Artykuły

Smutna historia o niczym

Streszczenie przedstawienia "Domu wariatów" w warszawskim Teatrze Ateneum zawiera się w słowach reżysera i autora sztuki Marka Koterskiego: Gdy­bym jednak musiał odpowiedzieć najkrócej, o czym jest "Dom wa­riatów" - powiedziałbym: to sztuka o niczym, ale to nic wy­pełnia jej bohaterom życie.

"Dom wariatów" jest przygnę­biającym obrazem życia rodzin­nego - instytucji małżeństwa, w której panują postawy niena­wiści i pogardy. Jest takie opo­wieścią o samotności, niemożności porozumienia, braku uczu­cia i szczerych relacji między­ludzkich.

Postacie poruszają się tu w ograniczonej przestrzeni, któ­rą tworzy dekoracja przedsta­wiająca tradycyjne wnętrze miesz­czańskiego domu. Jest to świat zamknięty, w którym na czas trwania spektaklu zostaliś­my uwięzieni również my - wi­dzowie, podglądacze wycinka codzienności pewnej rodziny. Scena ma być dla nas lustrem, odbijającym znaną nam rzeczy­wistość, choć oczywiście zacho­wujemy świadomość tego, że jes­teśmy w teatrze. Czas przedsta­wienia jest także zamknięty, w istocie to bezczas, unierucho­mienie wydarzeń, przecież "nic się tu nie dzieje" i "nic się nie wydarzy". Nie ma postępu, a więc nie ma czasu. Bohatero­wie nie widzą celu swoich dzia­łań, tak naprawdę nie odczuwają potrzeby, aby cokolwiek zmienić w swoim życiu. Uwięzieni w wiecz­nej teraźniejszości, muszą mó­wić, żeby trwać, jak u Becketta. W rezultacie groteskowy jest Ojciec (Gustaw Holoubek) w swoich powtarzalnych, pozba­wionych sensu czynnościach: w składaniu i rozkładaniu spod­ni, trzepaniu skarpetek, kolek­cjonowaniu starych biletów. Jest on przy tym bardzo uroczysty, robi to, jakby odprawiał jakiś ceremoniał. Śmiech na widowni wywołuje np. moment, kiedy po­jawia się z siekierą, aby "na­prawić" but. Rytuałom Ojca towarzyszy często słowny komen­tarz Matki (Ewa Wiśniewska).

Jednak ta ludzka komedia nie jest do śmiechu. Podszyta jest tragizmem. Mówienie zmie­rza do milczenia, szereg nieistot­nych czynności do braku działa­nia, a życie bohaterów do nieist­nienia. Jest taka chwila w przed­stawieniu, kiedy postaci zasty­gają w swoich sztucznych ges­tach, budując niemy obraz będą­cy kwintesencją niemocy. Ojciec wpatrzony bezmyślnie w foto­grafię, wzrok syna zawieszony gdzieś w próżni i palec Matki wodzący po stole.

Komunikacja bohaterów Koterskiego jest niemożliwa, nie potrafią oni się kochać i nie potrafią ze sobą rozmawiać. Matka mówi nieustannie o spra­wach błahych, Ojciec milczy, a starszy Syn Gigi (Grzegorz Damięcki) oznajmia kilkakrot­nie: Ja nie palę. Dom rodzin­ny staje się metaforą więzienia. Matka i Ojciec skazani są na siebie - i uwięzieni w swoich bezsensownych dialogach. Są zależni od siebie, a także już pogodzeni z rolami - Matki, Ojca, Syna. Pragnienie wyzwo­lenia jest im obce.

Nasuwa się skojarzenie z fi­lozofią Gombrowiczowską, z problematyką Gry i Formy. U Gombrowicza jednak widocz­na jest próba odrzucenia reguł, wyzwolenia się z zewnątrz na­rzuconego kształtu. Człowiek pragnął być u niego autentyczny, a tragizm polegał na desperac­kim pragnieniu wiarygodności. Tutaj Adaś - młodszy Syn (Bar­tosz Opania) - jest zależny od swoich rodziców w tym sensie, że sam również nie potrafi dzia­łać. Próbuje się buntować, ale jest tylko synem swoich rodzi­ców i nie może od tego uciec. W pewnej chwili, tak jak Ojciec, zaczyna wykonywać mechanicz­ne czynności (wstaje, przeciera krzesło, znowu siada): niemoc okazuje się dziedziczna.

Kiedy widowisko dobiega końca publiczność ma prawo po­czuć się wolna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji