Artykuły

Krokiet, Krokiet

"Odprawa posłów greckich" w reż. Michała Zadary w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Krokiet, Krokiet

"Wielopole, Wielopole" Tadeusz Kantor

Gdzie jest krokiet? Długo dumałem, iż kluczowym sekretem wyreżyserowanej przez Michała Zadarę "Odprawy posłów greckich", więc i kluczowym sekretem najmłodszego teatru polskiego oraz całej naszej ojczyzny, jest dziś sekret zupełnie inny. Owszem, porównywalnie głęboki - lecz nieporównanie mniej jadalny.

Oto w połowie seansu, w jednej trzeciej potężnej recytacji aktora Chrząstowskiego, któremu nie pomagają nawet sztuczne wąsy, przez chwilę do wargi przytwierdzone dzięki białej gumce od bielizny - kreująca rolę Kasandry aktorka Wysocka podczołguje się do Chrząstowskiego. Nad białym prostokątem sceny zawisa niepokój. Napięcie puchnie. Chrząstowski mocuje się z frazami Jana Kochanowskiego, żyły aktora osiągają punkt krytyczny. A Kasandra?

Jest blisko, coraz bliżej, tuż, tuż. Gdy bliżej już się nie da, drżącymi palcami obejmuje prawą, w nogawce doskonałego garnituru skrytą nogę Chrząstowskiego, rozgląda się wokół chciwie, jakby czegoś w panice szukała, po czym, nie znalazłszy, wtula nos w nogawkę i - smarka. Długo, solidnie, treściwie. Przez gmach Narodowego Starego Teatru sunie trąbienie godne helikonu.

Tak, budyniem przeziębienia znaczy Kasandra portki recytatora, któremu nie pomogła nawet elastyczna resztka majtek na głowie. Wstrząsające. Polszczyzna Jana z Czarnolasu, przy rzepce kolanowej nicowana katarkiem młodej, współczesnej, dzielnej polskiej kobiety. Tak dzielnej, że czapkę wdziewa (Wysocka gra z głową otuloną włóczką) dopiero, gdy zatoki totalnie zajęte. Wróćmy do sedna.

Otóż, w jednej trzeciej przegranego monologu Chrząstowskiego pomyślałem, że inaczej niż większość członków pospolitego ruszenia młodzieżowej awangardy teatralnej Zadara stawia Polsce zagwozdki naprawdę głębokie, choćby tę, z gruntownego przemyślenia arcydzieła "Odprawa posłów greckich" wynikającą, szalenie głęboką zagwozdkę: dlaczego Kasandra nie ma chusteczek higienicznych?

Uradowało mnie to odkrycie, albowiem lubię, kiedy teatr stawia mądre pytania. Z drugiej strony, spłoszony byłem, poznawczo skołowany, gdyż zbyt wiele detali - aktorskich gestów i min, inscenizacyjnych konceptów - nijak nie pasowało do fundamentalnego problemu higienicznych chusteczek zasmarkanej wieszczki walczącej z zatkanym nosem za pomocą cudzych portek. Na przykład - układ widowni. Dlaczego siedzimy na scenie i patrząc na biały kwadrat gry cały czas widzimy w dali - pustą widownię? No, dlaczego?

Wszystko wyjaśnia finał. Chrząstowski wlecze oto przez pustą widownię kompletnie gołego aktora Rozmusa. Blady zad na krawędziach pokonywanych foteli błyska niczym grzbiet delfina w falach Taorminy. Wlecze Chrząstowski kaszalota Melpomeny, do białego kwadratu dowleka i tu go, bladym zadem w sceniczne niebo zwróconego, porzuciwszy - na odchodnym oblewa... czerwonym barszczykiem! Wtedy też, ściśle przy chlupocie, detale wcześniej mętne nabierają znaczeń czystych.

Aktorka Duda - Pani Stara, od początku wie, że na końcu zaserwują barszczyk bez krokieta, więc na dno filiżanki po kawie gapi się w nadziei, że wypatrzy krokieta! Antenor (Roman Gancarczyk) i Aleksander (Błażej Peszek) wciąż za papierosy nerwowo łapią, gdyż wiedzą, że barszczyk bez krokieta to gorzej niż śledzik bez wódki! Aktorka Paluch jako Helena ani chybi pragnie, by podrzucane przez nią kamyki zmieniły się w locie w krokiety z kapustą!

Kochanowski a` la Zadara, od pierwszej minuty przedstawienia zdaje się być Czarnolasem przeszytym tęsknotą za krokietem. Z boku placu gry kolebiący się nad potencjometrami "didżej" Strycharski wciąż wypuszcza w powietrze warkoczyk sylab: szy... ky... ky... szy... W finale wreszcie pojmujemy - on nakłania: "szukaj krokieta... krokieta szukaj..." Ulisses (Jan Peszek) i Menelaus (Ryszard Łukowski) przychodzą więc tylko na chwilę...

Jak po ogień przybywają, bo w istocie to rodacy - Janek i Rysiek - którzy za chwilę tanimi liniami do Edynburga lecą po krokiety! Wdzianka mają godne Balic jesienią i godne pysznej frazy krakowskiego poety, który jak ich zobaczył, rzekł: "Odprawa celna posłów greckich". Wyjaśnia się też mrok twarzy Priamusa (Leszek Świgoń). Gdy śledzi trud czołgającej się Wysockiej, rysy jego dowodzą, że dusza nuci legendarny song zazdrości: "Wy młodzi, wy młodzi, wam barszczyk solo nie zaszkodzi...".

Tak, w finale Zadara odkrywa karty, nade wszystko - pokazuje, że Kasandra czołga się nie w celu wydmuchania nosa. Ergo - sednem dzieła Zadary nie jest wstrząsające pytanie: dlaczego Kasandra nie ma chustek higienicznych? Prawdziwe sedno to zagwozdka: gdzie jest krokiet? Czy może dziwić, że Kasandra, dostrzegłszy nieludzką samotność czerwonego barszczyku na bladym zadzie idealnie gołego, na brzuchu drzemiącego aktora - traci zmysły? Nie może. I właśnie o tym jest wstrząsająco gorzki spektakl Zadary - o tragicznym losie dzielnej Polki w ciemnej epoce wolnego rynku bez krokietów.

Oszalała z bólu Kasandra nasza, prawie Kasia, tapla się w samotnym barszczyku. Świat jest niesprawiedliwy... Tapla się Kasandra-Kasia i dzielnymi łapkami mazia na białej ziemi czerwony napis, który krzyczy do nas: KONIEC... Zapadają ciemności. Szkoda. Wielka szkoda, bo gdyby tak goły aktor Rozmus w pełnym świetle odwrócił się na plecy, oszalała nasza Kasia może dostrzegłaby swego wymarzonego krokieta, my zaś - istotę dzieła Zadary?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji