Artykuły

Lekcja śpiewu

Początek nie był zachęcający. W uwerturze tylko smyczkowcy i dyrygent rozumieli, jak należy grać muzykę Rossiniego, pozostali muzycy mieli pewne kłopoty i z tempami, i linią melodyczną. Chór w pierwszej scenie także nie zachwycił i dopiero z wejściem na scenę Ewy Podleś w przedstawieniu dokonała się cudowna przemiana.

Ile mamy obecnie śpiewaczek naprawdę światowego formatu? 5, 10? Niezależnie jednak od ustalonej liczby, w czołówce zawsze znajdzie się Ewa Podleś. Po dłuższym pobycie za granicą wróciła do Polski i próbuje tu znaleźć dla siebie miejsce. Z różnym zresztą skutkiem. We Wrocławiu zaśpiewała gościnnie Dalilę, w macierzystym teatrze w Warszawie właśnie dostała wymówienie i dopiero Teatr Wielki w Poznaniu złożył propozycję godną jej talentu: rolę babilońskiego wojownika, Arsace w operze Rossiniego Semiramida.

Dzięki popisowej arii Arsace wygrywała Podleś wszystkie konkursy, ale na scenie zagrała go dopiero przed dwoma laty zaproszona przez wenecki Teatro La Fenice. Po Semiramidę rzadko bowiem sięgają opery. Ten wielki fresk historyczny (trzy godziny pięknej muzyki absorbującej słuchacza do granic wytrzymałości) wymaga bowiem wielkich wykonawców. Należy do nich z pewnością Ewa Podleś. Jej głos o olbrzymiej rozpiętości, pięknie brzmiący w dolnych rejestrach i o nienagannej czystości górnych dźwięków zachwyca zarówno mocą, jak i koloraturową giętkością. Na dodatek w Semiramidzie nie tytułowa postać jest szczególnie efektowna, ale właśnie Arsace, którego babilońska królowa pokochała miłością kazirodczą. Ewa Podleś zaś ze zdumiewającą lekkością pokonuje techniczne zawiłości, wyśpiewał je wszystkie nuty i na dodatek dodaje tej muzyce to, czego żądał kompozytor: wirtuozerię i blask. Takie artystyczne kreacje w polskich teatrach operowych zdarzają się niezmiernie rzadko.

Na dodatek Ewa Podleś potrafi wpłynąć na partnerów. Dzięki niej zaczynają oni śpiewać zupełnie inaczej. Doświadczyła tego Agnieszka Kurowska, która w dwóch duetach kluczowych dla opery potrafiła świetnie dostroić swój głos do partnerki, podczas gdy w pozostałych momentach wyraźnie zmagała się z zawiłościami roli Semiramidy. Rossini zresztą był w gruncie rzeczy bezlitosny dla śpiewaków, pisał muzykę prawdziwie wokal tą, ale za to wymagał perfekcji. Kto tego nie rozumie, nie powinien śpiewać tej muzyki (np. Janusz Borowicz — poznański As-sur). Dobrze natomiast zaprezentował się Błażej Grek (Idreno) i Andrzej Ogórkiewicz (Oroe). Również orkiestra pod sprawnym kierownictwem Andrzeja Borejki w późniejszych scenach zatarła początkowe niezbyt przychylne wrażenia.

Spektakl jest dziełem dwójki Włochów, którzy Semiramidę zadedykowali swemu mistrzowi Felliniemu. Te artystyczne związki dla postronnego widza są jednak mało czytelne. Pampiglione i Migneco zrobili spektakl dość tradycyjny, acz staranny, w którym szczególnie zachwycają piękne kostiumy. Warto, by tę Semiramidę pokazać w innych miastach Polski, zwłaszcza że nie była ona u nas wystawiana od ponad 130 lat. Powód, dla którego sięgnięto po nią w Poznaniu, jest jednak szczególny. Ta premiera inauguruje jubileusz 75-lecia poznańskiej opery, która swą nazwę: Teatr Wielki otrzymała za wiele znakomitych osiągnięć artystycznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji