Artykuły

Napój, lokomotywa i gwiazda

Dość dawno minęły te czasy, gdy kształt sceniczny opery pozostawał sprawą całkowicie drugorzędną i podlegał utartym schematom. Dziś reżyserzy prześcigają się w poszukiwaniu oryginalności i tworzeniu z opery „prawdziwego teatru”

Giovanni Pampiglione i Santi Migneco — autorzy inscenizacji Napoju miłosnego — w sposób przewrotny, zdają się czynić coś całkiem przeciwnego utrwalają tradycyjne, acz wyidealizowane i z lekka stylizowane wyobrażenie dziewiętnastowiecznego teatru operowego w swej najczystszej konwencjonalności Powstaje rodzaj teatru w teatrze. Już przy dźwiękach uwertury zapowiada go oświetlona mocną czerwienią kurtyna Ukazany za nią świat, mimo pozorów realizmu, jest wyraźnie upiększony. Nie brak w nim barwnych niespodzianek i rekwizytów, łącznie z buchającą parą lokomotywą… Zatrzymywane w teatralnych pozach i gestach postacie są częścią tego sztafażu. Ożywają jednak i nabierają autentyzmu wydobywają się jakby z teatralnej konwencji, ukazując w niej inną, głębszą perspektywę — paradoksalnie, za sprawą muzyki. Cóż za komfortowa sytuacja! Śpiew, muzyka — odzyskują oto, zagubioną gdzieś pod pokładami powielanej sztampy, artystyczną prawdę sztuki operowej.

Może właśnie dlatego od pierwszej chwili tak łatwo ma się ochotę przejść do porządku nad samą inscenizacja — jest ona tak czysta i przejrzysta — by poddać się urokom pięknej i bezpretensjonalnej, acz dosyć błahej w treści opery Dinizettiego.

Premierowa pozycja przynosi zresztą nie byle jaką atrakcję Jest nią niewątpliwie udział Izabeli Labudy — artystki, która na naszych oczach, niemal z dnia na dzień stała się gwiazdą pierwszej wielkości. I pobudzeni w swej wyobraźni i w swych apetytach — nie doznajemy zawodu. Czołowa partia spektaklu (Adina) w jej wykonaniu jaśnieje blaskiem wszystkich zalet jej talentu. Artystka zachwyca pięknym, wyrównanym we wszystkich rejestrach brzmieniem swego lirycznego sopranu, imponuje muzykalnością i perfekcją techniczną, urzeka naturalnością i wdziękiem.

Szkoda że, jak na razie, nie zawsze i nie we wszystkim dorównują jej partnerzy Bardzo sprawny muzycznie, dysponujący elastycznym i przyjemnym w barwie tenorem Krzysztof Bednarek (Nernorino) — bywa niepewny emisyjnie Podobnie wahania intonacyjne u Adama Urbana (Belcore) osłabiają ocenę jego żywej interpretacji. Najmilszą bodaj niespodziankę sprawia Zbigniew Kryczka (lekarz-szarlatan Dulcamara), zastępujący chorego M. Krzysztyniaka. Odnajduje się tu zarówno aktorsko, jak i w korzystnym świetle ukazuje walory swego efektownego, barytonowego w barwie głosu.

Ogólny poziom spektaklu nie budzi jednak poważniejszych zastrzeżeń. Wszyscy wykonawcy sprawnie i wyraziście realizują swe zadania sceniczne. Chór brzmi świeżo i czysto, a orkiestra pod batutą Kazimierza Wiencka wydaje się być w niezłej kondycji, choć w koordynacji całego zespołu zdarzają się drobne potknięcia, a w niektórych miejscach przydałoby się może nieco więcej lekkości i brawury

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji