Artykuły

Babskie rządy

"Sejm kobiet" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Już poczciwy Arystofanes odkrył w sztuce "Sejm kobiet", że gdy mężczyźni przestają sobie radzić, do akcji wkraczają kobiety. Poczciwy starzec wymyślił, złośliwy w swoim mniemaniu, sposób na ratowanie demokracji ateńskiej, powierzając rządy w państwie płci pięknej. Kazał jej przedstawicielkom ogłosić nowe prawa, które brzmiały równie głupio, jak głupio musiały panie wyglądać w męskich chitonach. Według jednej z ustalonych przez nie ustaw, w państwie obowiązywać miała wspólna własność oraz powszechna równość. Poczciwy Arystofanes był złośliwym antyfeministą, który z góry zakładał, że rządy kobiet mogą doprowadzić do absurdu w czystej postaci.

Otto Weininger w swojej książce "Płeć i charakter" posunął się jeszcze dalej. Oświadczył, że kobieta nie istnieje, bo przeczy temu jej alogiczny umysł i takiż charakter. Mikołaj Grabowski znalazł pokrewieństwa w tych dwóch tekstach i połączył je w jeden spektakl, którego premiera odbyła się na scenie Starego Teatru. Tyle tylko, że w jego spojrzeniu ta wojna płci ani śmieszna, ani tragiczna nie jest. Dlatego też pozostałam w pełni obojętna wobec tego, co działo się na scenie. A działo się tam tak, jak to u Grabowskiego często bywa.

Przedstawiona rzeczywistość potraktowana została z "grubej rury", w estetyce, która mi specjalnie nie odpowiada. Począwszy od scenografii autorstwa Jacka Uklei, przedstawiającej kiczowatą kanapę i falisty mur, przez który wchodzi się do domu bohaterów, poprzez pójście na łatwiznę i sfilmowanie niektórych bardziej kłopotliwych scen, aż po prowadzenie aktorów w poetyce telenoweli noszącej znamienny tytuł "Kiepscy". Rozkraczają się oni na rzeczonym meblu, pokazując w przypadku Mieczysława Grabki i Aleksandra Fabisiaka niezbyt estetyczne uda, ukryte pod damską spódnicą. Przebrane w garnitury kobiety, w rolach których wystąpiły: Dorota Pomykała, Katarzyna Gniewkowska, Aldona Grochal, Magda Jarosz i Beata Malczewska, swoje racje przedstawiają przejmując typowe męskie gesty i nie szukając w swoich postaciach płciowej dwuznaczności nawet wtedy, gdy jako antyczny chór recytują teksty Weiningera.

Niewiele dowiedziałam się o wojnie płci z "Sejmu kobiet" - przedstawienia, w którym ostatnie słowo jakie pada to "genitalia". Żeby zostać oświeconą, że do tego ta wojna się sprowadza, nie musiałam iść do Starego Teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji