Artykuły

Gdzie się podział nos?

Punktem wyjścia opowiadania Nos, które Janusz Wiśniewski zrealizował w Och Teatrze, stała się anegdota. Początkowo wydawcy odrzucili tekst Mikołaja Gogola, uznając go za płaski i mało oryginalny. Dopiero Aleksander Puszkin doprowadził do ogłoszenia drukiem genialnej noweli będącej dramatem psychologicznym, horrorem, thrillerem, małą prozą fantastyczną, farsą, satyrą obyczajową i komedią w jednym.

Jak bowiem określić historię, w której część ciała, w tym przypadku nos, opuszcza twarz swojego właściciela, uniezależnia się od niego, nabiera cech ludzkich i w mundurze radcy stanu jeździ karocą po Newskim Prospekcie? Fabuła, mogąca wzbudzić zainteresowanie takich reżyserów, jak David Cronenberg lub David Lynch, napawa grozą, śmieszy do łez, a groteskowa, wypadająca z formy rzeczywistość obrazuje figurę ludzkiego losu.

Gogol tworzy, rzecz jasna, jadowitą satyrę na „małych ludzi” i kult rangi będącej czymś na kształt fetysza determinującego ich życie. Autor wykracza jednak poza prosty schemat diagnozy społecznej. Podważa zasadę prawdopodobieństwa, rozluźnia logiczne związki między zdarzeniami, wyraźnie zrywając z modelem literatury uprawianej ku pożytkowi społecznemu. Gogol szydzi z tego wzorca literackiego i obnaża jego niedorzeczność. Na przekór wskazanym tendencjom, celowo komplikuje fabułę opowiadania. Nie wyjaśnia również, czy mamy do czynienia z urojeniami Majora Kowalewa, posiadacza wspomnianego nosa, czy też z absurdalną sytuacją, która przytrafia się bohaterowi? Choć autor zaskakuje czytelników happy endem, finał potęguje uczucie niejasności i mnoży domysły. 

Janusz Wiśniewski, jak się zdaje, rozumie Gogolowski absurd nie tylko jako sytuację egzystencjalną, ale przede wszystkim jako rodzaj zawieszenia między światem żywych i umarłych, ludzi i duchów, którzy pospołu krążą po ulicach Petersburga. To miasto, niejednokrotnie ukazywane przez Gogola jako okrutne i demoniczne, w spektaklu przywodzi na myśl czyściec, gdzie Major Kowalew odbywa karę w postaci niekończącego się poszukiwania własnego nosa. Tak rozumiana kategoria absurdu otwiera przestrzeń, do której idealnie pasują wymyślone przez Wiśniewskiego typy postaci. Widz łatwo dostrzeże, że mamy do czynienia ze stworzonymi na podobieństwo człowieka manekinami czy nadmarionetami, ożywającymi na naszych oczach wbrew prawu natury. Wrażenie to potęgują ich sformalizowane, mechaniczne gesty i ruchy oraz na biało pomalowane trupie twarze – maski.

Nosie aktorzy tworzą osobliwe panoptikum. Major Kowalew (Jarosław Boberek) miota się po ulicach Petersburga w poszukiwaniu utraconej część ciała. Nos z kolei zjawia się w dwóch postaciach: w swojej własnej, jako lustrzane odbicie bohatera (Mirosław Kropielnicki), oraz jako radca stanu (Michał Barczak), osobny byt, w niczym niepodobny do właściciela, który baletowym, efektownym krokiem porusza się po scenie. Tak jak nos występuje w dwóch rolach, tak też Gogolowski bohater odsłania inne, upiorne wcielenie (Maciej Wierzbicki), będące czymś na kształt sobowtóra stąpającego za nim krok w krok. Wiesław Komasa w roli Obserwatora-Narratora i Elżbieta Jarosik (Królowa Elżbieta), którzy pracują z Wiśniewskim nie od dziś, świetnie poddają się formie tego teatru. Galerię postaci dopełniają Kiksa Kołodziejczyk, Barbara Zgorzalewicz, Magdalena Wróbel oraz Ewelina Szostkowa.

Mimo bardzo dobrych ról Nos nie jest spektaklem do końca udanym. Reżyser nie wykorzystuje potencjału fabularnego prozy Gogola. Opowiedziana historia staje się dla niego pretekstem, żeby domknąć jej otwartą formę, na przekór intencjom autora. Tymczasem siła doskonałej noweli tkwi w prostocie i niedopowiedzeniach dopuszczających wiele możliwych interpretacji. Wykorzystanie w spektaklu passusów z Mickiewicza czy Eliota, a przede wszystkim wersetów z Księgi Koheleta buduje nienaturalny, zbyt wyrafinowany i niejasny kontekst, który nie pasuje do bezpretensjonalnej Gogolowskiej prozy. Pomysły te rozbijają rytm spektaklu i narrację utworu, każąc publiczności szukać związku między cytatami a zaczerpniętymi ze świata literackiego epizodami.

Wizja teatru Janusza Wiśniewskiego posiada rozpoznawalny, osobny, autorski rys. Można powiedzieć, że reżyser od lat realizuje jeden i ten sam spektakl, a wymyślona przez niego formuła sprawdza się jako rama dla tekstów pochodzących z różnych porządków. Tak stało się i tym razem. Zawiódł jednak pomysł dopisania nieobecnych u Gogola treści, które tworzą trudną do rozwiązania łamigłówkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji