Artykuły

Dobra historia

Wszystko tu jest dobre: historia opowiedziana raz jeszcze w dramacie Tadeusza Słobodzianka, obsada i reżyseria przedstawienia Sceny na Woli.

Niedźwiedź Wojtek to sztuka oparta na autentycznych zdarzeniach, które wpisując się w dzieje II Korpusu, skupiają niczym w soczewce wojenne i powojenne losy Polaków. Temat i jego bohater wydają się pozornie nieteatralni. O ile jeszcze wędrówka żołnierzy armii Andersa z Iranu przez Irak, Palestynę, Włochy po Szkocję stanowić może materiał na scenariusz, o tyle postać syryjskiego brunatnego niedźwiedzia przygarniętego w 1942 roku w Persji przez 22 Kompanię Zaopatrywania Artylerii jest w oczywisty sposób trudna do pokazania i zagrania na scenie.

Śmiały zabieg, jakiego dokonuje Słobodzianek, polega na tym, że Niedźwiedź nie tylko staje się najważniejszym bohaterem dramatu poprzez skupienie na sobie uwagi żołnierzy (i naszej), towarzyszem ich wojennej drogi, lecz jednocześnie tym, który jako narrator omawia i komentuje wszystkie mniej lub bardziej istotne wydarzenia. Niedźwiedzi punkt widzenia jest tu bodaj najważniejszy. Więcej – relacje z nim służą pozostałym postaciom (o różnych korzeniach i wyznaniach), odkrywaniu pojedynczych losów i zarazem zbiorowej historii polskiego narodu. Są wśród nich: pełen temperamentu huculski zawadiaka Kosma, wilnianin o niemieckim rodowodzie – Maks, student o lewicowych poglądach, skrywający żydowskie pochodzenie – Terlecki, polski Żyd, aktor i kabareciarz z Krakowa Grynberg, ginący pod Monte Cassino, 16-letni Mały, który zdążył już pochować wywiezione wraz z nim na Syberię matkę i siostrę, kieszonkowiec Skwara ze Lwowa, Antoniuk z Podlasia.

Zaczyna się od przejmującego monologu Wojtka – opisu śmierci niedźwiedzicy zastrzelonej przez myśliwych na jego oczach, następnie obrazu przekazania go żołnierzom. Dalej następuje już ich wspólna tułaczka: proces oswajania, tresowania zwierzęcia, życie codzienne w korpusie – ćwiczenia żołnierzy (w których nierzadko bierze udział również Niedźwiedź), małe przyjemności, święta, śmierć przyjaciela, wreszcie – koniec wojny, rozstanie z najbliższymi, przeprowadzka do klatki w edynburskim zoo.

W historii Wojtka przeglądają się losy towarzyszy broni. W jego oczach – ich osobiste wyznania. Staje się on nie tylko maskotką, ale kompanem na śmierć i życie, powiernikiem najskrytszych obaw i pragnień. W swojej bezinteresowności, ufności i naiwności okazuje się często lepszy od wojskowych – bardziej ludzki. Zostaje przysposobiony do roli pomocnika noszącego skrzynie z amunicją, a jednocześnie pozostając w centrum żołnierskiej wspólnoty – kształtuje panujące relacje, zmienia serca.

Niedźwiedź w sztuce Słobodzianka (i w przedstawieniu Ondreja Spišáka) jest opowiadaczem historii, mistrzem ceremonii i spowiednikiem. Jego wkład przypomina basso continuo w wielogłosowej pieśni o ludziach i czynach, skomplikowanych biografiach naznaczonych cierpieniem, słabością i heroizmem na przemian. Tragikomiczne dzieje Wojtka można uznać za metaforę losu polskiej Armii Andersa, jej członków rozczarowanych powojennymi rozstrzygnięciami. Brzmienie tej pieśni, wykonywanej bez zadęcia, okraszonej poczuciem humoru, pozbawionej patriotyczno-martyrologicznego diapazonu, wydaje się nadzwyczaj prawdziwe, wypada bezpretensjonalnie i naturalnie.

Z pewnością do takiego efektu przykłada reżyserską rękę Ondrej Spišák. Twórca, któremu od lat Słobodzianek powierza chętnie swoje sztuki, a ich współpraca za każdym razem przynosi świetne rezultaty.

Scenę, niczym arenę cyrkową wysypaną szarym piaskiem, Spišák otacza z czterech stron widownią. Niedźwiedź i pozostali „zawodnicy” stają się niejako aktorami wędrownego teatru jarmarcznego, który notabene jest istotną częścią artystycznego doświadczenia słowackiego reżysera. Tak proste rozwiązanie określa przestrzenne, a co za tym idzie także emocjonalne relacje między postaciami. W konsekwencji determinuje środki wyrazu, ograniczając do niezbędnego minimum elementy scenografii i rekwizyty, przenosząc cały ciężar akcji nie tylko na wypowiadane słowo, ale i fizyczne działania aktorów, z wykorzystaniem ich sprawności ruchowej. Rzecz jasna, to nie popisy cyrkowe są tu celem, lecz bezpośrednia, intensywna i afektywna obecność postaci, wymuszona niejako cielesnością i fizycznością Niedźwiedzia. Kontakt między nimi nie może być inny, jak wyrażony właśnie poprzez gest, dotyk, objęcie, próbę sił czynioną w zapasach. Bliskość definiuje tutaj porozumienie, także z widownią. Na postawione przez reżysera zadania z powodzeniem odpowiadają aktorzy – w większości bardzo młodzi, a nawet debiutujący: przede wszystkim znakomity Michał Piela w roli uczłowieczonego (dosłownie i w przenośni) Wojtka, a dalej: Otar Saralidze jako Kosma, Eryk Kulm – Maks, Kamil Pruban – Terlecki, Kamil Mróz – Grynberg, Marek Gawroński – Mały, Kamil Siegmund – Skwara, Sebastian Skoczeń – Antoniuk. W różnorodności i odrębności kreowanych postaci, gdzie każda opatrzona zostaje znakiem rozpoznawczym i oryginalnym rysem, tworzą zgrany zespół. Budząc sympatię od pierwszej chwili, potrafią utrzymać naszą uwagę przez blisko dwie i pół godziny trwania spektaklu, odsłaniając stopniowe tajemnice zamknięte w życiorysach, aż do ostatniego momentu, w którym nastąpi gorzkie rozpoznanie nowej rzeczywistości – przez wszystkich bohaterów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji