Artykuły

Chodzący paradoks

- Jestem słabo ulokowany w środowisku filmowym - nie bywam, nie cmokam i nie podlizuję się nikomu - mówi JAN PESZEK, krakowski aktor.

Łukasz Maciejewski: - Przez wiele lat byłeś aktorem właściwie nie odkrytym. W latach siedemdziesiątych grałeś bardzo dużo w teatrze, ale - poza miłośnikami sceny - mało kto o tym wiedział.

Jan Peszek: - Tak, długo byłem "nie odkrytym" i - to tylko pozorny paradoks - bardzo szczęśliwym aktorem. Grałem dużo, kochałem swój zawód, byłem gotowy na spotkanie z czymś nowym...

Młodość i dzieciństwo spędziłeś w Andrychowie.

- Jestem chłopcem z prowincji. Osiemnaście najszczęśliwszych, beztroskich i radosnych lat mojego życia spędziłem w górach, uprawiając wszelkie możliwe sporty i nie przyjmując do wiadomości, że życie może boleć.

Jakim byłeś chłopcem?

- Byłem przede wszystkim leniwy, bujałem w obłokach, tak naprawdę w ogóle się nie uczyłem, poza jednym przedmiotem.

- Język polski?

- Nie, uczyłem się biologii. Miałem świetnego pedagoga, profesora Zielińskiego, który potrafił tak mnie zainspirować, że całymi dniami kolekcjonowałem najbardziej zjawiskowe okazy flory i fauny. Pamiętam jego rozpacz, kiedy dowiedział się, że będę zdawał na wydział aktorski, że nie zostanę biologiem.

Do szkoły teatralnej dostałeś się jednak za pierwszym razem.

- Trafiłem z listy rezerwowej. Ja to nawet rozumiem, nie pasowałem do tego artystycznego środowiska - byłem prowincjuszem, marzycielem, sportowcem...

Spektakle, w których grasz, wymagają od Ciebie doskonalej sprawności.

- Ćwiczę pracując, ciągle jestem aktywny. W tym roku po raz pierwszy przypiąłem narty biegówki. Dolina Chochołowska została wzięta! W czasie wakacji dużo pływam.

W Twoje ślady poszła córka, Maria, gwiazda muzyki i aktorka stołecznego Teatru "Studio", także syn Błażej, pracujący w krakowskim Starym Teatrze.

- Marysia, jak mi się wydaje, jest pełną, bardzo ciekawą osobowością, znakomicie odnajdującą się w intrygującym, muzycznym repertuarze, jest też aktorką poszukującą. Ogromny potencjał ma Błażej. W łódzkim Teatrze Nowym zagrał wiele pięknych ról, o których niewiele osób wie.

Ciekawym fragmentem Twojej biografii była egzotyczna wyprawa do Japonii.

- Pierwszy raz pojechałem do Japonii pod koniec komunizmu. Jechaliśmy w osiemnaście osób - najpierw tanimi liniami lotniczymi dofrunęliśmy do Habarowska, dalej koleją transsyberyjską do Władywostoku, wreszcie promem "Czernienko", na pokładzie którego trwała niekończąca się dyskoteka, dotarliśmy do Jokohamy. Japonię pierwszy raz poznałem jako biedny turysta z Polski. Nie byłem tym spotkaniem jakoś szczególnie zachwycony

O następnych, jak to często bywa, zadecydował przypadek z dużymi sukcesami, występowałeś aż dziewięć lat.

- Rok później pojechałem do Japonii ponownie, tym razem z krakowskim Starym Teatrem, graliśmy "Hamleta" Szekspira w reż. Andrzeja Wajdy, równolegle zaproponowano mi współpracę z ambitnym, rozpoczynającym wówczas działalność teatrem "X". Tak się zaczęło.

Jeżeli całościowo przyjrzeć się Twojej teatralnej, a i filmowej biografii, widać wyraźnie, że wspólnym mianownikiem aktorskich poszukiwań Jan Peszka są postaci różnych dziwaków.

- Przyjmuję role dziwaków z rozkoszą, bo spotkanie z nimi daje szansę na poznawanie ludzi, świata, siebie w tym świecie. Ludzie są skomplikowani, składają się i z piękna, i z brzydoty, z podłości i wzniosłości; która z tych cech ostatecznie zwycięży, zależy od wielu spraw, które przydarzają się człowiekowi w życiu i nad którymi tylko częściowo panujemy.

Wyobrażam sobie odważne, ryzykowne role, których już nie zagrasz, bo nikt Ci ich - w tym kraju, w tej rzeczywistości - nie zaproponuje.

- Jestem słabo ulokowany w środowisku filmowym - nie bywam, nie cmokam i nie podlizuję się nikomu. Wojciech Has zobaczył mnie kiedyś w jakiejś etiudzie studenckiej, i potem przez trzy lata czekał z propozycją, żeby zaangażować mnie do "Pismaka". Trzeba mieć swoją wyrazistą gębę i trzeba kochać to, co się robi. Niezależnie od tego, czy gram homoseksualistę, czy - jak w "Uroczystości" Grzegorza Jarzyny - człowieka, który molestował swoje dzieci, albo ponurego Fiodora Karamazowa u Krystiana Lupy, zawsze oddaję się tym postaciom bez reszty.

Z jednej strony Jan Peszek to artysta ciągle poszukujący, ostry w sądach, otwarty na wszelkie eksperymenty, z drugiej melancholijny marzyciel, niedoszły sportsmen, ale także intelektualista, który jest zawsze punktualny, najczęściej uśmiechnięty.

- Jestem chodzącym paradoksem: jest we mnie szaleństwo i zapamiętanie w pracy, ale także potrzeba harmonii, precyzji i perfekcjonizmu. Ten mój bieg przez życie, szukanie coraz to nowych bodźców bierze się z ogromnej ciekawości ludzi, ale także ciekawości poznania siebie, zadawania sobie tych samych pytań - kim jestem, a kim jeszcze mógłbym być? W każdym człowieku siedzi diabeł, jest piekło i niebo. Dążenie do doskonałości, do harmonii to pogodzenie się z piekłem i niebem w sobie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji