kilkadziesiąt dzieci, było skromnie, ale ciepło, widno i nikt nie był głodny, dzieci miały też opiekę. Czterej chłopcy usilnie pragnęli się uczyć, przychodzili więc do nas i moja matka prowadziła z nimi lekcje z przedmiotów humanistycznych. (...) Na jesieni grono aktorów postanowiło na Saskiej Kępie urządzić szopkę polską dla dzieci. Wybraliśmy tekst Wandy Wysznackiej. (...)
W letnich miesiącach świetlica przenosiła się nad Wisłę, bo klub naprzeciw ulicy Zwycięzców zaofiarował swój teren i baraki, o tej porze roku puste, bez łodzi. Wisła była wtedy jeszcze czysta i dzieciaki mogły kąpać się w nadbrzeżnych płytkich łachach. Kłopot stanowiło tylko: jak je zwody wyciągać!