Artykuły

Kompleksy retro

Pod wpływami kultury romańskiej byliśmy zawsze, odkąd nauczyliśmy się pisać, ale nigdy w niewoli. Ostatnio coś jakby się zmieniło na niekorzyść. Można tak mniemać, bo ostatnio w Warszawie rozbiła się bania z romańszczyzną. Dwie farsy francuskie — w Kwadracie Pepsi, w Rozmaitościach Zajmij się Amelią Feydeau i w dodatku Bel-Ami i jego sobowtór Luciano Codignoli w Powszechnym. Motyw francuski, autor włoski. Ciekaw jestem, co robią urzędnicy warszawskiego Wydziału Kultury, którzy zatwierdzają teatralny repertuar? Do nich przecież należy sprawa koordynacji. Jeszcze raz potwierdza się stara prawda — repertuar może być sobie jaki chce, byle nie był zbyt interesujący.

Nie jestem wrogiem kultury romańskiej ani francuskich fars, ale we wszystkim musi być umiar. Poza tym łatwo przewidzieć skutki takiej fali. Bardzo prędko nastąpi odpływ, krąg kultury romańskiej zniknie z naszych scen, po czym znowu będzie przypływ itd.

Że farsy francuskie, przy całej swojej łatwości, są gatunkiem trudnym — to wiadomo. Najlepszym przykładem jest premiera w Rozmaitościach „Zajmij się Amelią”. Po prostu trzeba umieć to zagrać. Nasze asy repertuaru rozrywkowego na próżno zmagają się z wymogami gatunku, usiłując grać wszystko tak samo — i Osiecką, i Młynarskiego, i Feydeau i jeszcze kogoś innego.

O wiele ciekawszą sprawą, a od motywów farsowych wcale nie odległą. jest prapremiera Bel-Ami…. W którymś z poprzedzających ją wywiadów wyrażano dumę, że wystawienie w Powszechnym sztuki Codignoli, jest prapremierą światową. Uśmiałem się serdecznie. Tak to bywa, gdy się w zamęcie pracy twórczej traci poczucie rzeczywistości, a raczej dopuszczą się, aby szalały niczym nie miarkowane stare snobizmy i kompleksy.

Rozumiem jeszcze takie stawianie sprawy, gdy chodzi o dzieło jednego z dramaturgów czołówki światowej, chociaż lepiej, żeby każdy kraj zdobywał się na własne wielkości. Ale traktowanie w taki sposób sztuki Codignoli jest pewną przesadą. W ten sposób każdy teatr mógłby reklamując dzieło bardzo średniego autora ogłaszać, że jest to prapremiera światowa. Byłoby to dowodem braku realizmu.

Przedstawienie w Powszechnym prapremierą światową może dopiero się stać, jeżeli sztuka wykaże siłę przebicia na wybitne sceny w różnych krajach.

Może się stać, a może i nie stać. W tym ostatnim utwierdza mnie pewien błąd w założeniu, popełniony przez Codignole. Otóż sądzę, że wcale nie chciał on napisać sztuki dobrej. Przede wszystkim chciał napisać sztukę mądrą albo o której mówiono by, że jest mądra, intelektualna itp. Jak kama dżdżu, tak Codignola łaknie mądrości, dlatego nie baczy, że materia trzeszczy jak prześcieradło nadmiernie maltretowane przez bohaterów Maupassanta.

Napisanie adaptacji Bel-Ami byłoby za mało mądre, ale od powieści tak zupełnie odejść nie można, bo fabuła zatrzymuje widza w krzesłach, a autor nie czuje się na siłach wymyślić coś równie atrakcyjnego. Wobec tego siebie doczepia do czyjejś fabuły. Wprowadza na scenę Maupassanta dyskutującego o święcie w sposób tyleż dosadny, co niezbyt odkrywczy, o kobietach, jeszcze mniej ma do powiedzenia o swoim pisarstwie i powieści. Ale żeby rzecz
była wystarczająco teatralna, Maupassant na scenie musi mieć odpowiednio mocnego i atrakcyjnego partnera. Cóż więc robi Codignola? Coś bardzo prostego… wskrzesza Flauberta, który umarł pięć lat przed powstaniem Bel-Ami i każę obu panom wieść tzw. głębokie rozmowy na tematy ogólne, osiągając w ten sposób udziwnienie do sześcianu. W rezultacie widz cierpliwie czeka, aż obaj panowie skończą i aktorzy będą mogli podjąć inscenizowanie powieści.

A inscenizowanie to jest bardzo interesujące, tym bardziej że przy wszystkich walorach nie jest wolne od pomyłek. Kształcony w Polsce Włoch Giovanni Pampiglione chciał mieć argument „nie do odrzucenia” w postaci aktorskiej gwiazdy, mniej natomiast wpatrzył się w samą sztukę. Gwiazdą jest Wojciech Pszoniak, ale jest to gwiazda innego gatunku. Nie tego, który jest akurat potrzebny.

Pszoniak wciela się w Maupassanta. W porządku. Kiedy zaczyna jednak być Bel Ami, coś w porządku być przestaje. Postać działa przeciwko możliwościom fizycznym tego wybitnego aktora. Dlatego Pszoniak, broniąc się, gra dalej Moryca z Ziemi obiecanej, który nie uwodzi, on „sze kręci”.

A przecież dla wizji Bel Ami w tej sztuce najważniejsze są słowa Maupassanta. U Codignoli mówi on, że Bel Ami jest tym, kim byłby on sam, gdyby miał zdrowie i temu podobne przymioty. Jest to pewna idealizacja, prawo kompensacji. Dlatego w sztuce włoskiego autora postać Bel Ami, powinien zagrać ktoś inny. Można nawet określić, jak powinien wyglądać: jeśli Pszoniak jest niskiego wzrostu, tamten powinien być wysoki, jeśli Pszoniak jest ław. rzadkim blondynem, tamten powinien dysponować bujną czupryną, może być sztuczna. Tu potrzebny jest — nie bójmy się tego słowa — amant.

Ten typ aktora we współczesnym teatrze wymarł niemal zupełnie. Dlatego można podejrzewać, że trudności obiadowe mogły mieć również wpływ na wystawienie sztuki Codignoli.

Przyszła moda retro, wszak moda na farsę i fin de siecle jest tego odbiciem. Powstało zatem znowu zapotrzebowanie na amantów, tzw. prawdziwych mężczyzn. Tego zapotrzebowania aktorami charakterystycznymi nie da się zaspokoić. Stara prawda — nie wystarczy chcieć, trzeba móc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji